[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Tutaj, dobrze?
Jake wzruszył ramionami. Składał już autografy w różnych dziwnych
miejscach. Przynajmniej ta nie prosiła, żeby złożył autograf na piersi, co
już mu się kiedyś zdarzyło.
Podpisał się na miseczce stanika i oddał jej pisak.
- ProszÄ™ bardzo.
- Kupiłam ten stanik w sklepie pana dziewczyny - poinformowała
wielbicielka Jake'a, poprawiając bluzkę. - Miła osoba.
- U mojej dziewczyny? U Marisy?
- U tej, która ma sklep z bielizną. - Wielbicielka uśmiechnęła się
konspiracyjnie. - Faktycznie to ona nie jest pana narzeczonÄ….
- Przepraszam, ale nie rozumiem.
- Zdradziła mnie i mojej przyjaciółce pana sekret.
Jake poczuł się tak, jakby ktoś zdzielił go prosto w żołądek.
- Tak?
Dlaczego Marisa to zrobiła? Przecież ustalili: nikomu ani słowa. A
ona opowiada o tak intymnych sprawach zupełnie obcym ludziom?
- Niech się pan nie martwi. Nikomu nie powiemy - zapewniła
wielbicielka.
Pokręcił głową. Nie mógł po prostu uwierzyć. Przyrzekli, że będą
milczeć. Marisa zawsze dotrzymywała słowa.
- Marisa powiedziała ci, co robimy?
- Nie, ta ruda powiedziała, ale Marisa przy tym była.
Lucy też wiedziała? Komu jeszcze zwierzyła się Marisa?
- Przepraszam. - Dziewczyna rozejrzała się niepewnie. - Nie chciałam
nikomu sprawić przykrości. Chciałam tylko pogratulować.
Coś kazało Jake'owi spojrzeć w kierunku drzwi. Wcale się nie zdziwił,
widząc wchodzącą Marisę. Ostatnio reagował, jakby miał coś w rodzaju
radaru. Instynktownie wyczuwał, gdy pojawiała się w pobliżu. Kierowała
się do stolika, przy którym zawsze siadała, za nią szły Lucy i Julia.
Chciał o coś jeszcze zagadnąć dziewczynę, ale ta już zniknęła na
dobre. Spojrzał znowu w kierunku stolika Marisy. Jak mogła mu to
zrobić? Ufał jej. Czy nie rozumiała, że dziecko nie powinno na razie
wiedzieć, kto jest jego ojcem? Tymczasem ona rozpowiadała na prawo i
lewo o swoich planach i wkrótce całe miasto pozna tajemnicę.
Marisa uśmiechała się do niego, ale kiedy zobaczyła wyraz jego
twarzy, uśmiech natychmiast znikł. Powiedziała coś do Lucy i Julii, po
czym podniosła się i podeszła do Jake'a.
- Co się stało? Wyglądasz na zdenerwowanego.
Wziął ją za rękę i odciągnął na bok.
- Ilu osobom powiedziałaś?
- O czym?
- O nas. O naszej umowie.
- Umówiliśmy się, że nie powiemy nikomu. Julia coś podejrzewa, ale
obiecała dochować tajemnicy.
- To dlaczego przed chwilą podeszła do mnie twoja klientka i
oznajmiła, że zna  nasz mały sekret"?
- Nie mam pojęcia, Jake. Nic nikomu nie mówiłam.
- To jakim sposobem Lucy wie?
- Lucy nic nie wie, a nawet jeśli wie, to nie ode mnie.
- Ta dziewczyna twierdzi, że Lucy jej powiedziała i że ty byłaś przy
tym. Lucy musi wiedzieć.
Marisa bezradnie wzruszyła ramionami.
- Musisz ją pamiętać: młoda, ładna, kupowała różowy stanik.
Różowy stanik? Marisa zaczynała coś sobie kojarzyć.
- Jadowicie różowy, z poduszeczkami z gąbki?
- Tak. Właśnie przed chwilą złożyłem na nim autograf.
Panienka od różowego stanika. Mogła się od razu domyślić. Marisa
zamknęła oczy i pokręciła głową.
- Przysięgam, że zabiję Lucy.
- A więc jednak jej powiedziałaś? - Wydawał się bardziej dotknięty
niż zły. - Mariso, uzgodniliśmy, że nikomu nie powiemy ani słowa.
Przyrzekliśmy to sobie. Nie mogę uwierzyć, że nie dotrzymałaś obietnicy.
Położyła dłoń na jego ramieniu, czuła pod palcami napięte mięśnie.
- Nikomu nic nie powiedziałam. Ta dziewczyna mówiła o innym
 małym sekrecie".
Jake zachmurzył się.
- Od kiedy to mamy jeszcze inne sekrety?
- Lucy powiedziała tym pannicom, że jesteśmy zaręczeni. %7łartowała -
dodała szybko, żeby Jake nie wyobraził sobie Bóg wie czego. - Wiesz, że
ona lubi robić ludzi w balona. Wtedy w ogóle jeszcze nie było mowy o
dziecku.
- A więc to żart?
- Wiesz, że Lucy ma dość specyficzne poczucie... - nie zdążyła
dokończyć, bo Jake chwycił ją w ramiona i zamknął w żelaznym uścisku.
- Przepraszam cię - powiedział, przytulając policzek do jej włosów. -
Przepraszam, że cię podejrzewałem.
- Nie gniewam się, Jake. - I ona go objęła i było to bardzo miłe.
Bardzo miłe. - Małe nieporozumienie. Zdarza się.
- Nie powinienem był podnosić głosu na ciebie. - Czuła jego ciepły
oddech na szyi, który przyprawiał ją o lekki dreszcz.
To naprawdę było zbyt piękne. Zbyt dobrze jej było z Jakiem.
Zamknęła oczy, wdychała zapach jego włosów, jego wody kolońskiej.
Przygarnął ją jeszcze mocniej do siebie, Marisa westchnęła, wtuliła się w
niego.
Coś musiało ją opętać. Nigdy w życiu nie odważyła się jeszcze na tak
śmiały gest. W dodatku w barze pełnym ludzi. A przecież to ona. To jej
dłonie przyciskają lędzwie Jake'a z całych sił do jej własnego podbrzusza.
Jake jęknął cicho. Walczył z sobą, czuła, że próbuje zapanować nad
emocjami. Wsunęła dłonie pod jego koszulę, przesuwała paznokciami po
nagiej skórze...
Ktoś za nimi chrząknął wymownie i Jake odepchnął ją tak mocno, że
się zachwiała.
Louis stał na scenie, tuż nad nimi.
- Przepraszam, widzę, że wam przeszkodziłem.
Jake przeczesał włosy dłonią.
- My tylko... Nic się nie stało.
Nic? Mogła nawet zrozumieć, że ją odepchnął, ale to  nic się stało"?
Louis miał mocno niewyrazną minę.
- Zaraz zaczynamy.
- Już do was dołączam. - Poczekał, aż Louis odejdzie, i zwrócił się do
Marisy: - Ja...
Podniosła dłoń, powstrzymując dalsze słowa.
- Nic nie mów. Przepraszam, to moja wina. Więcej się to nie zdarzy.
Zanim zdążył zareagować albo, co gorsza, podziękować jej, umknęła
do stolika. Czuła się tak, jakby ktoś wyrwał jej serce z piersi i podeptał.
- Jake jest niesamowity - sapnęła Julia i dała znak kelnerce, żeby
przyniosła jej następne piwo, choć Marisa podejrzewała, że jej przyszła
macocha nie skończyła jeszcze dwudziestu jeden lat i nie ma prawa
zamawiać alkoholu. - Czy to wszystko jego utwory?
- Większość! - zawołała Marisa, przekrzykując dzwięki muzyki.
Nie spuszczała wzroku z blondynki siedzącej o dwa stoliki dalej, tej
samej, która od kilku tygodni regularnie przychodziła do baru.
Wpatrywała się w Jake'a swoimi niebieskimi oczami w taki sposób, że
robiło się niedobrze. Dosłownie niedobrze, bez żadnych przenośni.
Była wysoka, bardzo atrakcyjna, długonoga. Zupełne przeciwieństwo
Marisy. Siedziała tuż przy scenie i od chwili, kiedy Jake zaczął grać,
wgapiała się w niego natrętnie. Jake unikał fanek, nie lubił tego typu
dziewczyn, ale ta wyraznie go interesowała. Tak bardzo był rozkojarzony,
że nawet nie podszedł do Marisy po pierwszym utworze.
Cóż, zdenerwowała go historia z  małym sekretem". Poza tym nie
chciał pewnie, żeby nowa wielbicielka zorientowała się, że coś go łączy z
Marisą. Może dlatego tak ostro zareagował na myśl, że Marisa rozpowiada
wokół o ich umowie. Może z tą blondynką to coś poważnego.
- Gdzie Jake studiował? - zapytała Julia.
- Jake nie skończył żadnych studiów.
Julia nachyliła się ku Marisie, żeby lepiej słyszeć.
- Uczył się prywatnie?
- Zupełnie prywatnie. Jest samoukiem.
Julia szeroko otworzyła oczy.
- Musiał się uczyć u kogoś.
- Jake ma po prostu wielki talent.
Utwór się skończył. Blondynka zerwała się z krzesła, zaczęła jak
szalona bić brawo i podbiegła do sceny, już otoczonej przez tłum młodych
kobiet.
- Ma kontrakt z jakąś wytwórnią płytową? - pytała Julia. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • apsys.pev.pl