[ Pobierz całość w formacie PDF ]
podłodze i z radością otwierały podarunki. Uroczysty i podniosły nastrój sprawił, że
do oczu Zan napłynęły łzy. Z czułością patrzyła, jak Carlo przytula małą
dziewczynkę z nogą w gipsie, i coś jej szepce na ucho. Podeszła do niego.
- Jak dziecko Kelly?
- Nie miałem kiedy sprawdzić. - Spojrzał na nią pytająco. - Idziemy?
- W tych strojach? - Zan zerknęła na siebie z powątpiewaniem.
- Czemu nie? W końcu jest Wigilia.
Wsiedli do windy i pojechali na oddział dziecięcy. Pracownicy powitali ich z
radością.
- Jak mały Turner? - Carlo podszedł do inkubatora i spojrzał na dziecko
podłączone do rurek i monitorów.
- Całkiem dobrze. - Lekarka opiekująca się chłopcem spojrzała na wyświetlacz
i zmieniła ustawienie pokrętła. - Gazometria spadła i musieliśmy go w nocy
wentylować, ale już się wszystko ustabilizowało.
Kiedy Carlo rozmawiał z lekarką, Zan zauważyła Kelly i Mike'a, krążących
przy drzwiach. Podeszła do nich.
- Cześć. Jak się macie?
- Dobrze. - Kelly była blada i wychudzona. Patrzyła z czułością na dziecko. -
Karmią go przez rurkę, a ja tak chciałam karmić go piersią.
- Nadal możesz - zapewniła Zan, biorąc ją za rękę i prowadząc w stronę
inkubatora. - Rozmawiałaś o tym z pielęgniarkami?
Kelly pokręciła głową.
- Mają bardzo dużo pracy.
- Nie aż tyle, by nie mogły ci pomóc - powiedziała Zan. - Musisz ściągnąć
pokarm, a potem podadzą go dziecku przez rurkę. - Może teraz go nakarmisz? -
Wiedziała, że Kelly nie czuje się dobrze na oddziale pełnym obcych ludzi. - Pomogę
67
S
R
ci. Pójdziemy do pokoju obok, tam będziesz miała spokój. - Zan spojrzała na swój
strój i zrobiła smutną minę. - Zapomniałam, że jestem elfem.
- Pożyczę ci fartuch - zaproponowała pielęgniarka, która przechodziła obok i
usłyszała wymianę zdań.
Zan zerknęła na Carla, który właśnie skończył rozmowę z lekarką.
- Nie masz nic przeciwko? - zapytała.
- Pewnie, że nie. - Uśmiechnął się. - Zawołaj mnie, gdy będziesz gotowa do
wyjścia.
Zan zarumieniła się lekko.
- Dobrze, Kelly, chodz ze mną, przedstawię cię Daisy - powiedziała, po czym
poszły korytarzem w stronę małego pokoju.
- Kto to jest Daisy? - zapytała Kelly.
Zan zaśmiała się i wskazała dłonią maszynę stojącą na stole.
- Poznaj krowę Daisy. Nazywam tak urządzenie do ściągania mleka. Pokażę
ci, co trzeba robić.
Kilka kropli pokarmu wpłynęło do butelki. Kelly spojrzała nerwowo na Zan.
- Nie za wiele.
- Za kilka dni będziesz miała więcej mleka. To, co masz teraz, nazywamy
siarą. Jest jej mało, ale jest bardzo kaloryczna i zawiera dużo przeciwciał. - Zan
zawahała się. - Miałaś anemię, Kelly, i ważysz zbyt mało. Być może nie będziesz
miała dużo mleka. Wtedy będziemy musieli dokarmiać małego.
W oczach Kelly pojawiły się łzy.
- Rozumiem.
- Teraz najważniejsze, żebyś dobrze się odżywiała, potrzebujesz dużo białka -
powiedziała Zan.
Kelly spojrzała na nią.
- A czy będę mogła sama karmić go piersią?
68
S
R
- Na pewno - zapewniła ją Zan. - Gdy tylko mały nabierze sił, zaczniemy go
przystawiać. Musi się nauczyć.
- A jeśli się nie nauczy?
- Nauczy się - odpowiedziała cierpliwie Zan. - Będziesz świetną mamą, Kelly.
Jak siÄ™ czujesz?
- Jestem zmęczona - przyznała.
- A jak radzi sobie Mike?
Dziewczyna się zasmuciła.
- Tak naprawdę niezle, zważywszy na to, jak bardzo nienawidzi szpitali.
Wróciły na OIOM. Carlo rozmawiał z Mike'em i lekarką.
Uśmiechnął się do Kelly.
- Czy macie już imię dla małego?
Kelly spojrzała na Mike'a.
- Nazwiemy go Eddie, po bracie Mike'a.
Zapadła cisza, a potem odezwał się Carlo.
- To bardzo ładne imię - powiedział. Mike spojrzał na niego i potarł dłonią
kark.
- Nie wiem, jak to powiedzieć, doktorze.
Carlo położył mu dłoń na ramieniu.
- Nic nie mów - powiedział cicho. - Musiałeś podjąć trudną decyzję, ale
zrobiłeś to, co należało. To wymagało odwagi.
Mike potrząsnął głową.
- To pan zrobił to, co należało - powiedział ochrypłym głosem. - Jeśli
będziecie czegoś potrzebować, to jestem zawsze do waszej dyspozycji.
Carlo był wyraznie wzruszony, a Zan schyliła się, by uściskać Kelly.
- Wesołych świąt - powiedziała cicho, patrząc na Eddiego Turnera. Cuda się
jednak zdarzajÄ….
69
S
R
- Byłeś znakomity - stwierdziła Zan, kiedy wracali z Carlem do jej domu. -
SkÄ…d wziÄ…Å‚eÅ› te renifery?
- Przyjechały ze Szkocji. Czemu się wciąż oglądasz za siebie?
- Boję się, że ktoś mnie śledzi - wyznała. - Rano wydawało mi się, że znowu
widzę mężczyznę, który mnie obserwuje.
Carlo spojrzał na nią.
- Tego mężczyznę z restauracji?
- Nie. - Pokręciła głową. - Kogoś innego. Właściwie było ich dwóch.
Carlo spojrzał na nią ze zdziwieniem. Kiedy weszli do mieszkania,
dziewczyna włączyła światełka na choince i zapaliła kilka świec.
- Włożyłam wcześniej szampana do lodówki - powiedziała. - Zaraz przyniosę.
W tym czasie Carlo zdążył zdjąć czapkę i przebrać się w wygodne dżinsy i
graby sweter. Kiedy Zan wróciła z butelką... i dwoma kieliszkami, podszedł do niej i
wziął szampana. Otworzył go i nalał do kieliszków.
- Drżysz.
- Tak. Zmarzłam - przyznała. - W jej głowie klarował się plan. - Wezmę
prysznic i przebiorÄ™ siÄ™ w coÅ› cieplejszego.
Kiedy się wykąpała, z mocno bijącym sercem otworzyła szufladę i wyjęła z
niej torebkÄ™.
Czy się odważy? - pomyślała i zaczęła się ubierać.
Carlo zerknął w stronę sypialni, wybierając numer. Liczył na to, że Zan nie
wróci zbyt szybko.
- Matt? Posłuchaj. Zostaję tu na noc. - Mówił cicho, z niepokojem patrząc na
drzwi sypialni. - Jutro od ósmej rano mam dyżur, ale coś wymyślę, żeby ją ze sobą
zabrać. Nie chcę, żeby została sama. - Uzgodniwszy plan z Mattem, skończył
rozmowę i odłożył słuchawkę.
Otworzyły się drzwi sypialni. Carlo spojrzał w tamtą stronę i zapomniał o
niebezpieczeństwie. Widząc Zan, w jednej chwili przestał myśleć rozsądnie.
70
S
R
Dziewczyna miała na sobie figi, przezroczyste pończochy, które sprawiały, że długie
nogi kusząco połyskiwały, i buty na bardzo wysokich obcasach.
Próbując złapać oddech, podniósł oczy i spojrzał wyżej, na delikatną
krzywiznę talii i pełne piersi dziewczyny.
Uśmiechnęła się i podeszła do niego.
- Tamtej nocy powiedziałam ci, że wszystko dzieje się zbyt szybko. - Mówiła
nerwowo. - Wiem, że powstrzymywałeś się, ale już nie ma takiej potrzeby. Nie
wiedziałam, jak ci o tym powiedzieć...
Wyciągnął rękę i dotknął jej policzka.
- Chyba zrozumiałem.
Zadrżała.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]