[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Sama mogę sobie zrobić grzanki.
- Dobrze, już dobrze. - Podniósł ręce do góry. Nie chciał się jej
sprzeciwiać. W każdym razie nie teraz. - Pójdziemy do kuchni razem.
Dla ciebie tosty i herbata, a dla mnie coś konkretnego, bo przecież
ominie mnie cała wyżerka nad jeziorem.
- Naprawdę nie ma powodu, żebyś przeze mnie miał cokolwiek
stracić. Wracaj na przyjęcie i baw się dobrze.
- Mam udawać, że nic się nie stało?
- Czemu nie? Twoja obecność tutaj niczego nie zmieni.
- Prawda, jednak mamy do omówienia kilka ważnych spraw.
Moglibyśmy przynajmniej zacząć...
- Możemy to zrobić pózniej.
- Non, ma chere - zaprotestował. - Zrobimy to od razu.
Gdy jej małżeństwo się rozpadło, Diana obiecała sobie, że już
nigdy w życiu nie pozwoli potraktować się w taki sposób, jakby jej
89
R S
zdanie nie miało żadnego znaczenia, ale nie sprzeciwiała się An-
tonowi, kiedy zadeklarował, że sam przygotuje posiłek dla nich
dwojga. Usiadła na wyściełanym siedzeniu pod wielkim oknem i
rozglądała się po kuchni, której nigdy przedtem nie widziała.
Przestronne pomieszczenie było jedną z najstarszych części
zamku. Kuchnię podzielono na dwie części. Część przeznaczona do
przygotowania posiłków miała nowoczesne wyposażenie i była urzą-
dzona tak, by maksymalnie ułatwić ludziom pracę. W drugiej części,
w tej, w której siedziała Diana, ustawiono stare drewniane meble. Na
środku wielkiego stołu z prostych desek stał bukiecik lawendy w
żółtym wazonie. Z sufitu zwisały warkocze czosnku, w doniczkach na
parapecie rosły zioła.
Gdyby życie ułożyło się inaczej, Diana mogłaby w tej kuchni
dorastać. Mogłaby, stając na palcach, oblizywać łyżkę z kremu, który
ucierała jej matka, i pisać listy do Zwiętego Mikołaja....
- Obudz siÄ™. Grzanki gotowe.
Głos Antona położył kres marzeniom o przeszłości, która się nie
ziściła.
- Jesteś pewna, że zaszłaś w ciążę, prawda? - spytał Anton,
zaspokoiwszy pierwszy głód.
- Nie mam żadnego dowodu - odparła. - W tej okolicy testy
ciążowe nie rosną na drzewach, a ponieważ nie mam samochodu, nie
mogłam pojechać do apteki. Jednakże wiem co nieco na temat pierw-
szych objawów i na ich podstawie mogę powiedzieć, że to jest właśnie
to.
90
R S
- Wobec tego trzeba iść do lekarza. Wybierzemy się w
poniedziałek z samego rana.
- My?
- Oczywiście. Chyba nie sądzisz, że zostawię cię samą?
- Nie wiem - mruknęła. - Wprawdzie wiedziałeś, że istnieje taka
możliwość, ale przecież nie byłeś pewien. Na pewno masz na
poniedziałek inne plany.
- Nauczyłem się radzić sobie z tym, co dzień przyniesie. Zresztą
ty nie masz tu nikogo, prócz mnie.
Mam matkę, pomyślała.
Niemożliwość odkrycia się przed Jeanne bolała ją bardziej niż
zwykle. Kiedy kobieta bardziej potrzebuje matki niż wtedy, gdy sama
po raz pierwszy jest w ciąży? Kto lepiej zrozumie obawy i nadzieje
niż matka? Kto poradzi, pocieszy... Niestety, Jeanne przypadała
wyłącznie rola obserwatora. Nigdy się nie dowie, że ma zostać babcią.
- Wiedziałaś o tym, zanim ją poznałaś - mówiła Carol, kiedy
poprzedniego wieczoru rozmawiała z Dianą przez telefon. - Na razie
musi ci wystarczyć przyjazń i nadzieja, że to się kiedyś zmieni. Jeśli
teraz byś się wygadała, to możesz stracić nawet tę odrobinę, którą już
pozyskałaś.
- Co, u diaska? - Anton poderwał się z krzesła i nasłuchiwał
czegoś. Po chwili i ona usłyszała: otworzyły się drzwi kuchenne,
rozległy się czyjeś kroki... Za chwilę w progu stanęła Jeanne z Gre-
goire'em.
91
R S
- Przepraszam pana - powiedział speszony Gregoire. -
Gdybyśmy wiedzieli, że tu jesteście, to byśmy wam nie
przeszkadzali?
- A w ogóle skąd się tu wzięliście? - spytał niezbyt uprzejmie
Anton. - Mieliście zostać nad jeziorem.
- Jak Jeanne się dowiedziała, że madame Reeves zle się poczuła
i wróciła do zamku, koniecznie chciała też wrócić.
- Prosiłem, żebyś nikomu nie mówił. - Anton nie był
zadowolony.
- Nie powiedziałem. Jeanne wcześniej rozmawiała z madame
Reeves i wiedziała, że coś jest nie w porządku.
- Tak było - poparła Gregoire'a Diana. - Nie miej do niego
pretensji. Do Jeanne też nie. Jeśli ktoś tu zawinił, to tylko ja. Nie
czułam się najlepiej, więc powinnam była zostać w domu. Ale teraz
już wszystko dobrze - uśmiechnęła się słabo - więc wracajcie na
przyjęcie.
- Obawiam się, że jest już na to za pózno - powiedziała Jeanne. -
Kiedy zauważyłam, że zniknęłaś, a potem nie mogłam znalezć
swojego męża, zawiadomiłam o tym panny de Valois. Bardzo się
zmartwiły i też postanowiły wrócić do domu.
- Przywiezliście ze sobą obie ciotki? - zirytował się Anton.
- Nie mieliśmy innego wyjścia - odparł Gregoire. - Za nic nie
chciały zostać na przyjęciu. Kiedy wysadziliśmy je przed frontowym
wejściem...
92
R S
- Zauważyły moje auto i teraz pewnie biegają po korytarzach,
próbując nas odnalezć. - Anton zwrócił oczy ku niebu. - To by było na
tyle, jeśli idzie o nierzucanie się w oczy.
- Nic na to nie poradzimy. - Diana wstała z krzesła i pociągnęła
Antona do wyjścia. - Zresztą w końcu nic złego się nie stało. Jeanne,
Gregoire, bardzo wam dziękuję. Przepraszam, że zepsułam wam
święto, i bałagan w kuchni też mi wybaczcie.
- Drobiazg. - Jeanne machnęła ręką. - Najważniejsze, że lepiej
się czujesz. Bardzo się przestraszyłam, bo zle wyglądałaś.
Wyobrażam sobie, jak byś się ucieszyła, gdybym mogła ci
powiedzieć prawdę, pomyślała Diana.
Hortensja i Josette niespokojnie kręciły się po korytarzu. Wcale
nie chciały uwierzyć, że nie ma powodów do zmartwienia.
- Gdzie byliście? - zapytała Hortensja. - Wszędzie was
szukałyśmy! [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • apsys.pev.pl