[ Pobierz całość w formacie PDF ]

werandy i ujął ją za rękę, zanim zdążyła usiąść za kierownicą.
- Nie odjeżdżaj. Proszę, zostań ze mną.
Jessica patrzyła na ziemię, unikając jego spojrzenia.
- Nie mogę... Muszę jechać do domu... Wrócić do pracy.
- O co tu chodzi? Wyjaśnij mi to.
Wszystko potoczyło się tak szybko, za szybko, jak dla niego. W
jednej chwili kłócili się o jakieś drobiazgi, a parę dni pózniej Jessica była
jedyną i najważniejszą osobą w jego życiu. Sprawy wymknęły mu się spod
kontroli i to go przestraszyło.
Było tak wiele rzeczy, które chciał jej powiedzieć. Najistotniejszą z
nich było to, że bardzo ją kochał. Niestety, tych słów nie udało mu się z
siebie wydusić.
- Nie wiem, co jeszcze mogłabym powiedzieć - cichy głos Jessiki,
zbliżony do szeptu, zabrzmiał łagodnie.
Stali w milczeniu przez kilka sekund, podczas gdy dziewczyna
czekała na odpowiedz Dylana. Rozpaczliwie pragnęła usłyszeć coś od
niego, ale cisza nie miała końca. Tak więc wsiadła do samochodu. Po
policzku spłynęła jej łza, a po niej potoczyły się następne.
Starała się przekonać samą siebie, że to był tylko taki mały wypad,
kilka ekscytujących dni w górskim domku w towarzystwie seksownego
mężczyzny. Ale takie pocieszenie nie przynosiło ulgi. W jej sercu będzie
zawsze puste miejsce, w którym żył Dylan Russell przez tych kilka dni i
namiętnych nocy. Szybko spojrzała we wsteczne lusterko i zobaczyła go
103
RS
po raz ostatni przed zakrętem. Wyglądał na zdruzgotanego w takim samym
stopniu co ona.
Dylan nadal spoglądał na drogę, na miejsce, w którym zniknął mu z
pola widzenia samochód Jessiki. Ona zabrała ze sobą cząstkę jego serca,
pozostawiając w nim ranę na całe życie. Najgorsze było to, że nie wiedział
ani jak do tego doszło, ani co ma z tym zrobić. Od lat uciekał przed
niepokojem związku uczuciowego. Myśl o zaangażowaniu się w
prawdziwy związek przerażała go. Ale teraz odkrył coś, co przeraziło go
jeszcze bardziej - myśl, że może stracić szansę na to, że Jessica będzie
częścią jego życia. O ile nie zrobi czegoś, i to szybko, skończy się na tym,
że straci także przyjazń Justina.
Czuł, jak zimne dreszcze przeszywają jego ciało. Nagle poczuł się
bardziej samotny niż kiedykolwiek w całym swoim życiu. Wrócił do
domku i położył się na sofie, zbyt załamany, żeby wykonać jakiś ruch.
Jedna myśl nie dawała mu spokoju. Musiał koniecznie odzyskać Jessikę.
Tylko jak?
Jessica przytuliła do siebie pluszowego misia. To był prezent od
Dylana na jej szesnaste urodziny. Teraz pozostał tylko on z jej całkiem
sporej kolekcji misiów, ale ciągle bardzo go lubiła. Miał już wprawdzie
naderwane ucho, a jeden z guziczków stanowiących jego oczy, dawno już
odpadł, ale nadal wyglądał uroczo. No i był od Dylana...
- No, mój Guziczku, z pewnością masz jakieś zdanie na ten temat. -
Westchnęła z rezygnacją. - Nikogo jeszcze nie kochałam tak mocno jak
jego, ale nie mogę się zgodzić na związek zastępczy. Chcę od niego tyle,
ile sama jestem gotowa dać. Ani mniej, ani więcej. Chciał, żebym z nim
uciekła w szeroki świat. Z pewnością byłaby to wspaniała wycieczka, ale
104
RS
ostatecznie zeszlibyśmy z chmur, a tu, na ziemi, życie przecież toczy się
inaczej. Nie mogę ignorować moich zawodowych obowiązków. Taka już
po prostu jestem.
Pogładziła misia po głowie.
- Czyż nie miałam racji? Czy może zbyt mocno na niego
naciskałam? A może powinnam była przyjąć to, co proponował? - Miś nie
potrafił odpowiedzieć na te pytania.
Załkała. Azy płynęły jej strużką po policzkach. Siedziała w
samolocie i patrzyła przez okno, nie dostrzegając migających z oddali
świateł lotniska w Seattle.
Skąd we mnie jeszcze tyle łez, zastanawiała się. Myślałam, że
wypłakałam już wszystkie...
Stewardesa przeszła obok jej rzędu, informując, że za dziesięć minut
wylÄ…dujÄ….
Jessica otarła łzy i postanowiła, że wezmie się w garść. Przeczesała
palcami włosy i zmusiła się do uśmiechu, widząc zainteresowanie sobą
dziecka pasażerki siedzącej w rzędzie przed nią. Nie chciała straszyć
malca zapłakaną twarzą. Dziecko po chwili odwróciło się, mogła więc na-
prędce poprawić makijaż. Nie chciała wysiadając z samolotu wyglądać jak
upiór.
Na lotnisku czekał na nią brat.
- Justin, co za niespodzianka! - CoÅ› w wyrazie jego twarzy
zaniepokoiło Jessikę.
- Jesteś sama? - zagaił. - Mam nadzieję, iż się cieszysz, że po ciebie
wyszedłem?
- Naturalnie. Czy były dla mnie jakieś listy? - zapytała po chwili.
105
RS
- Nie było. Ale nie uwierzysz, z kim rozmawiałem kilka tygodni
temu... - zaczął z entuzjazmem. - Pamiętasz Dy-lana Russella? Kiedyś
przyjechaliśmy razem na ferie...
Jessica znieruchomiała na chwilę. Wiedziała, że brat nie jest
świadom uczuć, jakie obudziły w niej jego słowa, i nie chciała go
uświadamiać. Nabrała głęboko powietrza w płuca, po czym powoli je
wydychała. Kiedy to nie pomogło, spróbowała jeszcze raz.
Wreszcie zmusiła się do uśmiechu.
- Ach, tak. Oczywiście, że pamiętam Dylana. Jakżebym mogła o nim
zapomnieć, skoro cały czas o nim opowiadasz?
- Cóż, wyobraz sobie, dostałem od niego e-mail z prośbą, czy
zgodziłbym się na jego pobyt w naszym domku w górach. Skojarzyłem, że
w tym czasie będziesz w Nowym Jorku, wiec przesłałem mu klucze.
Najwyrazniej jednak się rozmyślił. - Zaśmiał się Justin. - To chyba
dobrze? Bo nie byłoby najrozsądniej, gdybyście mieszkali tam razem.
- Cóż, to niedokładnie było tak...
- Tak...? - zaciekawił się jej brat.
- Byłam zaskoczona, kiedy po przyjezdzie w góry zastałam u nas
jakiegoś mężczyznę - zaczęła beznamiętnym tonem. - A jeszcze bardziej
się zdziwiłam, kiedy się okazało, że to jest Dylan, twój kolega z czasów
studenckich... - Postanowiła zmienić temat, bała się bowiem, że jeszcze
słowo i wybuchnie płaczem. - Jesteś w domu na dłużej, czy znowu masz
jakiÅ› lot?
- Nie. W tym tygodniu nie latam. Głównie będę w biurze... No
wiesz... kwestia udziałów...
106
RS
Jechali przez chwilę w milczeniu. Jessica marzyła już o tym, by móc
w spokoju zamknąć się w sypialni i nie zabawiać nikogo rozmową. Nawet
ukochanego brata. Potrzebowała ciszy i spokoju.
Justin przyglądał się bacznie siostrze.
- Co się stało? - zdziwiła się. - Czy mam coś na twarzy? Ubrudziłam
siÄ™?
- Nie, ale masz czerwone oczy, jakbyś płakała. Wyglądasz dosyć
żałośnie - wyznał.
- Dziękuję. Zawsze można na ciebie liczyć. Umiesz poprawić
człowiekowi humor...
- Nie denerwuj się. Po prostu mówię to, co widzę. Płakałaś?
- Nie bądz głuptasem. Dlaczego niby miałabym płakać. Jestem po
prostu zmęczona i dlatego mam zaczerwienione oczy. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • apsys.pev.pl