[ Pobierz całość w formacie PDF ]

DWA WESELA
87
Lea poprawiÅ‚a bluzkÄ™ i grzebieniem Wade'a przy­
czesaÅ‚a wÅ‚osy. Pod wpÅ‚ywem nagÅ‚ego impulsu rozpu­
ściła je i splotła w warkocz.
- Jest w łazience. Zaraz wyjdzie. Chcieliśmy...
Była ciekawa, w czym jutro wystąpię.
Lea skropiÅ‚a twarz zimnÄ… wodÄ… i delikatnie osuszy­
ła ją ręcznikiem.
- Zwietnie - usłyszała głos Myry Jo. - Widzę, że
kazała ci zmienić koszulę. Ta z plisowanym gorsem
była koszmarna. Dżinsy ujdą.
Lea zdecydowanym ruchem otworzyÅ‚a drzwi Å‚a­
zienki.
- Cześć. Jak zakupy? Znalazłaś coś ciekawego?
- PrzyniosÄ™ tu paczki. Otworzymy je razem.
Gdy Myra Jo wybiegÅ‚a z pokoju, Lea i Wade wy­
mienili porozumiewawcze spojrzenia. Nastąpiła
chwila peÅ‚nej napiÄ™cia ciszy. Potem oboje zaczÄ™li chi­
chotać.
- Jesteś okrutna, Leo. Odpychasz mnie, chociaż
cierpię jak potępieniec.
Wystarczyło jedno spojrzenie, by wiedzieć, co mu
dolega. Lea przygryzÅ‚a wargÄ™, uniosÅ‚a brwi i spojrza­
Å‚a Wade'owi prosto w oczy.
- Nic na to nie mogę poradzić. Twoja córka jest w
domu. Czy mam tu wrócić o północy i rzucić kamy­
kiem w twoje okno? Może wymkniemy się razem na
Å‚Ä…kÄ™?
Wade jęknął, objął mocno Leę i przytulił twarz do
DWA WESELA
88
jej ramienia. Pocałował ją raz jeszcze i odsunął się,
gdy tylne drzwi trzasnęły, aż echo rozlegÅ‚o siÄ™ w dÅ‚u­
gim holu.
- Ciąg dalszy nastąpi - ostrzegł Leę Wade cichym,
zmysÅ‚owym gÅ‚osem, na dzwiÄ™k którego dreszcz prze­
biegł jej po plecach. - I to niedługo.
ROZDZIAA SZÓSTY
Zdaniem Wade'a Lea wyglÄ…daÅ‚a tego dnia wyjÄ…t­
kowo piÄ™knie. Nie wierzyÅ‚ wÅ‚asnym oczom, gdy zo­
baczyÅ‚ jej wÅ‚osy. Czy rozpuÅ›ciÅ‚a je dla niego? Opa­
daÅ‚y na koszulÄ™, której biel podkreÅ›laÅ‚a ich czekola­
dowy odcień.
Szeroka dżinsowa spódnica opinała szczupłą talię.
Wade łakomym wzrokiem podziwiał boską figurę tej
kobiety.
PrzyjÄ™cie wypadÅ‚o znakomicie. Wszystko byÅ‚o za­
piÄ™te na ostatni guzik. Lea stanęła na wysokoÅ›ci za­
dania. Pilnowała, by goście z obu rodzin lepiej się
poznali. Orkiestra grała bez przerwy. Nie brakowało
napojów i przekąsek. Myra Jo była w doskonałym
nastroju. Wade po raz pierwszy od wielu tygodni
sÅ‚yszaÅ‚ jej wesoÅ‚y Å›miech. PromieniaÅ‚a radoÅ›ciÄ…, krÄ…­
żąc wśród gości wraz z narzeczonym.
- Jest prześliczna.
To był głos Lei. Podeszła do niego niepostrzeżenie.
Spoglądał na nią przez chwilę, a potem szepnął:
- Tak. Prześliczna.
DWA WESELA
90
Jak zwykle w takich przypadkach spÅ‚onęła rumieÅ„­
cem.
Odchrząknęła zakłopotana. Wade uśmiechnął się
lekko.
- Ty również doskonale się prezentujesz.
Rady Lei w kwestii stroju okazały się zbawienne.
- Dzięki. To wszystko twoja zasługa.
- Cała przyjemność po mojej stronie - odparła
z udawanÄ… pokorÄ…. Doskonale wiedziaÅ‚, że jest dum­
na z rezultatów swojej pracy. - CieszÄ™ siÄ™, że wszy­
stko idzie gÅ‚adko. Mam nadziejÄ™, że jesteÅ› zado­
wolony.
- OczywiÅ›cie. Już mi to zadowolenie bokiem wy­
chodzi.
RzuciÅ‚a mu karcÄ…ce spojrzenie. W ten sposób da­
wała do zrozumienia, by nie posuwał się za daleko.
Czyżby była na niego wściekła?
A niech się złości. Pragnął, by na niego patrzyła,
- jak i kiedy tylko zechce.
- Wiesz pewnie, że jestem z ciebie dumna.
Cofnął się nieco. Był szczerze zdziwiony.
- Miałeś ochotę przyłożyć ojcu Bradforda juniora,
gdy podczas kolacji zaczął gadać o polityce.
- Nieprawda. MiaÅ‚em inny pomysÅ‚. Najlepiej by­
łoby go zakneblować mokrą ścierką pożyczoną od
jednego z twoich kelnerów.
- Ja również miaÅ‚am na to ochotÄ™. - Lea zachi­
chotała.
DWA WESELA
91
PomyÅ›lny zbieg okolicznoÅ›ci sprawiÅ‚, że tÅ‚um go­
ści przez cały czas rozdzielał przyszłych teściów.
- ZataÅ„czymy? - szepnÄ…Å‚ nagle Wade. Lea popa­
trzyła na niego. Była wyraznie rozczarowana.
- ChciaÅ‚abym, ale nie mogÄ™ taÅ„czyć. Pora spraw­
dzić, czy wszyscy moi pracownicy robią, co do nich
należy, i czy goście dobrze się bawią.
Z ciężkim sercem Wade przyznał jej rację. Nie
uznawał konwenansów, ale szanował rzetelność
u szefów i podwładnych. Pracę należy wykonywać
jak należy. Inne sprawy muszÄ… poczekać. Nie zaspo­
kojone żądze też.
Lea ruszyła w stronę kuchni, gdy zadzwięczał
dzwonek u drzwi. Natychmiast się odwróciła.
- Otworzę - zawołał Wade i pobiegł do wejścia.
Dzwonienie rozlegało się raz po raz. Spózniony gość
nie grzeszył cierpliwością.
Wade otworzył drzwi i stanął oko w oko z Julie,
od stóp do głów odzianÄ… w kowbojskie ciuchy. Wszy­
stkie rzeczy były wykonane ręcznie. Miała na sobie
także kosztowne brylanty.
- Wade! Jak miło, że mnie wpuściłeś!
- Cześć, Julie - odparÅ‚ z kamiennÄ… twarzÄ…. - My­
ślałem, że pojawisz się dopiero na ślubie.
TÄ… uwagÄ… wytrÄ…ciÅ‚ jÄ… z równowagi. RzuciÅ‚a mu ba­
dawcze spojrzenie i wybuchnęła perlistym śmiechem.
- Nie wygaduj głupstw, Wade. Dziś jest wielki [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • apsys.pev.pl