[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przetłumaczone następnie na polski. To jest pewna nieformalność, bo przepisy
wymagają wezwania tłumacza przy
przesłuchiwaniu osoby nie władającej polskim. Takiego tłumacza z języka
szwedzkiego w Zakopanem nie ma. Ale kiedy będziecie zeznawali u prokuratora,
wtedy cała procedura odbędzie się zgodnie z artykułem 159 kodeksu postępowania
karnego.
Nie mam żadnych zastrzeżeń, co do sposobu przesłuchania mnie -
stwierdziła pani Osterman.
Poruczniku, skończyliście pisać protokół?
Już kończę.
A nie narobiliście zbyt dużo błędów w pisowni angielskiej?
Chyba nie. Jeszcze w szkole zawsze byłem silniejszy w pisaniu niż w
mowie.
No to przeczytajcie nam, coście tam uwiecznili. A potem niech pani
Osterman sama przestudiuje i podpisze, i na końcu, i na dole każdej strony.
- Czy jestem wolna?
Tak jest. Do widzenia pani i dziękujemy za ważne zeznania.
A zatem Margareta! - zawołał porucznik ledwie za Szwedką zamknęły się
drzwi. - Jak ona zręcznie się maskowała.
Maskowała?
Niczym nigdy się nie zdradziła, że jest leworęczna. Obserwowałem ją
uważnie, bo i mnie czasami nachodziły wątpliwości, że jeżeli nie Persson, to jeszcze
tylko ona miała interes w usunięciu Gunhild z grona żywych. Ale że ona zna karate,
tego nawet król reporterów nie przewidział, chociaż tak się przechwalał, że
wszystko wie o naszych Szwedach. U nas w Polsce kobiety podobno uprawiają judo,
ale żeby karate? O tym nigdy nie słyszałem.
Ona na pewno nie zna karate - stwierdził krótko podpułkownik.
Więc to nie ona zabiła Gunhild?
Janusz Kaczanowski nie zdążył odpowiedzieć, kiedy
do pokoju wszedł Sven Breman z nieodłącznym niedopałkiem papierosa w
ustach. Jak zwykle nie przywitał się z obecnymi w gabinecie, lecz z daleka kiwnął im
ręką.
Winszuję, pułkowniku. Widzę, że moi rodacy stoją w ogonku,- aby zeznać
prawdę. Musiał pan im dać dobrą nauczkę. Siedziałem w swoim pokoju i
obserwowałem w jakiej kolejności tutaj się zjawiali. I czy wszyscy wychodzą z tego
budynku. Przyznam się, że widok Perssona opuszczającego komendę trochę mnie
zdziwił. Było już trzy osoby i tyleż ich stąd wyszło. Stąd wniosek, że zabójca jeszcze
nie przyszedł.
Mam nadzieję, że jednak przyjdzie. %7łyczę mu tego z całego serca.
Ale pan przed tym wiedział, kim on jest. Prawda?
Tak, wiedziałem.
Kolorowa fotografia? Ta, której jedną odbitkę pułkownik mi łaskawie
podarował. Czy tak?
Przed panem nic się nie ukryje - w głosie podpułkownika słychać było
szczere uznanie.
A jednak popełniłem poważy błąd. Aż do wczoraj byłem przekonany, że to
Persson. Ten zsunięty ze stopy pantofelek uszedł mojej uwagi.
Persson doskonale pasował do tej zbrodni. Ta śmierć wybawiała go z
bardzo poważnych kłopotów. I zjawiła się jak na jego zawołanie. Ja także długo
uważałem go za kandydata na ławę oskarżonych. Tego samego zdania był także i mój
pomocnik. W końcu jednak rozwiązanie całej sprawy okazało się zupełnie inne.
Długo błądziliśmy po omacku. %7łe wyszliśmy z mroku, to między innymi zasługa
porucznika Motyki, który pierwszy spostrzegł, że zeznania pańskich rodaków są zbyt
piękne, aby mogły być prawdziwe. Ale i pan, redaktorze, także przyczynił się do
zamącenia obrazu.
Przyznaję - roześmiał się dziennikarz - moja wina. Ja sam także tym sobie
zaszkodziłem. Nieraz pewnych faktów nie można tłumaczyć w najprostszy sposób.
Nawet jeśli się jest niezłym karateką. Jutro pan zaaresztuje zabójcę?
Jeśli dziś nie przyjdzie..
Jutro nadam sensację, która wstrząśnie Sztokholmem. A może nawet zdążę
dzisiaj? Idę do swojego pokoju hotelowego, aby przez okno obserwować wejście do
komendy milicji. Trochę mi żal tej dziewczyny.
Mnie też.
Wasze prawa są bardziej surowe niż szwedzkie. W Sztokholmie udałoby
się jej wykręcić jakimś małym wyrokiem.
Nasz sąd na pewno nie będzie okrutny, a jedynie sprawiedliwy.
Persson stanie na głowie, aby dziewczynie zapewnić jak najlepszą obronę.
Przypuszczam. Sprawa jednak nie jest zbyt skomplikowana i sądzę, że
wyrok nie będzie surowy.
- Będzie aresztowana?
- My, milicja, tylko ją zatrzymamy. Postanowienie o tymczasowym
aresztowaniu wydaje prokurator po osobistym przesłuchaniu podejrzanego.
Szwed machnął ręką.
- Wasze przepisy postępowania karnego niewiele mnie obchodzą. Wiem też,
że formalnie wszystko będzie w porządku. Tylko mówię, że mi jej żal. No, ale idę do
hotelu na swój punkt obserwacyjny. Chciałbym móc jutro wyjechać. Czekają na mnie
inne, także ciekawe sprawy.
Rozdział XV
Który kończy historię wycieczki ze Sztokholmu
Mijały godziny. Nikt więcej w pokoju oficerów milicji się nie zjawił.
Porucznik Stanisław Motyka tęsknie spoglądał na zegarek. Podpułkownik
Kaczanowski spokojnie przeglądał i porządkował akta sprawy przygotowując je do
przekazania prokuratorowi.
Nie ma jej - zauważył porucznik - już nie przyjdzie.
Powiedziałem wczoraj, że będę czekał cały dzisiejszy dzień. A jutro
dokonam zatrzymania podejrzanego. Poczekam choćby do wieczora. Ale wy,
poruczniku, możecie spokojnie iść na obiad. Nie ma sensu, abyśmy tu obaj głodni
trzymali wartę.
- W takim razie pójdę, zjem coś i przyniosę także panu pułkownikowi.
Porucznik wyszedł, zdążył wrócić, Kaczanowski także zdążył zjeść posiłek
przyniesiony mu przez usłużnego kolegę i nadal we dwóch czekali, chociaż
podpułkownika zaczęły ogarniać wątpliwości.
Szkoda - powiedział - dałem jej szansę. Niestety, nie chciała z niej
skorzystać. A przecież mogłem ją zatrzymać już dwa dni wcześniej, chciałem mieć
stuprocentową pewność, że się nie mylę.
Może uciekła? - zmartwił się porucznik.
Na pewno nie. Zdaje sobie chyba sprawę z beznadziejności takiego kroku.
Granica blisko. W górach łatwo ją przekroczyć.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]