[ Pobierz całość w formacie PDF ]
R
L
T
- Cieszę się, że jest ci tu dobrze. - Elana starała się nadać głosowi pogodne
brzmienie. - Wiesz, chyba już pora powiesić nowe obrazki. Te wiszą prawie trzy
miesiące. Najwyższy czas zmienić dekorację.
Matka powiodła wzrokiem po ścianach, potem uścisnęła dłoń córki. Tylko
jeden raz.
- Zgódz się, mamo - namawiała Elana. - Lubisz malarstwo, prawda? - Te-
rapeuci uważali, że przez rysunek matka może komunikować się ze światem.
Terapia przynosiła rezultaty. - Nie sądzisz, że nowe reprodukcje będą przyjemną
odmianÄ…?
Po długiej chwili, która wydawała się wiecznością, matka dwukrotnie
ścisnęła dłoń Elany. Tak. Elana odetchnęła z ulgą. Miała nadzieję, że to kolejny
krok do przodu. Zaczęła opowiadać o swojej pracy, o pacjentach, wybierając
historie ze szczęśliwym zakończeniem. Od czasu do czasu wtrącała pytanie, na
które matka odpowiadała uściskiem dłoni, raz na nie, dwa razy na tak. W końcu
Elanie zabrakło tematów. Spojrzała na dłoń matki w swojej. Właśnie w chwilach
takich jak ta najbardziej tęskniła za rozmową od serca. Brakowało jej powierni-
cy. Skarciła się w duchu za myślenie o własnych potrzebach. To nie wina matki,
że nie umiała sobie poradzić z tragedią, jąkają dotknęła.
- Spotkałam Brocka Madisona - odezwała się cicho. - Pamiętasz go?
Ze strachem spojrzała na twarz matki. Po oczach poznała, że uważnie jej
słucha. Uścisk. Dwukrotny. Tak. Elana zdziwiła się, że matka wcale nie wygląda
na przygnębioną tą wiadomością. Czy to dobry znak? Może ta terapia przez
sztukę przynosi lepsze rezultaty, niż się spodziewałam? - pomyślała.
- Twierdzi, że wtedy nie przekroczył dozwolonej prędkości - ciągnęła.
Czuła, że musi to wszystko z siebie wyrzucić. - Powiedział mi, że gdyby złamał
przepisy, ojciec nie kiwnąłby palcem w jego obronie, a ja zaczynam mu wierzyć.
Wiedziałaś, że został lekarzem? - Jeden uścisk. Nie, matka nie wiedziała. Wi-
dząc jej skupione spojrzenie, Elana czuła, że naprawdę rozmawiają. - Pracujemy
razem na oddziale ratunkowym. Jest naprawdÄ™ dobrym lekarzem. Daje z siebie
wszystko, żeby ratować każdego pacjenta. Nie wiem, co o tym wszystkim
myśleć - przyznała się. - Nie potrafię go nienawidzić tak jak dawniej.
R
L
T
- %7łycie jest krótkie - chrapliwym szeptem przemówiła matka. - Szkoda je
marnować na nienawiść.
Elanie aż dech zaparło z wrażenia. Azy zapiekły ją pod powiekami. Matka
odezwała się! Elana miała ochotę tańczyć i krzyczeć z radości.
- Wiem, że życie jest za krótkie, mamo. Masz rację. Tracenie czasu na ne-
gatywne uczucia jeszcze nikomu nie wyszło na dobre - rzekła i wyciągnęła ra-
miona, by przytulić matkę. - Kocham cię, mamo - szepnęła. - Bardzo cię ko-
cham.
- Ja ciebie też, córeczko.
Azy wzruszenia napłynęły Elanie do oczu. Wszystko będzie dobrze,
pomyślała. Na pewno.
Zastanawiała się, czy przełom w stanie matki miał coś wspólnego z tym, że
padło imię Brocka. Po raz pierwszy naprawdę otworzyła się przed nią i
zwierzyła jej ze swoich myśli i obaw. Może powinna zrobić to wcześniej?
- Muszę iść do pracy - rzekła - ale przyjdę znowu, jak tylko będę mogła.
ObiecujÄ™.
Matka dwukrotnie uścisnęła jej rękę, a Elana modliła się w duchu, by teraz,
kiedy po raz pierwszy od lat matka przemówiła, w jej stanie szybko nastąpiła
poprawa.
Rozmawiając z pielęgniarkami, które obiecały przekazać dobrą wiadomość
lekarzowi prowadzącemu, Elana starała się trzymać emocje na wodzy, lecz gdy
tylko wyszła z dyżurki, biegiem rzuciła się do wyjścia. Nie mogła ani chwili
dłużej tu zostać. Szarpnięciem otworzyła drzwi.
I wpadła prosto w objęcia Brocka.
- Elana? - wykrzyknął i przytrzymał ją, by nie upadła. - Co ci jest? Co się
stało?
R
L
T
- Nic. Zostaw mnie! Puszczaj! Szamotała się z nim, lecz był silniejszy.
- Przecież widzę, że coś się stało. Płaczesz. Powiedz, o co chodzi.
- Płaczę z radości - szepnęła i otarła policzki. - Ona się odezwała! Po tylu
latach moja matka przemówiła!
I mimo że Elana uważała Brocka za swojego wroga, łkając, przytuliła się do
niego.
R
L
T
ROZDZIAA SIÓDMY
Brock mocno trzymał Elanę w objęciach. Był pod wrażeniem tej nowiny.
Matka się odezwała? To wspaniała wiadomość, ale dlaczego Elana wciąż
płacze? Cały przód koszuli miał mokry od jej łez. Przymknął oczy. Znowu
ogarnęły go wyrzuty sumienia.
Stan Louisy Schultz się poprawia, ale on nie może zapomnieć, co
spowodowało, że kobieta od prawie dziewięciu lat nie wypowiedziała ani słowa.
Jeszcze jeden powód, by Elana go nienawidziła.
Ani przez chwilę nie wierzył, że mu wybaczyła. Jej płacz w jego ramionach
o niczym nie świadczył, zwłaszcza że szybko się opanowała, odsunęła od niego i
energicznym ruchem wytarła twarz.
- Przepraszam za ten potop - mruknęła, głośno pociągając nosem. Otworzyła
torebkę i zaczęła szukać chusteczek. - Nie wiem, co mi się stało.
- Przestań. - Elana spojrzała na niego zaskoczona, a on uświadomił sobie, że
odezwał się do niej zbyt ostrym tonem. - Nie masz za co przepraszać - ciągnął,
starając się nadać głosowi łagodniejsze brzmienie. -Nie masz za co. - Elana
popatrzyła na niego przeciągle, potem wyjęła chusteczkę i wytarła nos. Brock
poczuł się bezradny. - Naprawdę przemówiła? - spytał.
Elanie wargi zadrżały, gdy próbowała się uśmiechnąć.
- Tak. Powiedziała tylko kilka słów, ale dla mnie to znak, że dochodzi do
siebie. - On również miał taką nadzieję, chociaż Elana z pewnością nie zdawała
sobie z tego sprawy. Jest szczęśliwa. To najważniejsze. - Co tutaj robisz? -
R
L
T
spytała, rozglądając się, jak gdyby zaskoczona, że stoją na chodniku przed do-
mem opieki.
- Przyjechałem się z tobą zobaczyć.
- Dlaczego? - W oczach Elany czaiła się podejrzliwość. Moment bliskiego
porozumienia minął bezpowrotnie. - Nie możesz zostawić mnie w spokoju?
- Owszem. I właśnie dlatego pojechałem za tobą. Chciałem cię uspokoić: nie
zamierzam skorzystać z zaproszenia doktor Jacoby do współpracy.
- No tak, znowu wszystko przeze mnie - prychnęła Elana. - Doktor Liz
bardziej potrzebuje lekarzy niż pielęgniarek.
Brock westchnÄ…Å‚ zirytowany.
- Czyli co? Chcesz, żebym się zgłosił do pomocy?
- Wszystko mi jedno. - Elana wzruszyła ramionami. - Już niedługo nie
będziemy pracowali razem. Poprosiłam o przeniesienie na oiom. Czekam na
odpowiedz.
- Nie! - wyrwało mu się. - Nie rezygnuj z medycyny ratunkowej. - Nie z
mojego powodu, dodał w myślach.
Elana umknęła wzrokiem w bok. Odniósł wrażenie, że nie chce odchodzić z
oddziału ratunkowego.
- Muszę biec. Pracuję na drugiej zmianie i już jestem spózniona.
Wiedząc, że zobaczą się za mniej niż godzinę, nie zatrzymywał jej. Czy nie
obiecał sobie, że nie będzie się jej narzucał?
- Na pewno dobrze się czujesz? - spytał i zaproponował: - Nie chcesz,
żebym cię zawiózł do domu?
R
L
T
- Dziękuję. Nic mi nie jest. Mama jest na najlepszej drodze do wyzdrowie-
nia, więc jestem bardzo szczęśliwa. Do widzenia.
- Uważaj na siebie! - zawołał za nią.
Brock zrozumiał, że dopóki Elana nie oderwie się od przeszłości, nigdy nie
wyleczy się z psychicznych urazów.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]