[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Jak to co? Prawdę, oczywiście. Opowiedziałem jej ze
szczegółami o naszym płomiennym romansie, nieprzespanych nocach
i wyuzdanym...
-Scott!!!
Na widok jej przerażonej miny dostał ataku śmiechu.
- Spokojnie. Wyjaśniłem Larissie, że to nie jej sprawa. Mimo
tych zapewnień Lidia nie poczuła się lepiej. Jeszcze nigdy nie była tak
84
RS
zażenowana jak w tej chwili. Cóż, sama się o to prosiła. Znała swoją
siostrę. Powinna się domyślić, że obecność Scotta podziała na nią jak
płachta na byka.
- Nie przejmuj się. Nic wielkiego się nie stało. Larissa
zachowywała się po prostu jak wścibska siostra. Znam to z własnego
doświadczenia.
- To nie był dobry pomysł. Chcieliśmy je przechytrzyć, a
osiągnęliśmy efekt przeciwny do zamierzonego. Teraz obie będą
jeszcze bardziej zdeterminowane, żeby wtrącać się w nasze życie.
- Spójrz na to z innej strony. Naprawdę wolałabyś spędzić ten
wieczór z księgarnianym Garym? Sprawiał wrażenie, jakby chciał cię
zamknąć w gablocie niczym białego kruka. W dodatku nie potrafi
wychwycić wyraznej aluzji. Gdyby nie ja, jeszcze długo by cię
zadręczał.
- Jakoś bym sobie z nim poradziła.
- Nie wątpię, ale moja obecność znacznie ułatwiła sprawę.
Podobnie jak twoje pojawienie się na przyjęciu u Shane'a i Kelly.
Dzięki tobie Heather nie przedstawiła mi żadnej swojej przyjaciółki.
Lidia zaczęła rozmasowywać sobie skronie. Poczuła się nagle
bardzo zmęczona.
- Trzy imprezy w ciÄ…gu jednego tygodnia to dla mnie zbyt wiele.
Na szczęście na jakiś czas mamy spokój. Wreszcie będę mogła skupić
siÄ™ na pracy.
- Sądzisz, że Larissa tak łatwo się podda?
- Będzie musiała. Dobrze wie, że praca jest dla mnie
najważniejsza.
85
RS
Scott mruknÄ…Å‚ coÅ› niezrozumiale, po czym w milczeniu
zaparkował pod domem.
- Może następnym razem - odezwał się, wysiadając z samochodu
- spotkalibyśmy się tylko we dwoje? Nie z powodu jakiegoś
przyjęcia?
- Pewnie, czemu nie. - Przypomniała sobie dawne czasy, kiedy
umawiali się w restauracjach. - Planowaliśmy przedyskutować ten
artykuł, który ci ostatnio dałam.
- Prawdę mówiąc, nie to miałem... - Urwał i uśmiechnął się z
przymusem. - Masz rację, chętnie o nim porozmawiam.
Nawet nie próbowała odwieść go od pomysłu odprowadzenia jej
pod drzwi. I tak by nie posłuchał. Był dżentelmenem w każdym calu,
lecz gdy dotarli na górę, spojrzał na Lidię w taki sposób, że zabrakło
jej tchu.
- No... to... na razie - wydukała i sięgnęła do klamki. Zatrzymał
ją, kładąc jej dłoń na ramieniu.
- Zwyczaj nakazuje zakończyć randkę pocałunkiem na dobranoc.
- Ale... to przecież nie była randka... Dotknął palcami jej
policzka.
- Moim zdaniem, wypadła całkiem prawdziwie. -Scott...
- Czyżbym znowu komplikował sprawy?
Nie potrafiła oderwać wzroku od jego ust. Znajdowały się
zaledwie centymetry od jej własnych.
- Owszem.
- Chcesz, żebym przestał?
Niemal wyrwało jej się spontaniczne nie".
86
RS
- Tak, chcę, żebyś przestał.
- Kłamczucha - rzekł z uśmiechem i przyciągnął ją do siebie.
87
RS
Rozdział 6
Lidia obiecała sobie, że to więcej się nie powtórzy. A gdyby
nawet do czegoś doszło, zamierzała pozostać nieugięta i nie
zareagować. W każdym razie nie tak, jakby Scott sobie życzył.
Wiedziała, że musi natychmiast się wycofać. Jednak zamiast tak
postąpić, objęła go za szyję i zachęcająco rozchyliła usta. Wkrótce
przylgnęła do Scotta całym ciałem i poczuła, że bez reszty zatraca się
w pocałunku.
To Scott przerwał namiętny pocałunek. Podniósł niechętnie
głowę i, zaczerpnąwszy głęboko powietrza, spojrzał na Lidię z
dziwnym wyrazem twarzy. Nie dostrzegła w jego oczach ani śladu
rozbawienia. Przyglądała mu się, nie będąc w stanie wykrztusić
jednego słowa. Zresztą nawet gdyby mogła wydobyć z siebie głos, z
pewnością nic sensownego by nie powiedziała.
W chwilach takich jak te żałowała, że nie jest bardziej podobna
do siostry. Larisa wiedziałaby, jak się zachować. Poradziłaby sobie z
tą niezręczną sytuacją, posiłkując się humorem. Nie gapiłaby się na
Scotta jak idiotka, która całkowicie zatraciła zdolność formułowania
jasnych myśli.
Scott odezwał się pierwszy.
-To... może spotkalibyśmy się jutro? Moglibyśmy
przedyskutować ten artykuł i...
Lidia powoli wracała do rzeczywistości. Kiedy wreszcie
odzyskała mowę, odparła z wystudiowanym spokojem:
88
RS
- Dziękuję, ale nie. Mam dużo pracy.
Przez moment wydawało jej się, że Scott będzie opono wał, ale
niemal natychmiast zrezygnował.
- Rozumiem. Ja też narobiłem sobie zaległości.
- Już o tym rozmawialiśmy i doszliśmy do wniosku, że żadne z
nas nie ma czasu na randki.
- No tak... racja.
Ku uldze Lidii odsunął się na bezpieczną odległość Oddychało
jej się znacznie lżej, kiedy dzielił ich dystans.
- Na razie - dodał na odchodnym. - Zadzwonię do ciebie.
- Oczywiście.
Wymiana nic nieznaczących uprzejmości. Pierwszy raz zdarzyło
im się rozmawiać z sobą w ten sposób. A tak dobrze między nimi się
układało! Zniszczyli przyjazń niepotrzebnymi pocałunkami, uznała
Lidia. Powinna potraktować to jako nauczkę na przyszłość.
Weszła do mieszkania i zamknęła drzwi.
- Koniec zabawy - powiedziała na widok zalegającej na biurku
sterty prac do poprawienia. - Pora na powrót do szarej codzienności.
Scott nie kontaktował się z nią do końca tygodnia. Nie
oczekiwała zresztą, że się do niej rychło odezwie. W poniedziałek
rano dostarczono jej do biura piękny bukiet białych róż. Nie znalazła
przy nim żadnego bilecika, je dynie nazwisko i adres odbiorcy.
Zdziwiona zmarszczyła w zamyśleniu brwi. Dlaczego Scott nie
załączył kartki? Czyżby był przekonany, że będzie wiedziała, od kogo
pochodzi przesyłka? I co próbuje jej powiedzieć?
Może to nie Scott? Jeśli nie on, to kto?
89
RS
Lidia rozmasowała dłońmi skronie. Od dwóch dni wyjątkowo
zle sypiała. Przewracała się z boku na bok na łóżku albo, wpatrując się
w sufit, odtwarzała w myślach piątkowy pocałunek. Wolała nie
analizować uczuć, jakie w niej obudził. Były zbyt niepokojące. Miała
problemy z koncentracją i nie była w stanie skupić się na pracy.
Zdecydowanie zbyt często przyłapywała się, na tym, że myśli o
Scotcie.
- Pani McKinley?
Oderwawszy wzrok od róż, spojrzała na młodą dziewczynę,
stojÄ…cÄ… w drzwiach.
- O co chodzi, Jessico?
- O dzisiejsze zadanie - usłyszała nieśmiałą odpowiedz. - Nie
bardzo zrozumiałam, co mamy zrobić. Czy mogłaby mi pani
wytłumaczyć jeszcze raz?
Lidia wyjaśniła to grupie dwa razy, i to ze szczegółami. Jessica
była jednak zbyt zajęta siedzącym obok przystojnym kolegą, żeby
zwracać uwagę na to, co mówi wykładowca.
Już miała ją zrugać i odesłać z kwitkiem, ale przypomniała
sobie, że ostatnio sama ma kłopoty z powodu mężczyzny. Nie
powinna więc mieć tego za złe młodszej od niej studentce.
- Dobrze, wejdz. Do następnego wykładu pozostało pięć minut.
Następnym razem radzę usiąść z dala od pana Shermana.
Dziewczyna zarumieniła się po korzonki włosów.
- Oczywiście, będę bardziej uważać.
90
RS
- Zamierzasz grać dalej czy będziesz tak siedział i
kontemplował? - Zirytowany Cameron niecierpliwie zabębnił palcami
w stół.
- Chwileczkę, myślę - odparł Scott.
- Właśnie widzę, ale chyba nie o pokerze.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]