[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Ligi, albo w rejonach nie nadajÄ…cych siÄ™ do zamieszkania...
- Przepraszam, ale nic nie wiem o tym Y-sprzęgu - wtrącił Jan.
- Jest w instrukcji technicznej w ostatnim rozdziale. - Głos Toledana był neutralny. -
Powinieneś się był z nim zapoznać. To sposób zdalnego włączania teleportera, którego
koordynaty są znane, ale który został wyłączony lub też ma uszkodzone sterowanie. Jan
przyjrzał się własnym dłoniom, nie mając ochoty spoglądać na pozostałych - miał szczery
zamiar przeczytać tę instrukcję techniczną, tylko jak dotąd nie miał kiedy. Teraz też nie będzie
miał, gdyż prosto z sekcji Alfa, w której się znajdowali, wyruszą na akcję. Sekcja Alfa była
tak sterylna biologicznie, jak to tylko możliwe, dlatego nie mogli na przykład rozmawiać ze
zwiadowcą bezpośrednio. On znajdował się w sekcji Beta, zwanej potocznie brudną , z
której nie mógł wyjść bez długiej kwarantanny. Sprzęt elektroniczny najnowszej generacji
dawał złudzenie rozmowy przez szklaną ścianę.
- Proszę kontynuować! - Głos Toledana przerwał mu rozmyślania.
- Po uruchomieniu dostaliśmy odczyt ciśnienia, temperatury i przyciągania. Pasowały
do nadającej się dla ludzi planety, więc poszedłem tam. Pierwszy kontakt zawsze jest
możliwie jak najkrótszy. Krajobraz był pusty i ponury, miałem wrażenie, że jest zima, ale nie
potrafię tego uzasadnić. Ekran stoi na wzgórzu i jest częściowo zakopany w ziemi, toteż
chwilę potrwało, nim dostałem się do modułu kontrolnego. Gdy go odkopałem, stwierdziłem,
że ktoś go celowo zniszczył, i to dawno, przy użyciu silnego materiału wybuchowego
przymocowanego do obudowy. Zdjęcia są dołączone do raportu. Miałem założyć nowy
moduł, gdy oberwałem, więc postawiłem zasłonę ogniową i wycofałem się. Nikogo nie
widziałem i pojęcia nie mam, kto do mnie strzelał.
Potem nastąpiła seria pytań, ale nic więcej już nie wymknęło. Gdy zwiadowca
wyszedł, Toledano wyjął z torby i postawił na stole blok przezroczystego plastiku, w którym
znajdował się pocisk wyjęty ze zwiadowcy.
Wszyscy przyjrzeli mu siÄ™ z zainteresowaniem.
- Coś krótka ta strzała - ocenił po chwili Oglasiti. - Nigdy takiej nie widziałem. Jak
tym można strzelać z łuku?
- Nie można, bo to nie jest strzała - wyjaśnił Toledano. - Sekcja historyczna miała z
tym trochę kłopotów, ale w końcu ustalili. To się nazywa bełt i jest wystrzeliwane z
urządzenia o nazwie kusza. To starożytna broń miotająca, której nigdy nie wykorzystano w
zawodach sportowych, toteż nie przetrwała w żadnej formie do naszych czasów. Istnieje parę
egzemplarzy w muzeach, a zdjęcia i rysunki są tu, jeśli będziecie chcieli je potem obejrzeć.
Jest to broń znacznie bardziej skomplikowana od łuku, a oględziny bełtu wskazują na
staranne wykończenie i dobre wyważenie. Grot jest wykonany z odlewanego żelaza, co
oznacza, że jeśli jest najwyższym osiągnięciem technicznym, to na planecie panuje epoka
żelaza, jeśli zaś jest w codziennym użytku, to mamy do czynienia z cywilizacją
średniowieczną.
- Zdegenerowana kolonia?
- Właśnie. Porównanie zdjęć wskazuje, że to jeden z pierwszych modeli teleportera
używany przy kolonizacji planet. Należy uznać, że jest jedyny na tej planecie, biorąc pod
uwagę poziom aktualnej cywilizacji: zbyt długo byli odcięci od reszty galaktyki, a zerwanie
łączności musiało nastąpić zbyt szybko. Cofnęli się do poziomu, w którym są
samowystarczalni. Powodów, dla których moduł kontrolny został zniszczony, możemy nigdy
nie odkryć i byłyby to akademickie rozważania. Naszym największym problemem jest te
prawie tysiÄ…c lat izolacji.
- Mutacja, wariacje i przystosowanie - podsumowała doktor Bucuros.
- W rzeczy samej. Skoro ludzie tam żyją, to musieli się zaadaptować do lokalnych
warunków. Uzyskali odporność na tamtejsze choroby i infekcje, które dla nas mogą okazać
się śmiertelne, i odwrotnie: mogli utracić odporność, którą my mamy. Szanowni koledzy i
koleżanko: mała dygresja historyczna. EPC zostało utworzone w czasie kryzysu
epidemiologicznego, by uniknąć następnego podobnego wypadku. Co prawda największe
nasilenie zaraz wywołanych masowym użyciem teleporterów nastąpiło dwieście do trzystu lat
po wprowadzeniu ich do użycia, ale nie znaczy to, że od tamtej pory nie wystąpiły podobne
niebezpieczeństwa, choć na mniejszą skalę. Będą zresztą nadal występować, gdyż nasze
własne drobnoustroje mutują w zależności od środowiska, w którym się znajdą, i dopóki
człowiek będzie kolonizował nowe planety lub odnawiał kontakt z już skolonizowanymi,
takie niebezpieczeństwo będzie istnieć. Co prawda grozba powtórzenia tragedii, w których w
wyniku zarazy ginęła cała czy też większość populacji planetarnej, jest obecnie niewielka, ale
nadal istnieje. Dotąd nie znaleziono zarazy wywodzącej się ze środowiska kolonizowanej
planety, głównie z powodu różnic w metabolizmie i filogenezie, ale zawsze kiedyś jest ten
pierwszy raz. Dlatego EPC będzie istnieć i dlatego ma etatowych pracowników takich jak
doktor Dacosta czy ja oraz czasowo przydzielonych specjalistów jak wy. Naszym celem jest
zapobieganie epidemiom, i to za wszelką cenę - podkreślam to, ponieważ ta misja jest
potencjalnie grozniejsza od jakiejkolwiek, w której braliście udział. Naszym pierwszym
celem jest zapobieżenie rozprzestrzenieniu się zarazy na inne planety, a dopiero drugim
ratowanie jej ofiar na planecie, na której się znajdziemy. Stawką bowiem nie jest życie
jednostki czy nawet wszystkich mieszkańców danego świata, ale życie wszystkich ludzi w
galaktyce. Przyznam się, że ta planeta jest teoretycznie niebezpieczniejsza od wszystkiego, z
czym sam się dotąd zetknąłem. Musimy dopilnować, by ta teoria nie stała się praktyką. Teraz,
przechodząc do konkretów: oto jak zaplanowałem naszą misję...
Do świtu brakowało około godziny, gdy z ekranu wypadł lekki transporter
opancerzony. Ryk silnika i klekot gąsienic wyraznie rozbrzmiały w nocnej ciszy, gdy skręcił
gwałtownie i pognał w kompletnej ciemności ku najbliższemu wzniesieniu. Kierowca oglądał
teren przez noktowizor, toteż bez najmniejszego kłopotu dotarł na wzgórze, zatoczył koło i
zatrzymał pojazd.
- Okolica czysta, można podnieść detektor - zameldował.
Drugi z członków załogi włączył najpierw tarczę cieplną, by emisja z transportera nie
zakłócała odczytu, a następnie wysunął kulę z sensorami umieszczoną na teleskopowym
maszcie. Przyglądając się ekranowi monitora, odczekał, aż kula wykona trzy pełne obroty, i
włączył radio. Przekaznik został zrzucony z pancerza ledwie się znalezli na planecie, toteż
przez światłowód był połączony z bazą.
- Jestem na pozycji o dwieście metrów od ekranu - zameldował. - Detektor wykrył
dwa zródła energii odpowiadające ludzkim parametrom w odległości dziewięćdziesięciu
pięciu metrów, nie licząc wielu drobnych pochodzenia zwierzęcego. Oba oddalają się od
mojej pozycji i od ekranu. Koniec meldunku.
Z ekranu wyłonił się większy pojazd i stanął kilkanaście metrów przed nim. A potem
kolejno wyjechał cały konwój złożony z czternastu maszyn. Wszystkie były opancerzone i
[ Pobierz całość w formacie PDF ]