[ Pobierz całość w formacie PDF ]
trzydziestym trzecim piętrze. Posadzkę stanowił lśniący marmur i Greg z
ręką ciągle na jej łokciu szedł przez dużą salę. Szykownie ubrana
recepcjonistka powitała ich olśniewającym uśmiechem.
- Proszę wejść, panie Bennett. Załatwiali inne sprawy, ale już skończyli.
- Dziękuję, Nancy.
RS
54
Otworzył wypolerowane dębowe drzwi i zaczekał, by Mickey weszła
pierwsza. Dywan pod jej stopami był puszysty, pokój ogromny, a w środku
siedzieli inwestorzy wokół wąskiego marmurowego stołu, w którego blacie
odbijały się ich twarze. Mickey wciągnęła powietrze i zatrzymała się. Ale
Greg nie pozwolił jej na to i stanowczo prowadził do przodu, aż doszli do
końca stołu.
- Panna Mickey Callahan - przedstawił ją.
Osiem głów skłoniło się jednocześnie. Tylko jeden z nich był łysy. I żaden
nie był tłusty. To byli bystrzy, wybitni ludzie interesu i na takich wyglądali.
Przełknęła ślinę i usiłowała zwalczyć chęć ucieczki. Oczywiście, nie mogła
uciec. Przede wszystkim dlatego, że Greg stał tuż za nią. A poza tym nie
była zdolna do takiego tchórzowskiego zachowania. Mogła być przerażona,
ale nie pozwoliła sobie, by to przeszkodziło w zrobieniu tego, co musi być
dokonane.
Zmusiła siebie, by nie patrzeć na stół, lecz na zgromadzonych.
- Miss Callahan - spotkały ją zimne błękitne oczy. - Pozwoli pani, że
przedstawię siebie i moich kolegów. Nazywam się Ned Harrington - i dalej
po kolei wymieniał nazwiska: - Jim Prentice, Tom Colombi, Harry Geiger,
Nick Pandas, Jerry Devina, Dick Cooper, Joe Jacobsen.
Mickey skłaniała głowę przy każdym nazwisku.
- Rozumiem - mówił dalej Harrington - że jest pani rzecznikiem
podziemnego budownictwa. Czy zechce nam pani powiedzieć, dlaczego
uważa pani. że taka koncepcja jest korzystniejsza dla naszej inwestycji niż
to, co pierwotnie zamierzaliśmy?
Mickey skłoniła głowę,
- Oczywiście, panie Harrington. Po pierwsze, jest czynnik estetyczny w
połączeniu wyglądu budynków z otoczeniem naturalnym. - Poczuła, że
biznesmen siedzący koło niej lekko sztywnieje, ale nie spojrzała na niego. -
W mieście ziemia osiąga oczywiście olbrzymie ceny. I dlatego rozsądne jest
budowanie wieżowców. Na prerii jednakże będzie dużo miejsca. Wysokie,
podatne na wpływ temperatury budynki nie nadają się w Montanie ze
względu na koszt energii. Tamtejsze zimy są długie i ostre. Ogrzewanie
takiego budynku będzie bardzo kosztowne. Z praktycznego punktu widzenia
takie budowle kłócą się ze środowiskiem. Z drugiej strony w obsypanych
ziemią budynkach oszczędza się na ogrzewaniu. - Spojrzała poważnie na
przewodniczÄ…cego.
RS
55
- Zawsze uważałem, że takie budynki przysypane ziemią są ciemne jak
piwnice czy tunele kolei podziemnej - powiedział Nick Pandas.
Mickey pokiwała głową.
- Obawiam się, że wielu w ten sposób myśli. - Jej nerwowość w trakcie
mówienia zupełnie znikła. - Bardzo często tylko trzy boki i dach takiego
budynku są obsypane skarpą ziemną. W rzeczywistości to nie budynek jest
zakopany w ziemi, a raczej ziemia obudowuje go wokół. Inaczej mówiąc,
jest wbudowany w skarpę. Ziemia działa jako materiał izolujący, utrzymując
jednakową temperaturę. Czwarty bok od strony południowej jest wystawiony
na słońce. Wykorzystanie energii słonecznej daje możliwość obniżenia
kosztów ogrzewania do minimum.
- Proszę to wyjaśnić.
Słuchano jej z pełną uwagą, a ona coraz bardziej była pewna siebie.
- W Montanie jest bardzo dużo słońca. Południowe okna wpuszczają
ciepło. Wewnętrzne ściany z cegły albo kamienia gromadzą je i prze-
chowujÄ….
- A w lecie? - tym razem pytanie zadał Joe Jacobsen.
- Te okna można otwierać - wyjaśniła. - I można zastosować zasłony
izolacyjne. Przez pochylenie dachu w lecie ogranicza się w dużym stopniu
nadmiar słońca.
- Czy jednak w zimie nie jest tam lodowato? Mickey zaprzeczyła ruchem
głowy.
- Pierwotni osiedleńcy w Montanie używali do budowy domów darniny.
Nazywali je damiówkami. Nie budowali pod ziemią. Używali darniny z
powodu niedostatecznej podaży drewna budowlanego. Ludzie zauważyli
jednak, że takie domy są chłodniejsze w lecie i cieplejsze, w zimie. Indianie
z górnej Missouri okładali darnią dachy swoich wigwamów. Inni tubylcy
mieszkali w chatach pod ziemią albo w jaskiniach. Tak było w Turcji, na
Sycylii, w Hiszpanii i na Wyspach Kanaryjskich. - Zaczerpnęła powietrza.
- W prawidłowo zbudowanych domach izolowanych ziemią temperatura
nie spada poniżej dwunastu stopni Celsjusza, to znaczy - zamilkła
dramatycznie na chwilę - bez żadnego ogrzewania. To zrozumiałe, że w
takich budynkach ogrzewanie będzie tańsze niż w tradycyjnych.
Niski mężczyzna na końcu stołu, Tom Colombi, spytał:
- A chłodzenie?
- Skarpa ziemna izoluje budynek od upału. Nie będzie tam dwudziestu
pięciu stopni.
RS
56
- Nie mówimy o budynkach jednorodzinnych - wtrącił Harrington.
Planujemy budowę kompleksu budynków w kurorcie. Jak można
zaprojektować wszystkie budynki z oknami na południe?
Mickey ponownie odetchnęła głęboko.
- Nie jestem architektem - powiedziała i choć nie spojrzała na Grega,
wyczuła u mego pewien oddzwięk. - Jestem pewna, że pan Bennett potrafi
zająć się tym aspektem. Ja widzę dwie możliwości. Po pierwsze, te domy
mogą mieć kilka pięter. Po drugie, jest możliwość wzniesienia ich
tarasowato, tak by każdy następny budynek zbudować na wyższym poziomie
gruntu.
Obecni przymknęli oczy, usiłując wyobrazić sobie takie rozwiązanie.
- To ważna inwestycja - popatrzyła w twarze wszystkich po kolei.
- Mają panowie okazję zbudować coś więcej niż kurort. To szansa
zbudowania nowatorskiego ekologicznego kompleksu, który będzie
eksploatowany zgodnie z ekonomią. Może stać się modelem dla innych
przedsięwzięć budowlanych.
Spoglądało na nią osiem par oczu, a po chwili rozpoczęły się dalsze
poważne, trudne pytania.
Mickey odpowiedziała na wszystkie, każdy argument spotkał się z
możliwie pełną odpowiedzią. Wreszcie w pokoju zapadła cisza. Wtedy Ned
Harrington wstał i podszedł do niej. Mocno uścisnął jej dłoń.
- Dziękuję, panno Callahan - odezwał się. - Jesteśmy bardzo wdzięczni za
pani przybycie. Rozważymy, co usłyszeliśmy od pani, a po podjęciu decyzji
skontaktujemy siÄ™ z panem Bennettem.
I to był koniec. Greg wyprowadził ją z pokoju. W milczeniu jechali windą.
On ciągle przytrzymywał jej łokieć. Mickey miała uczucie, że zaraz upadnie.
Cała jej sztywność nagie zniknęła i poczuła się wykończona. Stanąć przed
tymi milionerami okazało się trudniejsze, niż przewidywała.
Spojrzała na zegarek, stwierdzając ze zdziwieniem, że całe posiedzenie
trwało tylko godzinę.
Na ulicy Greg przywołał taksówkę i pomógł jej wsiąść. Oparła się o tył
fotela i westchnęła. Chciała go spytać, jak jej poszło, ale jego wcześniejsze
uwagi jeszcze sprawiały jej ból, siedziała więc bez słowa.
- Bloomingdale - Greg podał adres kierowcy.
Mickey odwróciła się, zdecydowana okazać twardą niezależność.
- Chcę wrócić do hotelu. Jestem zmęczona.
RS
57
- Przejdzie ci to - powiedział. - To tylko reakcja po konferencji.
Przyrzekłem twojej matce, że zrobimy zakupy, a jestem człowiekiem, który
dotrzymuje słowa.
- Ale...
- %7ładnych ale - Greg był stanowczy. - Zrobimy niewielkie zakupy, a
potem zjemy lunch. A po lunchu dalszy ciąg zakupów.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]