[ Pobierz całość w formacie PDF ]
rycz, jako przedsmak wiecznego bytu! - Przeklinaj godzinê urodzenia twojego! - Dla obro-
ny od rozpaczy, ja, Smieræ, czekam na ciebie! - Urodzenie twoje wprowadzi³o ciê, mimo
twojej woli, na Swiat, któregoS nie znal i nie pragn¹³, a ma¿ ci byæ teraz wzbronionym kie-
rowanie siê w³asn¹ wol¹? Wejdx w inny Swiat, tym sztyletem uwolnij siê z wiêzienia cia³a
i powitaj mnie, która jestem celem ka¿dego cz³owieka. Tu musia³eS z trudem poznawaæ
twoje w¹tpliwe obowi¹zki, tam tylko dwa s¹ bieguny, nie bêdziesz siê waha³: szczêScie lub
zag³ada!
- W ogólnej harmonii by³em potrzebny - rzek³ Sêdziwoj z godnoSci¹. - Rzucony w przestrze-
ni punkt znikomy, nie dla siebie, lecz ¿y³em dla prawdy. MySl¹ce i wolne narzêdzie wyroków
Wielkiego Boga, mam teraz Jego woli sprzeciwiaæ siê, ja, który cale ¿ycie d¹¿y³em, mimo
wiedzy, do objawienia Jego potêgi!
- Poznajê teraz nieScig³oSæ Jego wyroków i spe³niam pokutê...
- Precz ode mnie, g³osie zwodniczy!...
- Chwa³a zwyciêzcy! - zagra³y glosy chórami. Widma i dxwiêki lewej strony niknê³y, a inne
postaci nadludzkiej piêknoSci wieñcem ¿yj¹cym otoczy³y alchemika. Ca³a przestrzeñ, mar-
twa niegdyS dla niego, zajaSnia³a ¿yciem.
Wzrok jego siê rozjaSni³, serce i mySl orzexwi³a nie znana dot¹d b³ogoSæ. Rzuci³ okiem na
rêkopism Tholdena i zdziwiony czyta³ jego pismo. Litery jakby same przemawia³y wprost do
jego duszy.
Wzbronione nam jest, nam, mieszkañcom znikomego Swiata, wymówiæ potê¿ne IMIÊ, któ-
re wedle pierwszych wyroczni ziemskich zabrzmia³o Sród niezliczonych Swiatów.
Jednak¿e mo¿emy wynajdowaæ Slady wskrzeszanych prawd w ka¿dym nowym odkryciu na
polu nauk; owych tajemniczych pierwiastków ¿ycia, bez którego Swiat ten by³by podobny do
niezmiernego smêtarza; wszystko to zawiera³ ten kodeks, z którego staro¿ytna theurgia czer-
pa³a ¿ywio³y swego prawodawstwa. Chcieæ z tych rozrzuconych wyrazów, s³abych Sladów jej
bytu, odbudowywaæ histori¹ zasadniczej ksiêgi, by³oby równie szalonym zamiarem, jak od-
gadn¹æ plan miasta zburzonego, w którym by tylko groby pozosta³y nietkniête. Nie! ja stajê
przed urn¹ grobow¹ i wyzywam geniusza ze zgaszon¹ pochodni¹: on tak dalece jest podob-
nym do syna Aphrodite, i¿ czasami nie wiem, który z nich dwóch dyktuje mi moje s³owa...
Mi³oSæ!... Rmieræ!...
Starzec nie móg³ jeszcze poj¹æ, jakim sposobem prawdy wielkie i dotykalne, woko³o których
tak d³ugo siê b³¹ka³, by³y bliskie i widome, a on ich nie spostrzega³!...
126
Mi³oSæ i wiara ko³ysa³y do spokoju duszê jego znu¿on¹ oSmdziesiêciu latami niechêci i po-
w¹tpiewania.
Dziwi³ siê, i¿ niegdyS nie móg³ spostrzec i poznaæ, ¿e postaæ straszliwego wroga tam tylko
by³a widzialn¹, gdzie siê w jego krainê wdziera³.
¯e pod ró¿nymi postaciami i mySlami dot¹d go przeSladowa³ i dopiero, gdy przejdzie do
wiecznoSci, jak cherubin, lub wróci do Swiata, jak dziecko, wtedy go opuSci. Pozna³, i¿ wróg
zsy³a³ mu szczêScie, a jego stró¿ anio³ nieszczêScie, aby go wybawiæ.
Przejêty uwielbieniem pozna³ dopiero wiecznie m¹dr¹ harmoni¹ i z cich¹ modlitw¹ upad³ na
kolana.
Jak dxwiêki tysi¹ca arf uderzy³a go muzyka sfer wiekuistych.
- Tryumfuj! - brzmia³ g³os z góry - prawdziwy wróg zwalczony, próba i pokuta spe³nione!
Postanowienie sta³e widomego celu uwieñczy³o ciê pierwszym pomySlnym skutkiem.
- Tryumfuj, egzorcyzm ten nieomylny. Nie jesteS z liczby tych, którzy zrzekaj¹ siê przysz³ego
¿ycia i bezw³adni upadaj¹ w szpony nieopisanego przestrachu. I kiedy¿ ludzie przekonaj¹ siê,
¿e je¿eli ka¿da religia k³adzie nam za warunek niezbity i surowy koniecznoSæ wiary - to dla-
tego, ¿e wiara nie tylko prowadzi do ¿ycia przysz³ego, lecz ¿e bez niej nie ma nic godnego
chwa³y w tym ¿yciu. Wiara jest to, co tylko w duszy naszej jest najmêdrszego, najszczêSliw-
szego, najbardziej boskiego. Artysta zowie j¹ idea³em - kap³an zowie j¹ wiar¹.
- Wracaj siê swoj¹ drog¹, zb³¹kany wêdrowcze! uznaj piêknoSæ i SwiêtoSæ w Odwiecznym!
- Piekielny przestrachu, cofaj siê do twej ciemnej otch³ani!
- Lazurowe niebo jeszcze siê bêdzie uSmiechaæ do prostego i dzieciêcego serca, swoj¹ jedn¹
gwiazd¹ wieczorem i rano, pomimo podwójnej jej nazwy: wspomnienia i nadziei!
Zda³o mu siê, i¿ znowu znajduje siê w rodzicielskim domu w ma³ej izbie, gdzie matka jego
czuwaj¹c po nocach gor¹c¹ modlitwê za niego s³a³a do nieba.
Wszystko w pokoju by³o jak niegdyS; najmniejszy sprzêt na swoim miejscu przemawia³ do
niego rozkosznym znajomym wyrazem. Pod oknami rozci¹ga³ siê stary smêtarz Swie¿y i zie-
lony; s³oñce przez ga³êzie Swierkowe ukoSnie pada³o na groby: - pozna³ mogi³ê ojca i matki,
i kaplicê, której skromna wie¿a wznosi³a siê w niebo, jak symbol nadziei tych, którzy oddali
popio³y swoje ³onu ziemi. Do ucha jego dolatywa³y odg³osy dzwonka g³osz¹cego dzieñ nie-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]