[ Pobierz całość w formacie PDF ]

miliarderowi idącemu na randkę z dziewczyną zajmującą się na przykład fizyką
lotniczą. Tyle że ubranie było wymiętoszone. Koszula zwisała luzno, rękawy były
podwinięte. Również włosy miał zmierzwione. Facet na luzie. Facet, od którego
widoku kolana miękną i któremu właśnie wyciekają miliardy - bo ona się spózniła.
- Odwołałeś fuzję? - Była śmiertelnie przerażona.
Fuzję? Oparł się o futrynę. Widział Cate jak przez mgłę. Chyba wypił więcej,
S
R
niż myślał, ale jej widok rozbił smutki w proch, rozpalając jego serce słonecznym
światłem.
Podrapał się po głowie, chcąc zyskać na czasie, aż się odnajdzie w nowej rze-
czywistości. Jest tutaj. Gdyby zdradziła, nigdy by nie wróciła.
Pomylił się.
Jak mógł w nią zwątpić? Te jasne oczy nie były przecież zdolne do knowań.
Widząc ją znów taką piękną...
Usiłował nie wpatrywać się w jej piersi, ale te błyszczące cekiny działały jak
magnesy. Trójkąt materiału przywodził na myśl inny trójkąt, zakazany, skryty pod
jej ubraniem... Starał się skoncentrować na samej twarzy...
Tu wcale nie było łatwiej. Oczy wydawały się ciemnogranatowe, niczym echo
sukienki morskiego koloru. Rzęsy wydawały się dłuższe, usta bardziej rubinowe.
Jego wargi już tęskniły za ich słodyczą... zobaczył, że jej zrenice rozszerzają się z
zadziwiającą synchronizacją z jego myślami. Zwietnie przeczuwał. Czuje ten sam
nieodparty pociąg do niego, co on do niej. Poczuł się pewnie niczym najlepsze
opony na nowej drodze.
- Spózniłaś się.
- Wiem - była przygotowana na najgorsze.
- Ale nie odwołałeś fuzji, prawda?
- Zliczna sukienka. Gdzieś się wybierałaś? - Uśmiechnął się uwodzicielsko.
Wściekły facet tak nie reaguje - pomyślała z ulgą. Może nawet był zadowolo-
ny, że ją widzi?...
- No, jestem. Tu - wskazała na podłogę. - Ale po co?... - spytała prowokująco.
- Oboje wiemy po co - odparł, wpuszczając ją do środka i odbierając torebkę.
- Ale co cię zatrzymało? Coś było ważniejsze od naszej umowy?
Odsunął z jej twarzy kosmyk włosów. Cóż za rozkosz. Nie protestowałaby,
gdyby zaczął głaskać jej szyję.
- No cóż. Gdybyś zapomniał, miałam tekst do napisania. Wróciłam do redak-
S
R
cji spózniona... Pamiętasz? Wyszłam też, spózniłam się na pociąg, spózniłam się do
babci, na taksówkę czekałam całe wieki. Czy ty w ogóle masz pojęcie, jak funkcjo-
nuje zwykły śmiertelnik w Sydney w piątkowy wieczór? Nie wszystkich wożą li-
muzyny.
- No i co jeszcze ci przeszkodziło? Jakie to nieprzezwyciężone przeszkody
stanęły między tobą a twoim kochankiem?
Wyszły mu te  nieprzezwyciężone przeszkody" aż za dobrze. Jakby specjalnie
się wysilał, żeby się nie przejęzyczyć.
- Miałam chodzić po rozżarzonych węglach czy płynąć wpław przez port? Nie
dość jeszcze? W każdym razie bałam się, że myślisz, że cię oszukałam. Nie... Nie
odwołałeś tej fuzji, Tom?
- Nigdy. Po co? Wiedziałem, że wrócisz - ruszył za nią do salonu i objął ją w
talii. - Wiedziałem, że mi się nie oprzesz.
- Niby czemu? Nie da siÄ™?
- Póki co nie opierałaś się specjalnie. - Jego uśmiech pełen czystego, grzesz-
nego seksu, przenikał ją do głębi.
W jego oddechu czuć było whisky. Ten zarozumiały kowboj wydawał się
wprost przeciwieństwem zimnego despoty z katedry.
Wprowadził ją do słabo oświetlonego pokoju, a sam podszedł odnieść jej to-
rebkę. Rozejrzała się po pomieszczeniu. %7łaluzje w oknach były odsunięte, ciem-
ność zdawała się napierać na szyby, tworząc wrażenie osamotnienia. Plazmowy te-
lewizor naprzeciw kanapy był włączony na kanał informacyjny i ściszony. Miał
jeszcze ochotę patrzeć na nieszczęścia i kataklizmy? Po dzisiejszym nabożeństwie?
Przypomniała sobie ubranie, które miał na sobie w kościele, wrzucone do ko-
sza na śmieci. Wtedy była zszokowana marnotrawstwem, teraz zrozumiała, że
odzież ta była dla niego niejako naznaczona. Usłyszała za sobą jego kroki.
- Złamałaś dziś komuś serce, Złotowłosa?
Pomyślała o Stevie, który znów się pojawił.
S
R
- Raczej ten czy ów chętnie by mnie zabił. Wyobrażasz sobie? - Zatrzepotała
rzęsami.
- Spóznili się - stwierdził, głaszcząc ją palcem po twarzy. - Ja jestem pierwszy
w kolejce.
Jego beztroski głos wzbudził w niej dreszcz. Pochylił się nad nią i popieścił
jej policzek swoim. Już była gotowa na pocałunek, gdy cofnął się, pozostawiając ją
rozpaloną. Nie mogła się oprzeć temu beztroskiemu niedbalstwu, ale czy to nie była
maska?
Pod którą skrywały się smutek i łzy?
Był takim silnym mężczyzną, ale babcia zawsze powtarzała, że synowie po-
trafią bardzo głęboko przeżywać śmierć ojców.
- Oglądałeś telewizję?
- Zerknąłem na wiadomości, sprawdzić, co się dzieje - odparł, sięgając po pi-
lota.
Chciał sprawdzić, czy nie ujawniła sprawy - domyśliła się. Czy go nie zdra-
dziła.
Zerknęła na stolik obok kanapy, gdzie stały w jednej czwartej opróżniona bu-
telka whisky i szklaneczka. Czy on w ogóle coś dziś jadł? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • apsys.pev.pl