[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Nie jestem pewien!  odkrzykn¹Å‚ Clarence.  Czujê taki dziw-
ny zapach. DaÅ‚bym sobie gÅ‚owê uci¹æ, ¿e to Swie¿y krowi placek, ale
nie mieliSmy krów na lotnisku od czasu, kiedy Donny zderzyÅ‚ siê
z jedn¹ w zeszÅ‚ym roku.
106
6. TÅ‚usty wtorek
Nawet o wpół do pi¹tej po poÅ‚udniu Bourbon Street kipiaÅ‚a od
zabawy i hulanek. Prowadz¹c Ullê za rêkê, Indiana Jones przeciskaÅ‚
siê przez tÅ‚um w kierunku starego Hotelu St. Charles, od którego
nadal dzieliło ich kilka przecznic.
 Czy ci wszyscy ludzie powariowali?  zapytała Ulla przekrzy-
kuj¹c zgieÅ‚k.
 Owszem  odparÅ‚ Indy  ale jedynie chwilowo. Jutro bêdzie
po wszystkim  zaczyna siê Wielki Post.
PuSciÅ‚ jej dÅ‚oñ, by mogli przejSæ po obu stronach mê¿czyzny
opartego o sÅ‚up latarni i graj¹cego na saksofonie. U stóp muzyka le-
¿aÅ‚ sfatygowany kapelusz, w którym znajdowaÅ‚o siê kilka drobnych
monet.
 Macie coS takiego w Kopenhadze?  zapytał Indy nie zwalnia-
j¹c kroku. Pragn¹Å‚ jak najszybciej dotrzeæ do hotelu.
Nie usÅ‚yszaÅ‚ odpowiedzi, odwróciÅ‚ siê wiêc, ale napotkaÅ‚ jedy-
nie morze obcych twarzy.
 Ulla!  krzykn¹Å‚.  Gdzie u licha jesteS?
Indy przepchn¹Å‚ siê przez ci¿bê z powrotem do saksofonisty,
który ciê¿ko pracowaÅ‚ nad miern¹ interpretacj¹ melodii popularnej
piosenki o Swiêtych.
 Przepraszam  zagadn¹Å‚ Indy.
Rwiêci nadal maszerowali.
 Nie widział pan takiej wysokiej blondynki?
Rwiêci stanêli.
107
 Widziałem ich wiele, człowieku  saksofonista przewrócił ocza-
mi.  Ale tê, której szukasz, wci¹gniêto do tych zielonych drzwi za
nami. SpodziewaÅ‚em siê, ¿e po ni¹ wrócisz.
 Dziêki  odparÅ‚ Indy.
 Hej!  krzykn¹Å‚ saksofonista.
 Przepraszam  rzekł Indy.  Nie mam drobnych.
Przepchn¹Å‚ siê do solidnych drewnianych drzwi, które wskazaÅ‚
muzyk. Kiedy chwyciÅ‚ za mosiê¿n¹ klamkê, wielki Å‚ysy brodacz oparÅ‚
siê o nie i zatrzasn¹Å‚ je. Jego palce skrzyÅ‚y siê od pierScieni.
 A dok¹d to?  zapytaÅ‚ Indy ego.
 Szukam przyjaciółki.
 Tu nie ma ¿adnych twoich przyjaciółek  odparÅ‚ brodacz.
 A, to przepraszam  powiedział Indy.
OdwróciÅ‚ siê i podniósÅ‚ z chodnika butelkê po piwie, po czym
obróciÅ‚ siê jak fryga i trzasn¹Å‚ ni¹ brodacza w Å‚ysinê. SzkÅ‚o rozpry-
sÅ‚o siê na wszystkie strony, a twarz mê¿czyzny spÅ‚ynêÅ‚a krwi¹.
 Dlaczego to zrobiÅ‚eS?  zapytaÅ‚ brodacz zanim padÅ‚ na ziemiê.
Indy oparÅ‚ go o Scianê budynku, po czym daÅ‚ nura za zielone drzwi.
Wnêtrze byÅ‚o ciemne i zadymione.
 Ulla?  zawołał.
W gÅ‚êbi rozlegÅ‚ siê stÅ‚umiony okrzyk.
Indy pobiegÅ‚ w tym kierunku, lecz jego oczy nie zd¹¿yÅ‚y siê jesz-
cze przyzwyczaiæ do mroku. WpadÅ‚ na krzesÅ‚a i stolik.
 Ani kroku dalej, bo j¹ zabijemy  ostrzegÅ‚ nieznany gÅ‚os.
 PuSæcie j¹  powiedziaÅ‚ Indy.
 Wolne ¿arty  odpowiedziaÅ‚ gÅ‚os.  Wiesz, ile daj¹ za tak¹
damê na targu biaÅ‚ych niewolników?
 Wiêcej z ni¹ kÅ‚opotu ni¿ jest warta  rzekÅ‚ Indy.
 To i tak j¹ zabijemy.
Indy siêgn¹Å‚ za pazuchê swojej skórzanej kurtki i wyci¹gn¹Å‚ bicz.
RuszyÅ‚ ostro¿nie w ciemnoSæ, omijaj¹c stoliki zamkniêtego baru.
Przez okiennice przedostawaÅ‚o siê do wnêtrza doSæ SwiatÅ‚a, by mógÅ‚
przy nim lawirowaæ miêdzy sprzêtami.
 Nie zbli¿aj siê.
Indy usłyszał trzask odwodzonego kurka. Spojrzał w kierunku, z k-
tórego nadszedÅ‚ dxwiêk i spostrzegÅ‚ niewyraxne, kiwaj¹ce siê w mroku
pomarañczowe SwiateÅ‚ko.
PosÅ‚aÅ‚ tam koñcówkê bata.
Bicz trzasn¹Å‚ ogÅ‚uszaj¹co, a papieros upadÅ‚ na podÅ‚ogê sypi¹c
popiołem.
108
 Co to było, do cholery?  zapytał głos.
 Prosisz o dokÅ‚adkê?
 Daj se spokój  odezwaÅ‚ siê inny gÅ‚os.  Niech j¹ zabiera.
Porywacze uciekli, pozostawiaj¹c otwarte zielone drzwi. Indy
jedynie przelotnie dojrzał ich plecy, kiedy uciekali. Rwiatło zalało
pomieszczenie i dostrzegÅ‚ Ullê siedz¹c¹ na barze. MiaÅ‚a skrêpowa-
ne rêce i nogi, a usta zakneblowane brudn¹ bandan¹.
 Ani na chwilê nie mo¿na ciê spuSciæ z oka  powiedziaÅ‚ Indy,
uwalniaj¹c j¹ z wiêzów.  Nic ci siê nie staÅ‚o?
Ulla wyszarpnêÅ‚a chustkê z ust i splunêÅ‚a na podÅ‚ogê. [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • apsys.pev.pl