[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dzieciństwa, wycałował Emmę w oba policzki, po czym popędził do piwnicy i przyniósł
butelkę najlepszego wina w prezencie od firmy, przykazując im surowo, żeby wypili za
jego zdrowie. Emma nie znała się zbyt dobrze na winach, ale ten chłodny złocisty płyn
smakował słońcem zaklętym w słodkich owocach winogron i chłodną rosą, która orzez-
wiała winorośl każdego ranka. Kiedy unieśli kieliszki i wpatrzona w ciemne oczy męż-
czyzny siedzącego naprzeciwko niej wypiła pierwszy łyk, poczuła, jak w jej żyły wsącza
się błogość. Z rozmarzonym uśmiechem opadła na oparcie krzesła. Nad nią, na szybko
ciemniejącym, granatowym niebie, błyszczały pierwsze gwiazdy. Morze wciąż jeszcze
lśniło, odbijając ostatnie blaski złocistej łuny, jaką zostawiło po sobie zachodzące słońce.
R
L
T
Cykady i świerszcze ukryte w gęstych zaroślach zaintonowały szaloną pieśń na powita-
nie aksamitnego chłodu nocy. Naprzeciwko niej, oświetlony blaskiem stojącej na stoliku
świecy, siedział najpiękniejszy mężczyzna na świecie.
Lucas nie mógł się napatrzeć na Emmę. Znał ją dobrze i od dawna wiedział, że jest
zabawna, miła i urocza. Ale tego wieczora dostrzegł, że jest zachwycająca. Jej oczy lśni-
ły jak gwiazdy, usta, najpiękniejsze, jakie w życiu widział, uśmiechały się tajemniczo.
Było w niej coś, co sprawiało, że cały świat przestawał się liczyć. Istniała tylko ona, jej
spojrzenie, jej uśmiech, jej głos. Wpatrywał się w nią bez tchu, bez słowa, jakby się bał,
że gdy choć na chwilę straci ją z oczu, zginie z tęsknoty.
- Jeśli chodzi o desery - powiedział, kiedy opróżnili talerze - wybór jest następują-
cy: tiramisu z bitą śmietaną albo tiramisu bez bitej śmietany.
Emma zachichotała, a on pomyślał, że nigdy nie słyszał piękniejszej muzyki niż jej
śmiech. Spodobało mu się też, że nie zrezygnowała z deseru, tylko przeciwnie, zamówiła
porcję z bitą śmietaną.
- Kucharz przygotowuje tiramisu raz w tygodniu - zdradził szeptem, pochylając się
ku niej. A potem codziennie nasÄ…cza je kolejnÄ… porcjÄ… likieru. W piÄ…tek deser osiÄ…ga do-
skonałość.
- Więc dziękujmy Bogu, że właśnie mamy piątek. - Emma uniosła do ust słodki
kęs, przymknęła oczy i oblizała usta.
Lucas poczuł, jak przenika go dreszcz.
- Jak możesz wytrzymać z daleka od tego miejsca? - spytała Emma, kiedy wracali
do domu. - Tutaj jest niewiarygodnie pięknie.
- Kocham Sycylię - powiedział poważnie. - Ale wierz mi, wbrew pozorom to nie
jest raj na ziemi. Rodzina, wszystkie niepisane reguły, których nikt nie śmie naruszyć...
ja nie potrafię tu żyć.
- Jakie reguły masz na myśli?
Nie chciał o tym mówić, psuć dobrego nastroju. Ale ona wzięła go za rękę, a wtedy
słowa popłynęły szybciej, niż zdołał je powstrzymać.
- Familia! - wyrzucił z siebie z goryczą. - Najważniejsze są pozory. Przed ludzmi z
zewnątrz trzeba udawać idealną rodzinę, na wizerunku domu D'Amato nie może być
R
L
T
najmniejszej skazy. Nikt nie ma prawa... być sobą. Każdy musi żyć według narzuconego
wzoru, tak jak wypada. Musiałem cię prosić, żebyś przyjechała tu ze mną, bo moja mama
się zamartwiała, co ludzie powiedzą, jeżeli jej syn pojawi się na ślubie swojej młodszej
siostry sam. Albo, co gorsza, nie pojawi się wcale. Za każdym razem, kiedy odwiedzam
rodziców, padają te same pytania: dlaczego się jeszcze nie ożeniłem i nie dałem im wnu-
ków. To skandal, że dziedzic nazwiska D'Amato jeszcze się nie ustatkował. Podobno ca-
łe miasteczko już o mnie plotkuje...
- I to trzyma cię z dala od domu, Lucas? - spytała Emma z łagodnym wyrzutem. -
Myślisz, że tylko tobie rodzice żądają niedyskretne pytania?
- Nie tylko - powiedział gorzko. - Jest jeszcze bardzo nieładna prawda, która kryje
się pod maską pozorów. Kogo widzisz, jak patrzysz na mojego ojca? Pewnie nobliwego
starszego pana, który nie traci godności w obliczu śmiertelnej choroby. Mieszkańcy mia-
steczka widzą zasłużonego obywatela, patriarchę rodu D'Amato, który zbliża się do kresu
dobrego i owocnego życia. A ja...
- Kogo ty widzisz, Lucas? - spytała Emma cicho.
- Widzę przede wszystkim strach mojej matki - powiedział, odwracając wzrok. Po-
czuł zimny dreszcz, kiedy jego własne słowa wybrzmiały w wieczornej ciszy. Nigdy do-
tąd nie złamał najważniejszej z niepisanych zasad panujących w jego rodzinie: zasady
milczenia. - Chociaż dzisiaj ojciec porusza się z trudem, to kiedy wchodzi do pokoju, ona
wciąż podskakuje w mimowolnym odruchu. Kiedy Rico coś powie, Mia zawsze potaku-
je, niemal wyprężona na baczność. I zbyt głośno, zbyt ochoczo śmieje się z jego żartów...
- Twój ojciec zachowywał się gwałtownie wobec matki? - W głosie Emmy było
przerażenie.
- Można tak powiedzieć - przyznał, krzywiąc się z niechęcią. Przecenił swoje siły,
zaczynając tę rozmowę; temat był wciąż zbyt bolesny. - Ale to dawne dzieje - uciął zde-
cydowanie. - Teraz ojciec jest stary i chory. Nie ma się czego bać.
Resztę drogi pokonali w milczeniu. W domu paliły się światła, ale przedślubna
krzątanina już ustała. Lucas i Emma przemknęli przez cichy hol i omal nie narobili krzy-
ku, kiedy na schodach natknęli się na postać, która miała głowę owiniętą srebrną folią i
dziwnie bezkształtną, zieloną twarz.
R
L
T
Po chwili okazało się, że to nie upiór, tylko Daniela, i wszyscy troje, tłumiąc
śmiech, poszli do kuchni zrobić sobie po kubku gorącej czekolady. Było beztrosko i we-
soło. Z twarzy Lucasa znikło napięcie, kiedy przekomarzał się z siostrą. Emma pomyśla-
ła, że Daniela słusznie postąpiła, nie pozwalając bratu odciąć się od rodziny. Każdy po-
trzebuje bliskich, a ucieczka z pewnością niczego nie rozwiązuje.
A potem Daniela życzyła im dobrej nocy i pomknęła do swojej panieńskiej sypial-
ni, więc i oni udali się na spoczynek. Lucas zamknął za nimi drzwi swojego pokoju i zo-
stali sami - dwoje ludzi, każde ze swoją trudną historią, których zetknął ze sobą los. Po-
trzebowali siebie nawzajem, instynktownie czuli, że we wzajemnej bliskości znajdą uko-
jenie, o ile uda im się pokonać nieufność, która była ich drugą naturą.
Emma usiadła ostrożnie na brzegu łóżka.
- Wiesz, wczoraj dowiedziałam się czegoś - powiedziała nagle.
Przez cały dzień odsuwała od siebie myśl o matce, ale nagle poczuła, że nie może
ani chwili dłużej dusić w sobie prawdy. Jeśli miała się skupić tego wieczora tylko na nich
dwojgu, jeśli miała pozwolić, by do czegoś między nimi doszło, musiała najpierw wy-
rzucić z siebie to, co ją gnębiło.
- Co takiego? - Usiadł obok niej, ale jej nie dotknął.
Nie chciał jej spłoszyć. Nie zamierzał wywierać na nią najmniejszego nacisku.
- Od dziecka byłam przekonana, że mama mnie kochała. Tata zawsze powtarzał, że
mama musiała pójść do nieba, ale stamtąd czuwa nade mną, tak jak robiła to za życia. - [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • apsys.pev.pl