[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Podał pistolet Rollowi. - Da pani sygnał do startu, panno Delmar? - zapytał przez mikrofon. -
Panie i panowie, panna Delmar jest słynną hollywoodzką pisarką, autorką powieści...
Rollo wręczył pistolet pannie Delmar.
- Chwila cierpliwości, panie i panowie - zawołał śpiewnie Rocky. - Orkiestra,
zaczynamy. ProszÄ™, panno Delmar.
Wystrzeliła, a my ruszyliśmy na ten sygnał.
Oboje z Glorią pozwalaliśmy koniom wyścigowym nadawać tempo. Nie staraliśmy się
wyjść na pierwsze pozycje. Nasz system polegał na obraniu i zachowywaniu stałej prędkości.
Na dziś nie wyznaczono żadnej specjalnej nagrody pieniężnej. A nawet gdyby ją
wyznaczono, nam by to było obojętne.
Publiczność biła brawo i tupała, domagając się emocji, ale wyjątkowo tego wieczora
czekał ją zawód. Tylko jedna z dziewcząt, Ruby Bates, odeszła do punktu opatrunkowego, i
to zaledwie na dwa okrążenia. I po raz pierwszy od paru tygodni nikt nie upadł na parkiet po
wyścigu.
Stało się natomiast coś, co mnie przeraziło. Musiałem Glorię ciągnąć na pasie mocniej
i dłużej niż kiedykolwiek przedtem. W ostatnich pięciu minutach opadła zupełnie z sił.
Właściwie wlokłem ją po torze. Zdawało mi się, że niewiele brakowało, by nas
wyeliminowali. Niewiele brakowało. Pani Layden powiedziała mi pózniej tego wieczora, że
rozmawiała z facetem, który liczył nasze okrążenia. Zrobiliśmy zaledwie dwa więcej niż
najgorsza para. Obleciał mnie strach. Postanowiłem zrezygnować z mojego systemu i odtąd
iść na całego.
Przegrała para nr 16, Basil Gerard i Geneva Tomblin. Zostali automatycznie
zdyskwalifikowani. Wiedziałem, że Geneva się z tego cieszy. Teraz będzie mogła poślubić
kapitana statku rybackiego, którego poznała w pierwszym tygodniu konkursu.
Geneva przyszła na salę w przerwie na posiłek. Miała na sobie wyjściową sukienkę, w
ręku trzymała kufereczek.
- Panie i panowie - powiedział do mikrofonu Rocky - oto ta wspaniała dziewczyna
wyeliminowana dziś wieczorem. Prawda, że ładnie wygląda? Duże brawa, panie i panowie.
Publiczność biła brawo, a Geneva kłaniała się na prawo i lewo idąc w stronę podium.
- To się nazywa duch sportowy, panie i panowie. Przegrała ze swoim partnerem w
zaciętym wyścigu, ale się uśmiecha. Wtajemniczę państwa w pewien sekrecik. - Przysunął
twarz do mikrofonu i obwieścił donośnym szeptem: - Jest zakochana, wychodzi za mąż. Tak,
podczas naszego poczciwego maratonu zrodziła się miłość, bo Geneva wychodzi za
człowieka, którego poznała tutaj, na tej sali. Czy on jest tutaj, Genevo? Jest wśród nas?
Geneva z uśmiechem skinęła głową.
- Gdzie się podziewa ten szczęściarz? - pytał Rocky. - Gdzież on jest? Proszę wstać,
panie kapitanie, i ukłonić się.
Na widowni wszyscy wykręcali szyje rozglądając się dookoła.
- Jest tutaj! - wykrzyknÄ…Å‚ Rocky wskazujÄ…c w drugi koniec sali. Przez barierkÄ™
odgradzającą parkiet od loży przeszedł jakiś mężczyzna i marynarskim krokiem zbliżył się do
Genevy.
- Poproszę o kilka słów, panie kapitanie - powiedział Rocky podsuwając mu mikrofon.
- Zakochałem się w Genevie od pierwszego wejrzenia - przemówił do zgromadzonej
publiczności kapitan - i w dwa dni pózniej poprosiłem ją, żeby wycofała się z maratonu i
wyszła za mnie za mąż. Ale się nie zgodziła, bo nie chciała zrobić zawodu partnerowi; nie
pozostawało mi więc nic innego, jak kręcić się tutaj. Teraz bardzo się cieszę, że odpadła, i nie
mogę się już doczekać miodowego miesiąca...
Widownia wybuchnęła śmiechem. Rocky ustawił na powrót mikrofon przed sobą.
- Srebrny deszcz dla panny młodej, panie i panowie.
Kapitan chwycił mikrofon i przytknął go do ust.
- Nie róbcie żadnych składek, ludzie - powiedział. - Wystarczy mi dla niej aż nadto.
- Prawdziwy Wytrzeszcz - powiedziała Gloria.
Nie było srebrnego deszczu. Ani jedna moneta nie padła na parkiet.
- Widzą państwo, jaki jest skromny - powiedział Rocky. - Ale wolno mi chyba
poinformować, że jest kapitanem  Królowej Pacyfiku , starego czteromasztowca
zamienionego obecnie na statek rybacki i zakotwiczonego o trzy mile od mola. W ciÄ…gu dnia
co godzinę kursują tam wodne taksówki i jeśli ktoś z was miałby ochotę na połów ryb
głębinowych, radzę wybrać się z kapitanem.
- Pocałuj ją, ty durniu - wrzasnął ktoś z widowni.
Kapitan pocałował Genevę, po czym odpłynął razem z nią z parkietu. Publiczność
wyła i klaskała.
- To już drugie małżeństwo skojarzone podczas maratonu, panie i panowie - obwieścił
Rocky. - Proszę nie zapominać o naszej wielkiej uroczystości. Odbędzie się ona tutaj w
przyszłym tygodniu, kiedy to para nr 71, Vee Lovell i Mary Hawley, wezmie ślub w
obecności wszystkich państwa. Zaczynamy - zwrócił się do orkiestry.
Basil Gerard wyszedł z garderoby ubrany już normalnie i skierował się do stołu, żeby
po raz ostatni zjeść na koszt organizatorów maratonu.
Rocky usiadł na podium machając nogami.
- Uważaj na moją kawę - powiedziała Gloria.
- Okej, okej - odparł Rocky przesuwając filiżankę. - Jak tam jedzenie?
- Dobre - odrzekłem.
Podeszły do nas dwie kobiety w średnim wieku. Widziałem je już kilka razy przedtem,
kiedy siedziały w loży.
- To pan jest kierownikiem? - zapytała jedna z nich Rocky'ego.
- Niezupełnie. Jestem zastępcą kierownika. O co paniom chodzi?
- Ja się nazywam Higby - powiedziała kobieta - a to jest pani Witcher. Czy możemy
porozmawiać z panem na osobności?
- Tu nie ma gdzie porozmawiać na osobności - odrzekł Rocky. - O co paniom chodzi?
- Ja jestem przewodniczÄ…cÄ…, a ta pani wiceprzewodniczÄ…cÄ…...
- Co się stało? - zapytał Socks Donald wyłaniając się za moimi plecami.
- To kierownik - powiedział Rocky z ulgą.
Obie kobiety popatrzyły na Socksa.
- Nazywam się Higby, a to jest pani Witcher - powiedziała pani Higby. - Jestem
przewodniczącą, pani Wichter zaś wiceprzewodniczącą Macierzyńskiej Ligi Obrony
Moralności.
- Ojoj - szepnęła Gloria.
- SÅ‚ucham.
- Przyniosłyśmy panu rezolucję - powiedziała pani Higby wciskając mu do ręki
złożony arkusz papieru.
- Co to wszystko ma znaczyć? - spytał Socks.
- Po prostu to - oświadczyła pani Higby - że nasza Liga Obrony Moralności potępiła
wasz konkurs...
- Chwileczkę - przerwał Socks. - Może przejdziemy do mojego biura i tam pogadamy.
Pani Higby spojrzała na panią Witcher, która skinęła głową.
- Proszę bardzo - powiedziała.
- Chodzcie i wy, dzieci... i ty, Rocky, także. Hej, siostro, proszę pozbierać te filiżanki i
talerze. - Uśmiechnął się do obu kobiet. - Widzą panie - powiedział - że nie pozwalamy
dzieciakom robić nic, co groziłoby utratą energii. Proszę tędy...
Poprowadził nas przejściem na tyłach estrady do swojego biura mieszczącego się w
rogu budynku. Po drodze Gloria, niby to się potknąwszy, runęła na panią Higby i chwyciła ją
za włosy.
- Och, przepraszam panią, najmocniej przepraszam - powiedziała rozglądając się po
podłodze, żeby zobaczyć, o co zawadziła nogą.
Pani Higby bez słowa rzuciła jej grozne spojrzenie i poprawiła kapelusz. Gloria dała
mi sójkę w bok, robiąc oko za plecami pani Higby.
- Pamiętajcie, dzieci, jesteście za świadków - szepnął Socks, kiedy wchodziliśmy do
bardzo małego kantorka przerobionego z dawnego hallu. Zauważyłem, że niewiele się tu
zmieniło od tego dnia, kiedy przyszliśmy z Glorią zgłosić swój udział w maratonie. Jedyna
zmiana polegała na tym, że Socks przyczepił pinezkami do ściany dwie nowe fotografie
nagich kobiet. Pani Higby i pani Witcher wypatrzyły je natychmiast, wymieniając
porozumiewawcze spojrzenia. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • apsys.pev.pl