[ Pobierz całość w formacie PDF ]

i za wspaniałymi chwilami, które przeżywali razem;
Katherine, Jenny i on.
Przez dwie godziny Katherine nie znalazła sposob­
ności, aby porozmawiać ze Scottem. Tyle czasu upły­
nęło już, odkąd znalazł raport i obawiała się, że jeśli
sprawa nie zostanie rozwiązana szybko, to może być za
późno.
R.J. Fairchild spędził większość wieczoru w towa­
rzystwie swych wspólników, pilnując, aby hojną ręką
wsparli przedsięwzięcie. Gdy sprawy zostały załat­
wione, wmieszał się w tłum, poznając nowych ludzi
i czerpiąc przyjemność z życia towarzyskiego. Od
trzech lat nie mógł już aktywnie uczestniczyć w inte­
resach. Dlatego przyjęcia, organizowane przez Ka­
therine po każdej aukcji, sprawiały mu tyle radości.
Teraz kierował się w stronę Scotta, ale po drodze
zatrzymał się, aby porozmawiać z Jimem Daltonem.
Jim przedstawił go Lynn.
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
- Wszystko w porządku, kochanie? - Lynn położyła
rękę na ramieniu Scotta. - Dziwnie wyglądasz. Wyda­
wałoby się, że mężczyzna, o którego dopiero co walczyło
pięć kobiet i ostatecznie został kupiony za piętnaście
tysięcy dolarów, powinien być bardziej zadowolony.
- Mamo... hmm... - Scott nie wiedział, co powie­
dzieć. Zauważył nagle Billy'ego i z ulgą zmienił temat.
- Billy? W garniturze i krawacie?
- O rany, dlaczego wszyscy robią z tego takie
wielkie halo? Myślisz, że do końca życia mam zamiar
kopać doły?
- O, masz jakieś konkretne plany?
- Możesz powiedzieć Johnowi Barclay owi, żeby
uważał, bo poluję na jego posadę. Myślę też - spojrzał
wyzywająco na Scotta - że podobałaby mi się taka
praca, jak twoja; siedzieć przy biurku i przekładać
papiery.
- Lynn, wyglądasz zachwycająco. - Jim Dalton
powrócił sam, pozostawiając Katherine w gronie biz­
nesmenów. - W sali obok gra muzyka. Czy można cię
prosić? - Podał Lynn ramię i uśmiechnął się. W tym
uśmiechu kryło się coś więcej niż tylko wdzięczność za
miłe towarzystwo.
- Od wieków nie tańczyłam, ale jeśli nie będziesz
narzekał, że ci depczę po palcach, to zgadzam się
z rozkoszą. - Lynn wzięła Jima pod ramię i oboje
zniknęli w tłumie.
Scott obserwował tę scenę z ciekawością. Od śmierci
KAWALER NA SPRZEDAŻ
128
KAWALER NA SPRZEDAŻ
- Cieszę się, że wreszcie mamy okazję się poznać,
Lynn. Katherine opowiadała o tobie wiele dobrego.
Wymieniając uścisk dłoni, Lynn zwróciła uwagę na
inteligencję i ciekawość kryjące się w oczach starszego
pana.
- Ma pan wspaniałą wnuczkę, panie Fairchild.
Bardzo się cieszę z naszej współpracy.
- Proszę, mów do mnie R.J. O ile wiem, ty z kolei
masz wspaniałego syna. Chciałbym go poznać.
Scott poczuł skurcz żołądka, gdy ujrzał, że Jim
Dalton, R.J. Fairchild i Lynn kierują się w jego stronę.
Przez cały wieczór udawało mu się uniknąć spotkania
z R.J. i miał nadzieję, że tak będzie do końca przyjęcia.
Lynn dokonała prezentacji. Scotta zaskoczyła siła,
z jaką starszy pan uścisnął mu rękę, wiedział bowiem
już wcześniej, że R.J. ma około osiemdziesiątki i jest
przykuty do wózka.
- Więc to ty jesteś tym młodym człowiekiem, który
spowodował takie poruszenie. Bez przerwy słyszę:
Scott to, Scott tamto. Nawet mała Jenny mówi tylko
o tobie. - R.J. spostrzegł wyraz czułości, który pojawił
się w oczach Scotta na wspomnienie Jenny. - Stanowisz
główny temat rozmów, zwłaszcza prowadzonych przez
Katherine. - Przerwał na chwilę, jakby chciał uporząd­
kować myśli, po czym kontynuował ostrożnie. - Być
może jestem w stosunku do niej zbyt opiekuńczy...
- Dziadku! - nerwowy okrzyk Katherine przerwał te
słowa- Mam nadzieję, że nie wyjawiałeś właśnie żadnych
rodzinnych tajemnic? - Zmusiła się do uśmiechu. Scotta
uderzyła próba ukrycia i tak widocznego zdenerwowa­
nia. Zauważył spojrzenie, jakie wymieniła z R J. Z pew­
nością chodziło o coś więcej, niż wynikało z rozmowy.
Katherine nagle zmieniła temat. Przywołała Bil-
ly'ego z drugiego końca sali.
- Billy, chciałabym cię komuś przedstawić. Dziad­
ku, to jest Billy Sanchez, opowiadałam ci o nim.
KAWALER NA SPRZEDAŻ
129
Chłopiec wytrzymał spojrzenie R.J., zanim ten [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • apsys.pev.pl