[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zapisywać. Jak wydarzy się coś nadzwyczajnego, poradzę sobie z pomocą Jenny.
Jeśli taki układ ci odpowiada, to umowa stoi. - Więcej nie musiał mówić, bo obo-
R
L
T
je wiedzieli, że potrwa to najwyżej kilka tygodni. Uśmiechnął się smutno do Ro-
se. - Dziękuję, że to zaproponowałaś. - Znam ich od dziecka. Wszystko, co po-
może im przejść przez te tygodnie, ma dla nich wielką wagę... oraz dla mnie.
Poinformował lady Hilton o ich decyzji, zastrzegając się przy tym, że najpierw
musi zmienić swoje plany, co jednak nie potrwa długo.
Podziękował za zaproszenie na kolację.
- Następnym razem zostaniemy, obiecuję, ale robi się pózno, a muszę jeszcze
odwiezć Rose do domu. Zadzwonię jutro rano, żeby ci powiedzieć, jak zmienili-
śmy nasz rozkład dnia.
Powrotny lot do Londynu upłynął im w milczeniu. Rose zastanawiała się, jaki
jest ten Jonathan Cavendish.
Z jednej strony nie stroni od rozrywek w towarzystwie sławnych i bogatych, z
drugiej jako lekarz szczerze przejmuje się losem pacjentów.
Wyrzucała sobie, że na podstawie przesłanek, które jej podsuwała wybujała
wyobraznia, wysnuła fałszywe wnioski. Jak bulwarowa prasa.
Zerknęła na niego. Dlaczego wcześniej nie spotkała takiego człowieka? Zanim
jej świat się zawalił. I dlaczego nęka ją przeświadczenie, że czuje do niego wię-
cej, niż należy się szefowi?
R
L
T
ROZDZIAA PITY
W sobotę, gdy czytała ojcu książkę, rozległo się pukanie do drzwi. Przez okno
ze zdziwieniem zobaczyła zaparkowany pod domem samochód z napędem na
cztery koła.
Gdy otworzyła drzwi, na progu ujrzała Jonathana. Uśmiechał się szeroko, był
ubrany w dżinsy i koszulę z krótkim rękawem. Po raz pierwszy zobaczyła go w
czymś innym niż garnitur. Wydał jej się jeszcze bardziej przystojny. I bardziej
przystępny.
Z otwartą buzią wpuściła go do środka.
- Kto to? - zawołała matka, wychodząc z kuchni.
- Doktor Cavendish.
- Jonathan - przedstawił się matce.
- Co cię tu sprowadza? - zainteresowała się Rose, po raz pierwszy w życiu spe-
szona skromnym wyposażeniem rodzinnego domu. - Och, przepraszam, ale je-
stem zaskoczona twoją wizytą. Nawet nie wiedziałam, że znasz mój adres.
Uśmiechnął się chytrze.
- Twój adres jest w twoich dokumentach. - Zciągnął brwi. - Należało zadzwo-
nić, ale uważałem, że jesteśmy umówieni.
- Umówieni? - powtórzyła.
- Na mecz, nie pamiętasz? Obiecałem, że znajdę sposób, żeby zawiezć twojego
ojca na stadion.
Nie dowierzała własnym uszom.
- Przyjechałeś po mojego ojca? W tym samym czasie jest mecz krykieta.
R
L
T
- Będą następne. - Machnął ręką. - Potem idę na przyjęcie. Może byś ze mną
poszła?
Nie mogła się otrząsnąć. Zrezygnował z krykieta, żeby zrobić coś dla jej ojca,
człowieka, którego nawet nie zna. Serce jej rosło.
- Nie mogÄ™. Nie mam stosownej kreacji. Poza tym jestem potrzebna w domu. -
Nie do końca była to prawda, bo ojciec odzyskiwał formę i coraz rzadziej wyma-
gał pomocy. Ale ona na przyjęciu z Jonathanem? Nigdy w życiu. O czym będzie
rozmawiać z jego znajomymi albo oni z nią? To absurd.
Jednak zrobiło się jej trochę przykro. Dawno nie była na żadnej imprezie. Poza
tym zaczęła dręczyć ją ciekawość, jak wygląda takie przyjęcie. Byłoby to cał-
kiem nowe doświadczenie.
Nagle przypomniała sobie o obowiązkach pani domu.
- Zapraszam do pokoju. Wprowadziła go do ciasnego saloniku.
- Tato, to jest doktor Cavendish. Przyjechał zapytać, czy chciałbyś pojechać na
dzisiejszy mecz.
Jonathan uścisnął ojcu dłoń.
- Miło mi pana poznać - powiedział. - Wiem od pańskiej córki, że jest pan ki-
bicem Arsenału. Tak się złożyło, że mam bilety na ten mecz, więc pomyślałem,
że chciałby go pan obejrzeć.
- Bardzo to ładnie z pana strony. - Rose zaniepokoiła się, czy Jonathan rozu-
mie ojca, bo ten nadal mówił niewyraznie. - Ale mam problem z nogą. Nie wejdę
po schodach.
Ojciec już sam się mył i ubierał, ale nie ruszał się bez laski, więc Rose miała
wątpliwości, czy poradzi sobie bez wózka.
- Mam pewien plan - oznajmił Jonathan. Najwyrazniej niesłusznie podejrzewa-
ła, że Jonathan nie zrozumie bełkotliwej mowy ojca. - Powiem panu tyle, że ra-
zem z Rose bez trudu pana tam zawieziemy i posadzimy na miejscu. Co pan na
to?
R
L
T
Ojcu oczy się śmiały. Przypomniała sobie, jak w dzieciństwie zabierał ją na
mecze, jak sadzał ją sobie na barana, żeby lepiej widziała.
- No nie wiem, młody człowieku... Niech pan jedzie z naszą Rose. Lepiej bę-
dziecie się bawić.
- Bez ciebie, tato, nie pojadę. A doktor nie zamierza tu siedzieć, ma inne pla-
ny.
- Nic takiego nie powiedziałem - bronił się Jonathan. -Nie mam nic ciekaw-
szego do roboty, więc zróbcie mi tę przyjemność i jedzcie ze mną.
- No, Rose... - odezwała się matka. - Nigdzie nie wychodzisz od... - To słowo
nie przechodziło jej przez gardło. - Od kiedy ojciec zachorował. Zwieże powie-
trze dobrze ci zrobi. A ja też odetchnę, jak ojciec przestanie zawracać mi głowę -
zażartowała.
- W takim razie z przyjemnością pojadę na ten mecz.
Gdy zajechali pod stadion, Jonathan machnÄ…Å‚ ochroniarzowi jakÄ…Å› kartÄ…, po
czym wpuszczono ich głównym wejściem. Potem windą pojechali prosto do lo-
ży.
- Zawsze chciałem obejrzeć mecz z takiej wytwornej loży - powiedział ojciec,
sadowiąc się na miejscu - ale nigdy nie było mnie stać.
- Może najpierw zjemy lunch? - zaproponował Jonathan.
Ojciec pokręcił głową.
- Wy idzcie na ten lunch. Mnie tu dobrze.
- Zostanę z tobą - pospieszyła Rose. - Ale ty, Jonathan, nami się nie przejmuj.
- W takim razie przyniosę lunch tutaj. Nie będę jadł sam. Na co macie ochotę?
Kilkanaście minut pózniej wrócił z tacą. Uwadze Rose nie uszło, że wybrał ta-
kie dania, które ojciec mógł jeść jedną władną ręką. Po raz kolejny ujęła ją jego
troskliwość.
R
L
T
Czekając na początek spotkania, Jonathan i ojciec dyskutowali o wcześniej-
szych meczach. Rose tymczasem dziękowała w duchu Jonathanowi za to, że po
raz pierwszy od udaru miała okazję widzieć ojca tak ożywionego. Tego nie ocze-
kuje siÄ™ od pracodawcy.
Domyślała się, że jest to rewanż za to, że podjęła się opieki nad lordem Hilto-
nem. Czuła też, że jest o krok od zakochania się w swoim szefie.
Mimo że faworyci ojca przegrali w ostatnich minutach spotkania, wyprawa
bardzo się udała.
Jonathan wiózł ich do domu, przez cały czas drobiazgowo analizując wraz z
ojcem każdą minutę meczu, więc Rose, na tylnym siedzeniu, mogła oddać się
rozmyślaniom. Zakochała się w człowieku skrajnie innym niż ona. Dlaczego te-
raz? Bo nawet gdyby on coś czuł do niej, to dla niej nie ma przyszłości.
A może wydaje jej się, że go kocha, właśnie dlatego, że nie wie, co ją czeka?
Jeżeli to miłość. Na pewno pożądanie. Zadurzenie.
Wbrew opinii podrywacza Jonathan jest dobry i delikatny. Czy osoba pozba-
wiona tych cech charakteru zmieniłaby swoje plany, żeby jej chorego ojca zabrać
na mecz? WÄ…tpliwe.
W domu Jonathan pomógł ojcu usadowić się w fotelu przy oknie, ale ona bała
się spojrzeć mu w twarz, by nie domyślił się, co czuje.
- Pytałem Rose, czy pójdzie dzisiaj ze mną na przyjęcie - odezwał się nagle -
ale dała mi kosza. - Rzucił matce uwodzicielskie spojrzenie.
- Rose? Odmówiłaś?
- Mamo, nie mogÄ™, jestem ci potrzebna.
- Nie żartuj. Damy sobie radę. Należy ci się jakaś rozrywka. Ostatnio mizernie
wyglądasz. - Matka była wyraznie zmartwiona.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]