[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Zacznijmy od twojej żony i jej humorów.
96
- Naprawdę uważasz, że to jest ważniejsze niż sprawa
podatku? Ile razy pytam, co z tym robimy, zawsze zmie-
niasz temat. Moim zdaniem to chore kazać nam tyle płacić.
- Mówiłem ci, że to kwestia polityczna. Nękają nas, bo
twój ojciec próbuje się odsunąć od Wielkiego Socjalisty.
- Nie rozumiem, czemu w ogóle wdał się w konszachty
z tym typem.
- Wszedł w politykę, bo musiał. W Ciemności nie ma
wyboru. A ty nie wpadaj w panikÄ™, Ashok. Z podatkiem
sobie poradzimy. Jesteśmy w Indiach, nie w Ameryce. Za-
wsze się znajdzie jakieś wyjście. Mówiłem ci, że mamy tu
kogoÅ›, kto dla nas pracuje. Ramanathan wszystko potrafi
załatwić.
- Ramanathan to podejrzany służalczy kretyn. Potrze-
bujemy prawnika, specjalisty od podatków, Mukesh! Musi-
my iść do gazet, opowiedzieć, jak nas ci politycy gwałcą.
- Słuchaj - Mangusta podniósł głos - dopiero co wró-
ciłeś z Ameryki. Nawet ten kierowca wie dziś o Indiach
więcej niż ty. Potrzebujemy kogoś z dojściami, kto nam zała-
twi spotkanie z odpowiednim ministrem. Tak działa Delhi.
- Pochylił się do przodu i położył mi rękę na ramieniu. -
Znowu się zgubiłeś? Może chociaż raz uda ci się znalezć
drogę do domu bez ciągłego błądzenia? - Westchnął i oparł
się wygodnie. - Nie powinniśmy byli go zabierać, jest do
Strona 46
Adiga Aravind - Biały tygrys.txt
niczego. Ram Bahadur kompletnie zle go ocenił, Ashok.
- Hm...
- Oderwij się na chwilę od tego telefonu. Powiedziałeś
Pinky, że zostajecie tutaj na dobre?
Hm... Owszem.
- I co królowa na to?
- Nie nazywaj jej tak. To twoja szwagierka, Mukesh.
Będzie zadowolona z Gurgaonu, to najbardziej amerykań-
ska część miasta.
Pan Ashok dobrze to wymyślił. Podobno jeszcze
dziesięć lat wcześniej w Gurgaonie nie było nic oprócz
97
bawołów i grubych pendzabskich rolników, a dziś jest to
najnowocześniejsze przedmieście Delhi. American
Express, Microsoft, wszystkie wielkie amerykańskie fir-
my mają tu przedstawicielstwa. Przy głównej ulicy jest
mnóstwo centrów handlowych - i w każdym kino! Więc
jeśli pani Pinky tęskniła za Ameryką, to było to najlep-
sze miejsce.
- Co za debil - odezwał się Mangusta. - Znowu zabłą-
dził. - Wyciągnął rękę i uderzył mnie w głowę. - Przy fon-
tannie w lewo, idioto! Nie wiesz, jak stąd trafić do domu?
Zacząłem przepraszać, ale głos zza moich pleców po-
wiedział:
- W porzÄ…dku, Balram. Zawiez nas do domu.
- No widzisz? Znowu go bronisz.
- Wczuj się w jego sytuację, Mukesh. Wyobrażasz so-
bie, jakie zagmatwane musi być dla niego Delhi? Pewnie
jak Nowy Jork na poczÄ…tku dla mnie.
Mangusta przeszedł na angielski i nie rozumiałem, co
mówił, ale pan Ashok odpowiedział w hindi.
- Pinky też tak uważa. To jedyna rzecz, co do której je-
steście zgodni, Mukesh, ale ja na to nie pozwolę. Licho
wie, na kogo się trafi w Delhi. A jemu możemy ufać. On
jest swój.
W tym momencie spojrzałem w lusterko i uchwyciłem
spojrzenie pana Ashoka. W jego oczach dostrzegłem uczu-
cie, jakiego bym się nigdy nie spodziewał.
Litość.
- Ile ci płacą, wsioku?
- Tyle, że jestem zadowolony.
- Nie chcesz powiedzieć, co? Grzeczny chłopczyk.
Wierny sługa. Podoba ci się Delhi, wsioku?
-Tak.
- Akurat. Kłamiesz, skurwielu! Wiem, że się nie mo-
żesz połapać w tym mieście. Na pewno go nienawidzisz.
98
Chciał mnie dotknąć, ale się cofnąłem. Jego wargi, ja-
skraworóżowe z powodu bielactwa, które dotyka tak wie-
lu biedaków w tym kraju, odcinały się od czarnej jak smo-
ła twarzy. Nie wiem, skąd się ono bierze, ale jak już je ktoś
złapie, jego skóra zmienia kolor z brązowego na różowy.
W dziewięciu przypadkach na dziesięć chłopcu nagle wy-
kwitają na policzku czy nosie jasnoróżowe plamki albo ró-
żowość pokrywa przedramię, jakby ktoś je oblał wrząt-
kiem, lecz czasem kolor zmienia całe ciało, tak że mijając
takiego, myślisz: Amerykanin!, zatrzymujesz się, żeby się
pogapić, i masz ochotę podejść bliżej i go dotknąć. A po-
tem dostrzegasz, że to jeden z naszych, tyle że chory na to
okropieństwo.
Ten kierowca, ponieważ plama różu zmieniła mu tylko
kolor ust, wyglądał jak cyrkowy błazen. Na widok jego
twarzy żołądek podchodził mi do gardła. Ale spośród
wszystkich kierowców żaden inny nie był dla mnie miły,
więc utrzymywałem z nim znajomość.
Czekaliśmy pod centrum handlowym. My, to znaczy
dziesiątki szoferów, których panowie robili zakupy. Nie
wolno nam było wchodzić do środka, to się rozumiało sa-
mo przez się. Siedzieliśmy kręgiem na skraju parkingu, pa-
Strona 47
Adiga Aravind - Biały tygrys.txt
liliśmy i gadali; od czasu do czasu któryś strzyknął czerwo-
ną strużką paanu.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]