[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Fontaine nigdy nie prowadziła rozmów ze swoimi przelotnymi kochankami, czasami wdawała się w
słowne potyczki, ale nigdy nie rozmowy.
To samo odnosiło się do Nica i jego piękności o świeżych twarzach. Jak nudne i mdłe wydawały się one
wszystkie, kiedy już przeszedł pierwszy dreszczyk spowodowany widokiem nowego ciała.
To, co pociągało go w Fontaine bardziej niż wszystko inne, to jej umysł. Mogła być twardą sztuką- ale
była inteligentna i Nico chciał przeniknąć ją do głębi, żeby dowiedzieć się czegoś więcej o kobiecie
ukrytej pod tą wyrafinowaną maską.
- Chcę wiedzieć o tobie wszystko - powiedział łagodnie - kto, dlaczego, jak. Od samego początku.
Fontaine obróciła się w łóżku. Czuła się rozkosznie zaspokojona. - To ty jesteś zagadką. Poznaję cię w
samolocie, a zaraz potem idziemy do łóżka. Ale wszystko, co o tobie wiem, to twoje nazwisko. Mógłbyś
być...
- Kim? - przycisnął żartobliwym ruchem jej ramiona do łóżka. - Kilkakrotnym mordercą? Maniakiem? -
Pocałował ją mocno i puścił. - I nie mów mi, że Mrs Khaled nigdy przedtem nie poszła do łóżka z
facetem, którego poznała w samolocie.
- No więc... kilka razy.
- O tak, założę się, że kilka razy. - Uśmiechnął się. - Ilu mężczyzn już miałaś?
Fontaine przeciągnęła się i wstała z łóżka. - Postawmy sprawę w ten sposób, Nico: jeden posiłek
dziennie oznacza, że nie jest się głodnym.
- Wracaj tu, chcę dostać mój deser!
- Idę wziąć prysznic, muszę się odświeżyć. Może byś zszedł na dół i przyniósł trochę Grand Marniera.
Pokażę ci wyborny nowy sposób jego picia. - Weszła do łazienki i zamknęła drzwi.
Nico, wciąż uśmiechając się, położył się. Czuł się fantastycznie zrelaksowany. A potem przypomniał so-
bie o pierścieniu. Czyż nie był to powód, dla którego się tu znalazł? No tak, w pierwszej wersji...
Słyszał jak woda leje się w łazience. Wstał z łóżka i rozejrzał się po pokoju w poszukiwaniu torebki, którą
Fontaine miała ze sobą w samolocie. Nie zauważył jej nigdzie, ale lustrzane drzwi ogromnej szafy były
tylko lekko przymknięte. Zajrzał do środka. Było tam mnóstwo półek z butami, ustawionymi w równe
rzędy. Były półki na swetry, koszule, T-shirty, szale, rękawiczki. Były paski i korale, które wisiały
rzędami. Była bielizna w szufladach z pleksiglasu. I torebki. Wszystkie na dolnej półce. Chyba z 25
sztuk.
Nico szybko przejrzał je, szukając torebki w paski. Było pięć torebek w paski firmy Gucci, ale żadna z
nich nie byłą tą, o którą mu chodziło.
Zaklął lekko pod nosem, a potem nagle ją zobaczył. Wisiała na wewnętrznej stronie drzwi.
Szybko złapał ją, odpiął zamek bocznej kieszeni - i odetchnął - pierścień leżał wygodnie usadowiony na
dnie.
Fontaine pojawiła się w niewłaściwym momencie z ręcznikiem owiniętym wokół bioder na kształt
przepaski. Jej głos był lodowaty: - Co ty właściwie wyprawiasz?
Nico drgnął. Poczuł się jak dziecko przyłapane z ręką w trakcie podbierania łakoci w spiżarni. Żałował,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]