[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Westchnęła, przewróciła się na bok i otworzyła oczy na blaknące popołudniowe światło.
Wczorajszy wieczór z Danielle był pełen wina i płaczu, podczas którego próbowała sobie wmówić, że
właśnie tego chciała. Pamiętała jak przez mgłę, że około pierwszej nad ranem, wypłakując sobie przy tym
oczy, wyznała wszystko najlepszej przyjaciółce, choć miała nadzieję, że nie było aż tak koszmarnie.
Komórka znów zabrzęczała. Było aż nadto jasne, że osoba z drugiej strony nie zamierza się poddać.
Usiadła wyprostowana. A jeśli to Nathan?
To chyba niemożliwe? Wystarczająco jasno dał jej do zrozumienia, że nie chce się z nią już
kontaktować. Co mogło się zmienić przez ostatnie dwadzieścia cztery godziny, ze postanowił do niej
zadzwonić?
Potrzebowała prawdy bardziej niż powietrza. Rzuciła się do telefonu i odebrała, nie sprawdzając, kto
dzwoni.
- Halo?
- Co, u licha, robisz, że odebranie telefonu zajęło ci tyle czasu?
Walcząc z jękiem zawodu, zwaliła się na łóżko.
- Cześć, babciu. - Oczywiście, że to nie Nathan. Powiedział, że jeśli odejdzie, już nigdy nie będzie się
za nią uganiał, a wiedziała, że nigdy nie blefuje. Zawsze dotrzymywał słowa, a przecież obiecał jej, że z
nimi koniec.
Serce bolało ją na samą myśl o tym.
- Jesteś z mężczyzną?
- Co takiego? Nie. Oczywiście, że nie. - Choć nie potrafiła zapomnieć, jak to było spać obok Nathana.
Kiedy ją obejmował, ogarniał ją spokój, ale ten spokój - i zdrowie psychiczne - utraciła. - Jak się masz?
Babka prychnęła.
- Jeśli nie będziesz się mieć na baczności, skończysz samotna i zgorzkniała jak twoja stara babka.
Wbrew wszystkiemu Chelsea się uśmiechnęła.
- Nie jesteś samotna ani zgorzkniała.
- Nie żebym się nie starała. Czy zostałaś już wtajemniczona w ostatni pomysł ojca? Chce wykorzystać
przyjęcie z okazji moich siedemdziesiątych piątych urodzin w swojej kampanii politycznej. Dla niektórych
nie ma świętości.
- Babciu, obie wiemy, że masz zamiar uczestniczyć w każdym etapie kampanii. Szczerze mówiąc,
jestem zaskoczona, że sama na to nie wpadłaś.
Babka się roześmiała.
- Gdybym miała z tym coś wspólnego, za nic w świecie bym się do tego nie przyznała.
- Tak właśnie myślałam. - Babka lubiła, gdy każdy członek rodziny odgrywał swoją rolę, i nie wahała się
pokazać im miejsca w szeregu, gdy jej zdaniem byli zbyt opieszali.
- Ale do rzeczy: jak się masz, kochanie? Nie odzywałaś się już od dawna.
Ogarnęło ją dławiące poczucie winy. Babcia była jedyną osobą z rodziny, która wiedziała, jak bardzo
Chelsea się załamała, gdy Nathan zaciągnął się do wojska. Jak mogła jej wyjawić, gdzie była przez cały
weekend? Babcia mogła ją zrozumieć& a jeśli nie?
Najwyrazniej milczała zbyt długo, bo babka chrząknęła z niepokojem.
- Jesteś chora? Coś się stało?
- Nie, nic w tym rodzaju. Pojechałam w weekend na wesele. Zapomniałam ci o tym powiedzieć.
- Wesele? Cudownie. A kto brał ślub?
Dlaczego nie skłamała? Chelsea pokręciła głową. Nigdy nie potrafiła okłamać babki. Wyczuwała fałsz
na kilometr.
- Na pewno ich nie znasz.
- Przekonajmy się. - W jej głosie dała się słyszeć stalowa nuta, z której słynęła. Teraz nie było już
odwrotu.
Chelsea miała ochotę udać, że połączenie zostało zerwane, ale babka po prostu zadzwoniłaby jeszcze
raz i dopiero wtedy musiałaby się gęsto tłumaczyć.
- Z pewnością nie pamiętasz Gabe a Schultza, którego znałam w szkole średniej, właśnie się ożenił. -
Na wspomnienie Gabe a tańczącego z Elle we wspaniałej białej sukni ogarnęło ją nieznane uczucie.
Odgarnęła włosy z twarzy i zmarszczyła brwi. To nie mogła być zazdrość?
Dlaczego miałaby być zazdrosna? Nie potrzebowała wystawnego wesela, żeby znać prawdę. Prawda.
Prawda wyglądała tak, że od zawsze kochała Nathana. Musiała hamować się ze wszystkich sił, żeby
znów nie wybuchnąć płaczem. W jej codziennym życiu nic się nie zmieni. Wróci do robienia zdjęć i pracy
w swojej galerii, tak jak przez ostatnie cztery lata, a potem będzie wracać do domu sama. Tak jak zawsze.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]