[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Lewis poczuł się jak kandydat na studia, który mimo nieobecności na egzami-
nie został przyjęty z pierwszą lokatą.
85
— Tak — kontynuował Morse. — Miałem czas to wszystko przemyśleć i są-
dzę, że wreszcie dowiemy się całej prawdy.
Mówił z coraz większym przekonaniem, swobodnie i Lewis postanowił spro-
wadzić go na ziemię. O ile mu wiadomo, Morse nie odwiedził biura od czwartku
rano.
— Jest raport Petersa na temat drugiego listu Valerie, sir. Dzwoniłem do pana
w tej sprawie.
Uwaga Lewisa nie wytrąciła Morse’a z rytmu.
— To nie jest takie ważne, panie Lewis. Ale powiem panu coś, co jest ważne.
Rozparł się w obitym czarną skórą fotelu i rozpoczął wywód. Lewis otworzył
szeroko oczy i zdumiony patrzył na szefa.
— Od początku Phillipson najbardziej mi się nie podobał. Dlaczego? Wiado-
mo, że coś ukrywa i dlatego musi kłamać.
— Mówił prawdę o księgarni Blackwellsów, sir.
— To nieistotne. W ogóle nie liczy się to, co wydarzyło się w dniu znik-
nięcia Valerie. Tu tkwił nasz błąd: powinniśmy byli bardziej skoncentrować się
na wydarzeniach poprzedzających jej zaginięcie. Należało spojrzeć w przeszłość
i poszukać faktu lub układu zależności, czegoś, co stworzyłoby logiczną całość.
Jestem przekonany, że coś takiego istnieje. I jeżeli to odkryjemy, wówczas każdy
element układanki wskoczy na swoje miejsce. Jest to klucz, panie Lewis. Klucz,
który pasuje idealnie do naszego zamka i jeżeli go przekręcić, otwiera się gładko.
Dlatego zapomnijmy, kto ostatni widział Valerie i jakiego koloru miała majtki.
Pomyślmy raczej, co zdarzyło się wcześniej. Bo jeżeli się nie mylę. . .
— Znalazł pan klucz?
Morse miał poważną minę.
— Jednym z głównych czynników sprawy jest nacisk, który jedna osoba wy-
wiera na inną.
— Szantaż?
Morse nie odpowiedział od razu.
— Nie mam jeszcze pewności.
— Ktoś szantażuje Phillipsona?
— Nie tak szybko, panie Lewis. Zastanówmy się nad czymś innym. Załóżmy,
że zrobił pan coś haniebnego, o czym nikt nie wie. Oprócz jednej osoby. Przekupił
pan świadka, złożył fałszywe zeznanie lub coś w tym rodzaju. Jeśli wszystko by
się wydało, zostałby pan natychmiast zwolniony z pracy i trafił do pudła. Pańska
kariera byłaby zrujnowana, rodzina też. Dałby pan wiele, żeby nic się nie wydało.
Załóżmy, że ja byłem osobą, która o wszystkim wiedziała. Co wtedy?
— Mógłby mnie pan pociągnąć do. . .
— Owszem. Ale nie tylko to. Mógłbym także popełnić jakieś wykroczenie,
zgadza się pan? I wtedy pan by za mnie odpowiadał. Albo też mógłbym panu ka-
zać popełnić przestępstwo za mnie. Wówczas pana konto byłoby jeszcze bardziej
86
obciążone. Oczywiście, pogrążylibyśmy się obaj, ale chyba bylibyśmy skończo-
nymi głupcami, gdybyśmy wsypali jeden drugiego.
Lewis skinął głową, ale argumentacja Morse’a zaczynała go męczyć.
— Niech pan pomyśli, Lewis, o dziesiątkach i setkach zwykłych, szarych lu-
dzi, których codziennie spotykamy. Robią to samo, co my, mają podobne nadzieje
i tego samego się boją. Absolutnie nie są łajdakami, a jednak niektórzy z nich po-
pełniają od czasu do czasu czyny, o które boją się śmiertelnie, żeby się nie wydały.
— Kradzież torby cukru z supersamu? — zaśmiał się Lewis.
— Jak zwykle sięga pan do granic ludzkiej nikczemności. W siódmym kręgu
piekła Dantego smażą się zdrajcy, zbrodniarze wojenni, oprawcy niemowląt oraz
złodzieje cukru z supersamów. Niech pan pozwoli swemu niewinnemu umysłowi
głębiej wniknąć w otchłanie ludzkiej nikczemności. Co pan widzi?
— Posiadanie innej kobiety, sir?
— Jak delikatnie pan to ujął! Miałem na myśli latanie od jednej hożej dziewoi
do drugiej i myślenie wyłącznie o ochłapie mięsa, dyndającym między nogami.
A w domu mała kobietka czeka z obiadem i pierze skarpetki. W pana ustach to
brzmi jak splunął. Ale być może ma pan rację. Na dłuższą metę takie rzeczy nie
mają znaczenia. Przeleci pan dziewuchę, przez kilka następnych dni odczuje tro-
chę wyrzutów sumienia, ale później wszystko wróci do normy. I będzie pan sobie
obiecywał, że nigdy więcej to się nie powtórzy — aż do następnego razu. No
dobrze. Ale co się stanie, jeśli ktoś się o tym dowie?
— No — to pech.
Powiedział to tak, że Morse spojrzał ze zdumieniem.
— Miał pan inną kobietę?
Lewis uśmiechnął się. Stare wspomnienie odżyło w jego pamięci.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]