[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Gorączkowo powtarzała sobie, \e nic się nie stało, \e wcale nie czuje gorącej, lepkiej krwi sączącej się
spomiędzy nóg ...
Obróciła się na bok i wtuliła twarz w poduszkę.
Prze\yła, ale naprawdę niewiele brakowało! śycie zawdzięczała fachowości kolegów. Gdy było ju\
po wszystkim, znalazła w sobie dość siły, by wziąć na ręce swego wytęsknionego synka. Doznał
śmiertelnych obra\eń, więc nie było dla niego ratunku. Tuliła go, dopóki biło maleńkie serce, a potem
zaczęła oswajać się z myślą, \e znów została sama ...
Usiadła na łó\ku i otarła łzy. Nigdy się nad sobą nie u\alała, więc teraz te\ nie będzie. Rozebrała
się i zarzuciwszy na siebie szlafrok, poszła do łazienki. Ciepła odprę\ająca kąpiel na pewno dobrze
jej zrobi.
Na oddziale ratownictwa zawsze było mnóstwo pracy. Właśnie dlatego wybrała tę dziedzinę
medycyny. Tu nie groziła monotonia. Nigdy nie było wiadomo, co przyniesie dzień. Po dwóch
tygodniach od wypadku na morzu mały Dominic został wypisany do domu. Jego rodzice koniecznie
chcieli zrobić mu pamiątkowe zdjęcie z lekarzami,. którym zawdzięczał \ycie.
- Pojedziesz ze mną do domku? - zapytało dziecko Pierre'a.
- Bardzo bym chciał, ale dziś nie mogę, bo muszę zostać w pracy - odparł. - Chodz, zrobimy sobie
razem fajne zdjęcie - zaproponował, a rozbiegany chłopczyk wreszcie stanął w miejscu i posłusznie
spojrzał w obiektyw.
- Będzie mi brakowało tego małego urwisa - westchnęła Jacky, gdy wracali na oddział.
- Kochasz dzieci, prawda? - zapytał cicho Pierre. Obserwując ją w czasie pracy, zauwa\ył, \e lubi
dzieci i ma z nimi doskonały kontakt. Cieszyło go to i martwiło jednocześnie. Między innymi dlatego
nie proponował jej kolejnej randki. Prędzej czy pózniej będzie musiał się przyznać do tego, \e ma
syna. Ona na pewno zechce go poznać, a Christophe od razu ją polubi. Nie chciał nara\ać syna na
kolejne rozczarowanie, a przecie\ Jacky pewnego dnia zniknie z ich \ycia.
- Chodzmy na kawę, póki - na oddziale panuje względny spokój - zaproponował.
- Lepiej chodzmy do mojego gabinetu. Mam tam zaparzarkę i kawę o niebo lepszą od tej, którą
podajÄ… w bufecie.
- Nie mogłem się doczekać, kiedy mnie wreszcie zaprosisz - rzekł z uśmiechem. - Ludzie
opowiadają cuda o waszym gabinecie. Podobno ty i Debbie wygodnie się urządziłyście.
- To prawda, jest u nas trochę bardziej po domowemu ni\ w przeciętnym gabinecie. Uznałyśmy, \e
coÅ› nam siÄ™ nale\y od \ycia.
- Bardzo tu przytulnie - pochwalił, gdy weszli do środka.
- Rozumiem, \e to eufemizm. Agenci od nieruchomości u\ywają go, kiedy chcą ci dać do
zrozumienia, \e straszna tu ciasnota.
- Zauwa\yłem, \e lubisz dzieci. Nie chciałaś mieć własnych? - zapytał, siadając w fotelu.
Nie wiedziała, co powiedzieć. Aby zyskać na czasie, zajęła się odmierzaniem kawy. Odetchnęła
głęboko, i siląc się na spokój, powiedziała:
- Miałam dziecko, synka, bardzo krótko. Niestety, umarł ... - Przełknęła ślinę, by uwolnić się do boles-
nego dławienia w gardle. - Jaką pijesz kawę, słabą czy mocną? - Głos jej się załamał.
Pierre wstał i ją objął.
- Przepraszam, nie powinienem był pytać. Nie wiedziałem ...
W jego oczach było tyle serdeczności i dobroci, \e poczuła chę.ć, by skryć się w jego ramionach.
Potrzebowała jego siły i spokoju. Gdyby mogła pozostać w jego objęciach, ból serca trochę by zel\ał.
Mo\e nawet wstąpiłaby w nią nowa nadzieja.
Delikatnie pocałował ją w policzek, a ona instynktownie rozchyliła usta. Pocałował ją więc i poczuł,
jak jej ciało się odprę\a. Przestała dr\eć i wtuliła się w niego. Przez chwilę pozwolił sobie rozkoszować
się jej bliskością, a potem wolno się odsunął. Ona te\ się cofu.ęła. Wiedziała, \e musi natychmiast wrócić
z obłoków na ziemię.
Pierre starał się ochłonąć. Usiadł w fotelu i zgnębiony pomyślał o tym, \e oto sprawdza się czarny
scenariusz. Miał ju\ pewność, \e jeśli zacznie romansować z Jacky, na pewno się zaanga\uje. Tego nie
wolno mu robić. Poza tym nawet nie wie, czy ona chce układać sobie \ycie na nowo.
Domyślał się, ile wycierpiała. Nawet nie chciał wiedzieć, co czuje ktoś, komu umiera dziecko. A gdyby .
takie nieszczęście spotkało jego? Nie potrafił wyobrazić sobie \ycia bez swojego ukochanego syna.
- Ju\ w porządku - powiedziała, podając mu kawę.
- Zawsze, kiedy myślę albo mówię o Simonie, pusz-
czajÄ… mI nerwy.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]