[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ludzie mogą to potwierdzić.
Jedni gracze czekali na koniec awantury z ozna­
kami irytacji na twarzach, inni byli wyraznie znu­
żeni towarzystwem podpitego pechowca, w każ­
dym razie wszyscy omijali go wzrokiem.
- Będzie pan łaskaw skasować sztony, które mu
zostały? - zaproponowała Serena grzecznie.
- Chciałbym się odegrać, przynajmniej częś-
130
ciowo - burknął gracz. - A ten tutaj - wskazał na
krupiera, który słuchał wymiany zdań z kamienną
twarzą i tylko w jego oczach można było dojrzeć
wściekłe błyski - nie chce podnieść stawki.
- Nasi krupierzy nie sÄ… upoważnieni do pod­
noszenia stawek, panie...
- Carson. Mick Carson. Co to za kasyno, w któ­
rym człowiek nie może się odegrać!
- Tak jak powiedziałam, krupierzy nie mają
prawa podnosić stawki, ale ja tak - oznajmiła
Serena spokojnym głosem. - Można wiedzieć,
o jakiej sumie pan myśli, panie Carson?
- To już brzmi lepiej. - Dał znak, że chce
kolejnego drinka, ale Serena rzuciła ostrzegawcze
spojrzenie kelnerce. - Pięć tysięcy. - Uśmiechnął
się wyzywająco. - To pozwoli mi się odegrać.
- W porządku. Nero, proszę przynieść wykaz
pana Carsona - zwróciła się do asystenta, który
jednak pojawił się u jej boku. - Może pan postawić
jednorazowo pięć tysięcy. Jeśli pan przegra, to
będzie koniec na dzisiaj.
- Dobrze, słoneczko. - Ponownie chwycił ją za
nadgarstek i omiótÅ‚ od stóp do głów lekko za­
mglonym spojrzeniem. - JeÅ›li wygram, może wy­
pijemy razem drinka w jakimÅ› zacisznym miejscu?
- Niech pan nie żąda zbyt wiele od losu, panie
Carson - ostrzegła go z uśmiechem na twarzy.
Carson zachichotał, po czym złożył zamaszysty
podpis na kartce, którą podsunął mu Nero.
- Nigdy nie zaszkodzi spróbować, skarbie...
O nie! - zawołał, kiedy zamierzała odejść. - Ty
będziesz rozdawała.
Serena bez słowa zajęła miejsce krupiera i w tej
131
samej chwili dostrzegła stojącego z boku Justina,
który spokojnie obserwował całą scenę. A niech to,
pomyÅ›laÅ‚a. Chyba nie daÅ‚a ponieść siÄ™ zdener­
wowaniu. Spojrzała na Carsona. %7łyczyła mu, żeby
wreszcie wygraÅ‚ i wyniósÅ‚ siÄ™ z kasyna bez dal­
szych awantur.
- ProszÄ™ obstawiać - zaczęła, ale nikt z siedzÄ…­
cych przy stole nie kwapił się wchodzić do gry,
jakby się umówili, że przeczekają awanturnika.
- Tylko ty i ja. - Carson przesunÄ…Å‚ swoje sztony
na środek stołu.
W pierwszym rozdaniu dostaÅ‚ dwójkÄ™ i sió­
demkÄ™.
- Dobieram - zażądał, podnosząc machinalnie
pustÄ… szklankÄ™. Serena odkryÅ‚a damÄ™. - Stop - po­
wiedział.
- Stop na dziewiętnastu. - Serena odkryła teraz
swoje karty. - Dwanaście, piętnaście... - zliczała,
odkrywając piątkę. - Dwadzieścia.
Carson zaklął głośno.
- Zapraszamy ponownie, panie Carson - po­
wiedziała chłodno, czekając, aż ten się podniesie.
Mierzył ją przez chwilę wściekłym wzrokiem,
po czym wstał z ociąganiem i bez słowa opuścił
salÄ™.
- Przepraszam za małe zamieszanie. - Serena
uśmiechnęła się do pozostałych graczy i skinęła na
krupiera.
- GÅ‚adko pani poszÅ‚o, panno MacGregor - mruk­
nął Nero, kiedy przechodziła koło niego.
Zatrzymała się.
- Dziękuję, Nero. Jestem Rena.
Nero uśmiechnął się, a ona podeszła do Justina.
132
- Chciałeś mieć tu w kasynie kogoś zaufanego?
- zapytała cicho.
- Chciałem mieć tu ciebie. - Nawinął na palec
kosmyk jej włosów. - Z bardzo różnych powodów.
To był jeden z nich.
Serena zaśmiała się.
- Co by było, gdybym przed chwilą przegrała
z tym człowiekiem?
Wzruszył ramionami.
- Tobyś przegrała, nic wielkiego. Ważne, że
załagodziłaś sytuację spokojnie i z wielką klasą
- szepnął, patrząc jej w twarz. - Podziwiam twój
styl, Sereno MacGregor.
- Dziwne. - Poczuła, że dokonuje się w niej
jakaś zmiana, która wyzwala ciepło i łagodność.
- Ja od początku podziwiałam twój.
- Masz podkrążone oczy, jesteś zmęczona.
- Trochę. Która godzina?
- Dochodzi czwarta.
- Nic dziwnego. Problem z kasynami polega na
tym, że tracisz poczucie czasu. Nie wiesz, czy to
dzień, czy może noc.
- WkÅ‚adasz w pracÄ™ bardzo dużo energii. - Jus­
tin ruszył do wyjścia. - Powinnaś zjeść porządne
śniadanie.
- Mhm.
- To mruknięcie ma znaczyć, że jesteś głodna,
dobrze rozumiem?
- Owszem, bardzo dobrze rozumiesz. Dopiero
teraz, kiedy wspomniałeś o jedzeniu, poczułam, że
umieram z głodu. - Wchodząc za Justinem do
sekretariatu biura, obejrzaÅ‚a siÄ™ przez ramiÄ™. - Re­
stauracja, jeśli pamiętam, jest po drugiej stronie.
133
- Zjemy śniadanie w moim apartamencie.
- Chwileczkę. - Zaśmiała się i zatrzymała
w przejściu. - Wolę zjeść w restauracji. Tak będzie
wytworniej.
Zastanawiał się przez chwilę, po czym sięgnął
do kieszeni.
- O nie... proszÄ™...
- Orzeł u mnie, reszka w restauracji.
Serena zmarszczyła nieufnie brwi i wyciągnęła
dłoń.
- Pokaż mi tę monetę. - Wzięła pieniążek
w palce i obejrzała go uważnie. - Dobrze, rzucaj
- skapitulowała. - Jestem zbyt zmęczona, żeby się
z tobą kłócić.
Justin rzucił monetę i chwycił ją na wierzch
dłoni.
- Jedziemy na górę - stwierdził.
ROZDZIAA ÓSMY
- Któregoś dnia w końcu cię pobiję i to ja
wygram - powiedziała Serena z przekonaniem
i ziewnęła szeroko, kiedy wsiedli do windy. Justin
nacisnÄ…Å‚ guzik penthouse'u. - Ale wtedy stawka
będzie znacznie wyższa niż śniadanie. - Omiotła
spojrzeniem wyłożoną dymnymi lustrami kabinę.
- Nie zauważyłam wcześniej, że masz w biurze
windę. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • apsys.pev.pl