[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Wyjdz za mnie.
Tallie nie była pewna, czy dobrze zrozumiała. Nie,
to niemożliwe. A może? Nagle jej serce zaczęło bić
mocniej, a wszelkie obawy zniknęły. Ona kochała
jego, a on jÄ….
- Wiem, że nie chcesz ślubu - zaczął. - Wiem, że
mnie nie kochasz.
- Ale...
- To nie ma znaczenia. Tu nie chodzi o miłość.
Tylko o zdrowy rozsÄ…dek.
Nie chodziło o miłość? Poczuła, jak iskra gaśnie.
- Powinnaś wyjść za mąż i założyć rodzinę. Nie
zatrzymuj się na pracy. Powinnaś mieć męża i dzieci.
Twój ojciec tego dla ciebie chce.
- Mój ojciec?! A co mój ojciec ma z tym wspól­
nego? - zapytała szorstko. - Powiedział ci to?
- Nie mnie. - Elias potarł ręką kark. - Powiedział
mojemu ojcu, a on mi powtórzył.
Miała ochotę go zabić. Jak dobrze, że nawet na nią
nie patrzyÅ‚, tylko chodziÅ‚ po pokoju. OddychaÅ‚a szyb­
ko, starając się nie stracić kontroli.
- Więc ożeniłbyś się ze mną? Dlatego, że ojciec
uważa, że potrzebuję męża?
DOM NA SANTORINI 143
- Mogłabyś się wtedy skupić na pracy.
- A teraz siÄ™ nie skupiam?
- Właśnie o to chodzi, że myślisz tylko o niej. No,
może nie tylko. - Wiedziała, co chciał przez to powie-.
dzieć. - Po prostu wydaje mi się, że wszystko mogłoby
działać lepiej. -Nic nie powiedziała. - Wiem o Brianie
- ciągnął. - Wiem, że go kochałaś. To dobrze, nie o to
tu chodzi. To było kiedyś. Mówimy o terazniejszości.
Pomyślałem, że jeśli się pobierzemy, będzie łatwiej.
Mogłabyś mieć swoją karierę i, kiedyś, rodzinę. Poza
tym musisz przyznać, że nasz seks jest dobry.
- Dobry? - Klasnęła w ręce. Chciała go udusić.
- OczywiÅ›cie! Dobrze o tym wiesz. Jest fanta­
styczny!
- Wiem.
- Więc?
- Czy jest coÅ› jeszcze w tej twojej propozycji
biznesowej?
Twarz Eliasa wykrzywiÅ‚ grymas. No, Elias, po­
wiedz to, pomyślała. Wiem, że cię skrzywdziła, ale ja
ciÄ™ nigdy nie skrzywdzÄ™. Kocham ciÄ™! Powiedz to!
- Dobrze. Jest coÅ› jeszcze. Rodzice daliby mi
w końcu spokój.
Tallie otworzyła usta ze zdumienia.
- Starają się mnie wyswatać z połową miasta. To
męczące.
- Rozumiem.
- Nic nie rozumiesz! - Prawie już krzyczaÅ‚. - SÄ…­
dzą, że skoro ty się pojawiłaś, to mogę więcej czasu
przebywać z nimi i z ich kandydatkami dla mnie! Więc
pomyślałem, że małżeństwo pomogłoby nam obojgu.
144 ANNE MCALLISTER
- No i seks jest dobry. - Nie wiedziała, czy się
śmiać, czy płakać.
- No właśnie. Więc? Co ty na to? Wyjdziesz za
mnie?
Teraz bÄ™dzie musiaÅ‚a wypowiedzieć to najtrudniej­
sze w życiu słowo. Walczyła ze łzami.
- Nie - powiedziała.
ROZDZIAA DZIESITY
Nie mogła odpowiedzieć inaczej. Tu nie chodziło
o żaden układ. Nie mogła się na to zgodzić. Chciała
miłości, wiary i szacunku.
- Nie - powtórzyła. - Dzięki, ale nic by z tego nie
wyszło.
Po dłuższej chwili milczenia Elias powiedział:
- Trudno, tak tylko pomyślałem. - Jakby to nic nie
znaczyÅ‚o. Tym bardziej powinna siÄ™ cieszyć, że od­
mówiła. Kiedyś może będzie. Teraz chciała tylko,
żeby wyszedł.
- W takim razie - powiedział po chwili -pójdę już.
- Gdy był już przy drzwiach, odwrócił się do niej.
- Niestety dzisiaj wieczorem nie będę miał czasu
na seks. Mam inne sprawy.
Poczuła się tak, jakby ją uderzył w twarz.
- Jasne - odparła.
Przez chwilÄ™ patrzyli na siebie w milczeniu. W pe­
wnym momencie Elias szybko się odwrócił i trzasnął
za sobÄ… drzwiami.
WycierajÄ…c napÅ‚ywajÄ…ce do oczy Å‚zy, Tallie tÅ‚uma­
czyła sobie, że to było dla jej dobra. Wiedziała też, że
nie może tu dłużej pracować. Nie z nim. Da sobie radę.
W koÅ„cu odbudowaÅ‚ caÅ‚Ä… firmÄ™. Kiedy wyszÅ‚a z gabi­
netu, w firmie było już pusto. Usiadła przy biurku
146 ANNE MCALLISTER
Rosie, chwyciła kartkę i zaczęła pisać list do Eliasa.
Położyła go na jego biurku. Obok złożyła raport,
w którym wyjaÅ›niÅ‚a, dlaczego uważa, że firma powin­
na dać sobie spokój z przejęciem Corbetta i że jej brat
Theo pewnie wkrótce się z nim skontaktuje w sprawie
lepszej oferty. Na końcu napisała:
 Wszystko, co robiłam, robiłam dla dobra firmy.
Dlatego odchodzÄ™".
Elias siedział przy biurku z jej wymówieniem w rę-
ku, które przed chwilą znalazł. Było bardzo grzeczne.
Wpatrywał się w nie. Ręce mu drżały. Był zagubiony.
Wściekły. Dlaczego tak po prostu odeszła? To było
wyjÄ…tkowo nieodpowiedzialne! Z drugiej strony i tak
jej nie potrzebował. Jeśli takie było jej nastawienie,
może i dobrze, że odeszła!
Nikt w biurze nie był w stanie zrozumieć decy-
zji. Elias rzucił się w wir pracy. Chciał zapomnieć,
odwrócić uwagÄ™ od bólu. W przeciÄ…gu tygodnia za­
dzwonił do Corbetta i poinformował go o zmianie
planów względem jego firmy.
- Ale... - zaczÄ…Å‚ Corbett.
- Mieliśmy długą rozmowę o przyszłości naszej
spółki. To nie była łatwa decyzja, zdecydowaliśmy
jednak, że powinniśmy się trzymać tego na czym się
znamy, czyli łodzi. Nie ubrań.
- To przez tę kobietę! - stwierdził Corbett. - Nie
spodobaliśmy się jej.
- Pani Savas już tu nie pracuje. Sam podjÄ…Å‚em de­
cyzję. - Jednak to ona go do tego przekonała Przez ten
krótki czas była dobrym prezesem. I dobrą kochanką.
DOM NA SANTORINI 147
Pewnego dnia zadzwonił do niego Theo.
- Deska działa.
- Słucham? - zapytał Elias, nie do końca wiedząc,
o co chodzi.
- Tallie przysłała do mnie twojego brata z planami
deski. Robi wrażenie. Powinieneś to rozważyć.
Deska i Peter go nie interesowały.
- Tallie go przysłała? Kiedy?
- Dwa, a może trzy tygodnie temu. Nie pamiętam.
Ale zrobiliśmy tę deskę.
- Zrobi...
- Tak. Przetestowaliśmy ją. Jest fajna. Warto się
temu przyjrzeć. Porozmawiaj z bratem.
- Ja... Gdzie jest Tallie?
- Nie mam pojęcia.
- Ale...
- RozmawiaÅ‚em z niÄ… parÄ™ tygodni temu. Poprosi­
ła, żebym cię przeprosił, gdy będę z tobą rozmawiał.
- Przeprosił za co? - zapytał Elias.
- Nie wiem. Pewnie za odejÅ›cie. Kobiety sÄ… dziw­
ne. Nawet, a może przede wszystkim Tallie. Musiałeś
jÄ… niezle wkurzyć. Nie wiem, o co chodzi, ale powie­
działa, że gdybyś użył innych argumentów, na pewno
by się zgodziła.
Zgodziłaby się! Jakże on chciał, żeby się zgodziła!
W takim razie o jakie argumenty jej chodziło? Znał
odpowiedz na to pytanie. Przynajmniej w jego wy­
padku były to miłość i wspólne życie do końca świata!
Wszystko to, czego nie był w stanie wypowiedzieć!
Na Millicent nie robiły wrażenia. Ale Tallie była
148 ANNE MCALLISTER
inna. Była uczciwa i dobra. Ona mówiła prawdę. To on
się bał.
- Wychodzę  krzyknął, mijając błyskawicznie
Rosie. - Nie wiem, kiedy wrócę!
W rekordowym tempie pokonał dystans do jej
mieszkania. Winda nie dziaÅ‚aÅ‚a, wiÄ™c wbiegÅ‚ po scho­
dach. WaliÅ‚ w drzwi, czekaÅ‚, chciaÅ‚ jej wszystko po­
wiedzieć. Drzwi się otworzyły.
- Peter? - zapytał z niedowierzaniem Elias.
- Cześć, Eli. Miło cię tu widzieć.
- Gdzie ona jest? - zapytał, wchodząc do środka.
- Wyjechała.
- Co znaczy: wyjechała? Dokąd? Kiedy wraca?
- Nie wiem. I nie jestem pewien, czy sama Tallie to
wie. Pojechała przed siebie.
- To idiotyczne. Nie zrobiłaby czegoś takiego!
A poza tym co ty tu robisz? I czemu jesteś półnagi?
- pytał zaskoczony Elias.
- Brałem prysznic, a teraz się golę - odpowiedział
Peter. - Mam dziÅ› randkÄ™. A jestem tu, bo tu mie­
szkam.
- Co!?
- Bardzo bym chciał cię wkurzyć, mówiąc ci, że
mieszkam tu z Tallie, ale prawda jest taka, że zajmuję
siÄ™ jej kotem.
Elias patrzył na niego z niedowierzaniem.
- Opiekujesz siÄ™ kotem... WiÄ™c naprawdÄ™ wyje­
chała. Na jak długo?
- Nie powiedziała. Zaoferowała mi tylko swoje
mieszkanie. A w międzyczasie będę szukał producenta
dla mojej deski.
DOM NA SANTORINI 149
Po chwili zastanowienia Elias powiedział ponuro:
- Chcę ją zobaczyć jeszcze raz.
- Bez łaski - odparł równie oschle Peter. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • apsys.pev.pl