[ Pobierz całość w formacie PDF ]

konkurentów sądzi, że skoro wyjechałem na drugi koniec świata, to nie kontroluję tego,
co dzieje się w głównej bazie dowodzenia.
Zamyślił się i milczał przez kilka minut.
- Muszę ci o czymś powiedzieć - odezwał się w końcu. - Wiedziałaś, że Peter Co-
oper miał brata?
- Tak - odpowiedziała automatycznie.
- Wiedziałaś, że to ja?
Chociaż Taryn nie zemdlała nigdy wcześniej, pomyślała, że za chwilę właśnie to
zrobi. Najwyrazniej Cade zauważył, co się dzieje, ponieważ poradził, żeby opuściła gło-
wę. Gdy nie wykonała żadnego ruchu, podszedł do niej i obrócił jej krzesło tak, żeby
ustawić ją w odpowiedniej pozycji. Po kilku sekundach zawroty głowy minęły.
- Puść mnie - powiedziała słabo. - Nie mi nie jest.
- Na pewno? - Przyjrzał jej się uważnie, a ona odwzajemniła badawcze spojrzenie.
- Jak to możliwe? Przecież masz inne nazwisko.
Wzruszył ramionami.
- Cooperowie zaadoptowali mnie, kiedy miałem pięć lat. Cztery lata pózniej uro-
dził się Peter.
Taryn nie miała odwagi zapytać, dlaczego nie powiedział o tym na początku ich
znajomości, ale musiała poznać odpowiedz. Z drżącym sercem wyszeptała:
- Dlaczego mówisz mi o tym dopiero teraz?
Zmrużył oczy.
- Ponieważ chciałem się przekonać, jakim jesteś człowiekiem - wyjaśnił tonem tak
lodowatym, że chciała uciec.
- Nadal nie rozumiem...
- Musiałem wiedzieć, jaka kobieta mogłaby roześmiać się w twarz mężczyznie,
który prosi ją o rękę - dodał z powagą.
Zbladła i zaczęła się trząść. Z trudem zdołała wyartykułować kolejne słowa.
- SkÄ…d o tym wiesz?
R
L
T
- To bez znaczenia. - Zrobił pauzę, zanim dodał: - Chyba rozumiesz, że chciałem
się dowiedzieć, dlaczego odebrał sobie życie?
Resztkami sił zapanowała nad nerwami.
Uniosła głowę i spojrzała mu prosto w oczy.
- Czy naprawdę sądzisz, że nie żałowałam tamtego wybuchu śmiechu? %7łe nie czu-
łam się winna tego, co się stało? Myślałam, że on żartuje.
- Mężczyzni nie żartują z takich rzeczy - wycedził przez zęby, a każde słowo
brzmiało jak zarzut - Skąd ci to przyszło do głowy?
- Bo byliśmy tylko przyjaciółmi! - krzyknęła. - Nigdy nawet się nie pocałowali-
śmy!
- NaprawdÄ™?
- Właściwie sądziłam, że ma kochankę - kontynuowała z kamienną twarzą - albo
kochanka.
- Zapewniam cię, że daleko mu było do geja. Skoro mówisz prawdę, to dlaczego,
do diabła, ci się oświadczył?
- Nie wiem - powiedziała łamiącym się głosem. - Naprawdę potraktowałam tę nie-
spodziewaną propozycję jak dobry żart. Nadal nie mogę uwierzyć, że Peter mnie kochał.
- Jakoś trudno mi to pojąć - oświadczył bezbarwnym głosem. - Znałem brata lepiej
niż ktokolwiek inny. Nie działał impulsywnie. Nie poprosiłby o rękę kobiety, której
uczuć nie byłby pewien.
- Tylko ci się tak wydaje - zaprotestowała słabo. Nie masz racji. On bywał impul-
sywny. Przed śmiercią ekscytował się ostatnim zleceniem. To wiele dla niego znaczyło.
Powiedział mi, że w końcu da powód do dumy swojej rodzinie. Projektowanie rzezby
wprawiało go w euforię. Nie mógł się doczekać rozpoczęcia pracy. - Wstrząśnięta spoj-
rzała na swoje zaciśnięte pięści. Spróbowała się uspokoić. - Przysięgam, że gdy widzia-
łam go po raz ostatni, nie sprawiał wrażenia człowieka, który zamierza się zabić.
- Ponieważ sądził, że go kochasz - rzucił Cade bezdusznie. - Co mu powiedziałaś
po tym, jak roześmiałaś mu się w twarz?
R
L
T
ROZDZIAA JEDENASTY
Taryn wzdrygnęła się pod wpływem bezlitosnego spojrzenia Cade'a.
- Powiedziałam, że chociaż bardzo go lubię i cenię jako przyjaciela, nie darzę go
miłością.
- Jak przyjął to wzniosłe wyznanie?
Zaczerwieniła się, po czym zbladła.
- Poprosił, żebym na zawsze zapamiętała go jako dobrego przyjaciela.
- I nie przyszło ci do głowy, że chciał się w ten sposób pożegnać? - zapytał z nie-
dowierzaniem.
- Oczywiście, że nie. Chociaż... zdawałam sobie sprawę, że to koniec naszej przy-
jazni. Oświadczyny wszystko zmieniły. - Cade milczał, więc dodała szeptem: - Kocha-
łam go, ale nie w taki sposób jak on mnie, i to się nie zmieniło...
Kiedy on trwał bez ruchu niczym kamienny posąg, ona na nowo przeżywała dawne
emocje.
- Nie wiem, jak mogłam mu pomóc.
- Nie mogłaś. - Spojrzał na nią z taką intensywnością, że musiała cofnąć się o krok.
- Przypuszczam jednak, że mógłby zmienić zdanie w sprawie samobójstwa, gdybyś od-
dała mu pieniądze.
- Jakie pieniądze? - Spłonęła rumieńcem, gdy pojęła sens jego słów. - Nie mogłam
tego zrobić. Rodzice zdążyli wykorzystać całą kwotę na wykończenie jachtu. Poza tym
on nalegał, żeby je zachowali. Myśl, co chcesz, Cade, ale tak właśnie było.
Potrząsnął głową.
- Nie chodzi mi o darowiznę dla twoich rodziców, ale o sumę, którą zamierzał
przeznaczyć na rzezbę.
Jego słowa odbijały się echem w głowie Taryn. Nie miała pojęcia, co sugerował.
- O czym ty mówisz?
Cade uniósł jedną.
- Nie udawaj niewiniÄ…tka, Taryn.
R
L
T
Coś w niej umarło. Pozostała jedynie rozpacz i bolesna pustka. Zrozumiała, że Ca-
de ją namierzył, odnalazł i rozkochał w sobie tylko po to, by dowiedzieć się, gdzie znik-
nęły pieniądze Petera. Sądził, że okradła jego brata, i zamierzał tego dowieść. Wszystko,
co mówił i robił, było kłamstwem. Przez cały czas udawał. Grał przed nią człowieka,
którym nie był.
Z nerwów żołądek podszedł jej do gardła, więc uniosła jedną rękę i nakryła dłonią
usta.
- Nie ruszaj się - rozkazał.
Zamknęła oczy, żeby ukryć wyzierający z nich ból. Dlatego zdumiał ją zimny do-
tyk szkła, który poczuła, gdy Cade wcisnął jej w ręce szklankę wody.
- Wypij to.
Gdy musnął palcami jej dłoń, przeszył ją dreszcz, pomimo ogromnej złości, którą
do niego czuła. Nie mogła zrozumieć, dlaczego jej zdradzieckie ciało reaguje w ten spo-
sób na bliskość mężczyzny, który uważał ją za oszustkę i złodziejkę. Próbowała podsycić
gniew, ale wykrzesała jedynie smutek z tego powodu, że tak piękna fantazja zamieniła
siÄ™ w mroczny koszmar.
- Dziękuję - powiedziała zmienionym głosem, modląc się w duchu, żeby stanął jak
najdalej od niej. Zcisnęła mocno szklankę, zanim dodała: - Nie mam nic, co należało do
Petera, zwłaszcza pieniędzy.
- Jeśli nie ty, to kto?
- Nie wiem... - Głos jej się załamał, więc spróbowała ponownie: - Wiem tylko tyle, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • apsys.pev.pl