[ Pobierz całość w formacie PDF ]
obie! Kim wróciła ju\, \eby mu pomóc; trzeba było teraz
odnalezć Chloe...
Nagle przyszło mu coś do głowy. Spojrzał raptownie
w stronÄ™ domu.
- Taras! Nie szukałem przecie\ pod tarasem! - Po-
biegli w jego stronę'. Jared wpadł do domu i po chwili
wybiegł z latarką. Odsunął pokrywę zasłaniającą otwór,
który umo\liwiał dostęp pod taras.
- Nie wyobra\am sobie, \eby miała siłę odsunąć tak
cię\ką pokrywę ani tym bardziej, aby mogła jakimś spo-
sobem zasunąć ją z powrotem od środka; ale na wszelki
wypadek sprawdzÄ™!
Przecisnął się przez przejście i poświecił dookoła la-
tarką, rozglądając się z wytę\oną uwagą. Obszedł spod-
nią część jacuzzi. Chloe nie było. Wypełzł spod tarasu
i zasunÄ…Å‚ pokrywÄ™ z powrotem.
- I co?
- Nie ma jej. - Otrzepał machinalnie i tak wybru-
dzone ubranie. - Nie wiem, gdzie jeszcze szukać...
Wrócili z Kim do domu, trzymając się za ręce. Jared
nie mógł oderwać wzroku od tylnych drzwi kuchni, za
którymi zniknęła Chloe.
- Naprawdę nie mam pomysłu, gdzie jeszcze mo\na
szukać - westchnął. - Czy coś przychodzi ci do głowy?
- Przeszukaliśmy dokładnie cały teren i mówisz, \e
zajrzałeś w ka\dy kąt w domu... - Kim zamrugała ocza-
mi, gdy\ łzy utrudniały jej widzenie. - Nie przychodzi
mi do głowy \adne szczególne miejsce...
Jared pocałował ją w rękę. Czuł się bezradny, jak je-
szcze nigdy w \yciu.
- Chyba trzeba zadzwonić na policję... - mruknął.
Tymczasem, do mieszkania wszedł przez klapę Skok.
Szczeknął, usiadł i popatrzył, jakby chciał coś powie-
dzieć.
Kim przyklękła przy nim i pogłaskała go czule.
- Co się stało, Skok? Tęsknisz za Chloe?
Na dzwięk imienia dziecka Skok szarpnął się i za-
szczekał jeszcze parokrotnie. Potem wybiegł przez klapę
z powrotem na dwór. Szczeknął kolejny raz.
Jared i Kim popatrzyli po sobie.
- On chyba ją znalazł!... - odezwała się.
Rzucili się do drzwi. Skok, który czekał za domem,
szczeknął i pobiegł truchtem do budy, oglądając się na
nich.
Kim ogarnęło nagłe podniecenie. Jared, który cały
czas trzymał ją za rękę, ścisnął ją, na znak, \e ma te
same przeczucia.
Opadł na kolana i zajrzał do psiej budy. Odetchnął
z wielką ulgą, a na jego twarzy zagościł ciepły uśmiech.
Chloe spała smacznie na posłaniu Skoka.
Jared sięgnął i wyciągnął dziecko z budy. Zaniósł je
Kim, mówiąc odruchowo do śpiącej dziewczynki:
- Czy wiesz, jak bardzo nas przestraszyłaś, maleńka?
Nie wiedzieliśmy, gdzie jesteś, i okropnie się o ciebie
martwiliśmy!
Kim uśmiechała się od ucha do ucha.
- Bo\e, jak okropnie się bałam!...
- Musiała wypełznąć ze Skokiem przez klapę. Po-
patrz, śpi słodko.
- Pewnie zmęczyła ją ta wycieczka.
Jared popatrzył na Kim pytająco i odezwał się:
- Czy myślisz, \e mo\emy poło\yć ją na razie w ko-
łysce, a wykąpać dopiero za chwilę?
- Dobrze. Nie powinno jej to zaszkodzić.
Zaniósł dziecko do domu i uło\ył je w kołysce. Pa-
trzyli na nie przez kilka minut. ObjÄ…Å‚ Kim, przyciÄ…gnÄ…Å‚
jÄ… do siebie i szepnÄ…Å‚:
- Na początku po prostu poczułem się za nią odpo-
wiedzialny. Ale teraz kocham ją tak, \e nie chcę oddać
jej do sierocińca ani gdziekolwiek indziej. Poczułbym się
tak, jakby zabrano mi część mojej osoby. - Przytulił Kim
i dodał: - A gdybym stracił ciebie, poczułbym się, jakby
przecięto mnie na pół!
Pocałował ją czule w usta, ujął ją za policzki i, spoj-
rzawszy jej głęboko w oczy, kontynuował:
- Nie obchodzi mnie ju\ dług ani rodzinne waśnie.
Niewa\ne czyj ojciec co zrobił drugiemu. Obchodzisz
mnie tylko ty i to, \ebyśmy byli razem!
Wziął głęboki oddech, \eby trochę się uspokoić, a po-
tem dokończył, mówiąc to, co od pewnego czasu cisnęło
mu siÄ™ na usta:
- Kocham ciÄ™, Kim. Bardzo ciÄ™ kocham! Nie chcia-
łem cię zranić. Proszę cię, przebacz mi.
Odruchowo poło\yła dłonie na jego dłoniach. Oboje
dr\eli ze wzruszenia.
- Nie mówisz tego dlatego, \e chciałabym to właśnie
usłyszeć? - upewniła się.
- Nie. Mówię to, poniewa\ wreszcie się odwa\yłem.
Kocham cię! Tak się bałem, kiedy zrozumiałem, \e za-
kochałem się w tobie, a potem, \e pragnę być z tobą za-
wsze, na zawsze... Ale kiedy dzisiaj opuściłaś mnie, prze-
raziłem się jeszcze bardziej!
Przepełniła ją niewysłowiona radość. Objęła go czule
za szyję i odpowiedziała:
- Kocham ciÄ™! Ja te\ ciÄ™ kocham. NaprawdÄ™!
Ich usta zbli\yły się do siebie, a potem zaczęli się
nawzajem całować. Równie namiętnie, jak wcześniej; ale
ich pocałunki były ju\ inne: teraz całowali się z prawdzi-
wą miłością!
Jared popatrzył na Kim i, wcią\ ją obejmując, powie-
dział:
- Cały jestem brudny. Muszę wziąć prysznic i prze
brać się. Ty te\ trochę się zabrudziłaś... Czy moglibyśmy
wziąć prysznic razem?
Oparła głowę na jego ramieniu. Tak cudownie się czuła!
- Interesujący pomysł, ale nie mam ze sobą \adnych
innych ubrań. A poza tym, niedługo mo\e chyba przy-
jechać twój adwokat?
- Rzeczywiście. Wkrótce powinien tu być.
W końcu Jared umył się i zmienił wybrudzone pod ta-
rasem ubranie na czyste, a Kim zajęła się na chwilę pracą.
Po jakichś dwudziestu minutach przybył Grant Collins.
Skłonił głowę w stronę Kim i przywitał się grzecznie:
- Dzień dobry. Miło znów panią widzieć.
Zaczerwieniła się.
- Chciałabym przeprosić pana za moje zachowanie,
kiedy poprzednio się widzieliśmy - powiedziała. - Nie
mam \adnego usprawiedliwienia.
- Proszę się nie przejmować. Rozumiałem pani sytuację.
Adwokat zaczął relacjonować przebieg spotkania
z matką Chloe. Nazywała się Amy Fenton i nie chciała
swojego dziecka. Z początku mówiła, \e nie jest w stanie
zapewnić mu właściwej opieki, ale wkrótce okazało się,
\e ma nowego chłopaka, który nie miał zamiaru zajmo-
wać się dziećmi. Chciał być wolny, podró\ować i \ądał
od Amy, \eby podró\owała razem z nim. Dziewczyna
musiała wybierać pomiędzy nim a Chloe i wybrała no-
wego chłopaka, porzucając własne dziecko...
Usłyszawszy to wszystko, Jared zmarszczył brwi i za-
pytał:
- DokÄ…d w takim razie trafi Chloe?
Prawnik westchnÄ…Å‚.
- Wszystko zale\y od Terry'ego. Jeśli nie zrzeknie się
praw rodzicielskich, opieka nad dzieckiem zostanie powie-
rzona jemu. Figuruje na akcie urodzenia jako ojciec Chloe.
- Terry nigdy w \yciu nie wezmie na siebie takiej
odpowiedzialności! Nie zamierza wychowywać dziecka.
Udowodnił to zresztą, porzucając je u mnie i oświadcza-
jąc, \e wyje\d\a na długie wakacje!
- Je\eli Terry zrzeknie siÄ™ praw rodzicielskich - wtrÄ…-
ciła się Kim, która słuchała uwa\nie wymiany zdań - czy
wówczas Chloe przejdzie pod opiekę państwa i zostanie
umieszczona w domu dziecka?
Collins zmarszczył brwi.
- Tak prawdopodobnie siÄ™ stanie.
- Zaadoptujmy ją - powiedział Jared, błagalnie pa-
trzÄ…c Kim w oczy. - Ty i ja, razem!...
- SÅ‚ucham?
Objął ją i wyjaśnił:
- Chciałbym się z tobą o\enić. Zaadoptujemy Chloe
i będziemy prawdziwą rodziną!
[ Pobierz całość w formacie PDF ]