[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przekroczyła granicę obojętności i rezerwy, którą normalnie czuła w stosunku do ludzi
poznanyh dwa dni wcześniej.
Odezwał się zduszonym głosem:
– UłóŜ się wygodnie, proszę.
– Dobrze. – CięŜko westchnęła. – To wszystko wydaje mi się nierealne. Czuję się,
jakbym straciła kontakt z rzeczywistością.
– Nie przejmuj się. Wszystko jest w porządku. Masz duŜo odwagi.
Eden uśmiechnęła się.
– Dzięki. Ty teŜ jesteś odwaŜny. – Po chwili zapytała: – Czy bardzo cię boli?
– MoŜna wytrzymać. Brandy i aspiryna pomagają. Wiatr ciskał płatkami śniegu o szyby.
Eden wsunęła się głębiej pod koce. Długo wpatrywała się w ciemność. Wiedziała, Ŝe szybko
nie zaśnie. Zarówno z powodu popołudniowej drzemki, jak i samego Strykera. Czuła bijące
od niego ciepło.
Powiedziała mu, Ŝe straciła kontakt z rzeczywistością. To prawda. Wszystko wydawało
się takie dziwne. Robiła tyle nowych rzeczy. Noszenie wody czy odśnieŜanie nie stanowiły
problemu. Była zdrową, silną dziewczyną. Nowością była opieka nad drugą osobą,
odpowiedzialność za jej zdrowie i poczucie winy.
PoniewaŜ ustało krwawienie, rana przestała zagraŜać Ŝyciu Deva. Gdyby kula utknęła w
kości lub naruszyła jakiś wewnętrzny organ, mogłoby być źle. Świadomość tego, Ŝe Dev
wracał do zdrowia, sprawiała Eden ulgę. Udzieleniem pierwszej pomocy zaskoczyła samą
siebie.
Jej przyjaciele teŜ byliby zaskoczeni. Cała historia pewnie by ich ubawiła. Poczuła ostre
ukłucie w sercu. JuŜ niemal słyszała komentarze: „Chcesz powiedzieć, Ŝe spaliście razem w
łóŜku tylko po to, by nie zamarznąć w nocy? Naprawdę było tak zimno?”
Próbowałaby go opisać. Wysoki, szerokie bary, wąskie biodra, gęste czarne włosy, szare
oczy, piękne usta.
Nie opowie swoim waszyngtońskim przyjaciołom tej historii i nie opisze Strykera. To jest
jej tajemnica, którą nie chciała się z nikim dzielić. Takie wspomnienia chowa się wyłącznie
dla siebie.
Dev, wyczerpany wielogodzinnym siedzeniem na krześle, usnął natychmiast. LeŜała i
słuchała jego oddechu i wyjącego wiatru. W końcu zasnęła.
Stryker obudził się podniecony do granic moŜliwości. Eden spała przytulona do niego.
Nogę przerzuciła przez jego biodra, a włosy dziewczyny okrywały jego ranne ramię.
Przyglądał się Eden i dostawał gęsiej skórki.
Musiał jej dotknąć. Jeśli podda się poŜądaniu, mógłby się z nią jakoś kochać, pomimo
rany. Przypominał sobie rozmaite pozycje. Jednak wykorzystywanie faktu, Ŝe Eden spała,
byłoby chwytem poniŜej pasa. Śpiący człowiek jest całkowicie bezbronny. Wystarczy dotyk,
trochę pieszczot i posiadłby ją, zanim zdąŜyłaby się zorientować.
Wymamrotał pod nosem kilka soczystych przekleństw. Próbował się od niej odsunąć.
Eden tylko westchnęła i przez sen połoŜyła rękę tam, gdzie naprawdę nie było to wskazane.
Zamknął oczy, zacisnął zęby, chwycił jej dłoń i odsunął na bok. Przytuliła się jeszcze
mocniej, jakby szukała pomocy.
– Do diabła – wykrztusił. – Nie rób tego.
Usłyszał zduszone: „Co?” i poczuł, jak jej ciało sztywnieje. Obudziła się.
Otworzyła oczy i zobaczyła wpatrzonego w nią Strykera. Stwierdziła, Ŝe oboje leŜą
spleceni ze sobą na środku łóŜka. W jego oczach wyczytała zachętę, która wstrząsnęła nią do
głębi.
– Dzień dobry – powiedział miękko i dotknął jej biodra.
Wiedziała, Ŝe powinna się odsunąć. Poczuła narastającą falę podniecenia. Dev lekko
przyciągnął ją jeszcze bliŜej.
– Nie... moŜemy tego zrobić – wyszeptała.
– Ja mogę. I zrobię, chyba Ŝe mi zabronisz.
– Chcesz powiedzieć, Ŝe to dla ciebie takie proste?
– To jest proste.
Chciał się z nią kochać! Nerwowo kaszlnęła, odepchnęła jego dłoń i odsunęła się. Zaraz
potem wstała. Gdy dotknęła podłogi bosymi stopami, zadrŜała.
– Eden...
– Proszę, nie mówmy o tym. – W pokoju było przeraźliwie zimno. WłoŜyła sweter. –
Muszę rozpalić ogień – wymamrotała.
Co ma zrobić wieczorem? Znów spać z razem z nim? Stryker jej poŜąda. Teraz trzeba
rozpocząć nowy dzień. Pomyśli o tym później. Miała wiele rzeczy do zrobienia. Rozpalić
ogień, przygotować posiłek, zagrzać wodę. Spoczywał na niej obowiązek zapewnienia im
wszystkiego, by mogli przetrwać w tej głuszy. Dev wodził za nią wzrokiem.
– Sprawdź, jaka jest pogoda.
– Dobrze. – Podeszła do okna i odsunęła zasłony. Z ulgą powiedziała: – Przestało padać.
– Zerknęła na niebo i jej radość zniknęła. – Ale wygląda na to, Ŝe znowu zacznie.
Zostawiła go. DrŜąc z zimna, rozpalała ogień i nasłuchiwała odgłosów z sypialni.
Najwyraźniej wstał i ubierał się.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]