[ Pobierz całość w formacie PDF ]
sza. To tylko skłaniało go do pośpiechu. Jeżeli czym prędzej nie pozbędzie się tej szo-
rującej, zmywającej, wywijającej miotłą, trzaskającej garnkami młodej istoty, dom prze-
stanie się nadawać do zamieszkania. Jak na razie, jego pracownia pozostała ostatnią
ostoją normalności i Conhoon był przekonany, że gdyby nie broniący wstępu czar, Kate
O Farrissey rzuciłaby się do pracy z miotłą i ścierką, gdy tylko by odwrócił głowę.
Z drugiej strony dzieciak potrafił gotować. Co do tego nie było dwóch zdań. Jej zdol-
ności kucharskie prawie równoważyły szaleńcze zamiłowanie do czystości. Prawie.
Wdychanie aromatów, jakie wypełniały dom, kiedy szykowała kolację, było rozkoszą dla
powonienia, spożywanie zaś jej posiłków dobrodziejstwem dla żołądka, ale życie wśród
takiej czystości stanowiło obrazę dla jego duszy czarownika. Brakowało mu znajomego
widoku brudnej miski, zarośniętego garnka i stosu nierozpoznawalnego śmiecia w ką-
cie. Bez tego nie czuł się u siebie w domu.
Piątego wieczoru od przybycia Kate Conhoon zasiadł do kolacji zamyślony bardziej
niż zwykle. Odświeżył swoją wiedzę na temat Elfów-porywaczy, ale nadal nie miał po-
jęcia o ich obecnym miejscu pobytu ani o ostatecznym celu ich wędrówki. Nic już wię-
cej nie można było wyczytać z ksiąg, następny etap stanowił czar, a nie miał pewności,
który z wielu możliwych sposobów będzie najkorzystniejszy przy najmniejszym wy-
siłku z jego strony.
Kiedy ruszamy, żeby odnalezć tatę? spytała Kate po milczącym posiłku.
Kiedy będę gotów odparł Conhoon.
Nie widać, żeby się pan śpieszył mruknęła Kate pod nosem, wystarczająco jed-
nak głośno, żeby czarownik usłyszał.
Niewiele przyjdzie z uganiania się za Dobrymi Ludzmi, jeżeli nie wiem, gdzie ich
86
szukać, dziewczyno. Elfy-porywacze chadzają swoimi drogami i robią, co chcą i czło-
wiek nie ma pojęcia, gdzie się pokażą w następnej minucie. Gdybym wiedział, gdzie są,
pognałbym za nimi jak chart.
Kate spojrzała na niego z niewinnym zdziwieniem.
Czy tylko to pana wstrzymuje? W takim razie może się pan zbierać. Słyszałam,
jak przywódca Elfów mówił, że pójdą grzbietem nad Duradh Faithlenn, potem wzdłuż
Leitir Cro i po całodobowych tańcach na równinie Meanmbragh pójdą napsocić
w oborze O Rahilly ego.
Dlaczego mi tego nie powiedziałaś, dziecko? zapytał Conhoon.
Akurat pana interesowało, co ja mam do powiedzenia. Ledwo postawiłam nogę na
progu, a pan już siedział w swoich księgach.
Conhoon zgrzytnął zębami i przeszył ją wzrokiem.
Znam miejsce O Rahilly ego powiedział po chwili. Rano wyruszamy.
Kate zerwała się z miejsca.
PodgrzejÄ™ wodÄ™ na kÄ…piel przed...
Kąpiel? zawołał Conhoon z przerażeniem.
Tak, użyłam tego słowa. A po kąpieli uczeszę panu brodę.
Conhoon zerwał się na równe nogi.
Nie waż się tknąć ani jednego włosa z mojej brody powiedział zasłaniając ją
dłońmi.
Upiorę ją, wysuszę i uczeszę. Teraz wygląda jak coś, co można znalezć w ciemnym
kÄ…cie jaskini pustelnika.
Conhoon wydał pogardliwy odgłos i zrobił gest, jakby coś odsuwał.
Czarownik nie dba o pozory.
To widać. Ale my, O Farrisseyowie, mamy swoją dumę i nie chcę, żeby mnie wi-
dziano na drodze z kimś, kto wygląda jakby mu z twarzy zwisało szczurze gniazdo
powiedziała Kate zadziornie.
No to idz sobie! Odejdz, dziecko. Chętnie zobaczę twoje oddalające się plecy.
Jestem wykończony tym twoim myciem i szorowaniem!
Już odchodzę, mimo ciemności nocy. A kiedy ludzie będą mnie pytać, gdzie
jest czarownik Conhoon, który obiecał pomagać O Farrisseyom w potrzebie, powiem
im, kto złamał przysięgę i siedzi w domu z rękami w brudnej zmierzwionej brodzie.
Podeszła do drzwi, odwróciła się i z wyższością dodała:
Myślę zresztą, że niewiele tracę. Jestem tutaj od pięciu dni i nie widziałam ani jed-
nego czaru.
Czy ty masz dobrze w głowie, dziecko? Czy myślisz, że czarownik siedzi po ca-
Å‚ych dniach w kuchni i pokazuje sztuczki? Przez chwilÄ™ mierzyli siÄ™ gniewnymi spoj-
rzeniami, potem Conhoon mówił dalej. Siadaj! Znajdę twojego ojca, ale nie pozwolę
87
robić nic ze swoją brodą.
Jak pan sobie życzy. Zagrzeję wody, żeby była gotowa, gdyby się pan rozmyślił
powiedziała Kate biorąc cebrzyk i kierując się do studni.
Jednak pózniej tego wieczoru, nie mając nic lepszego do roboty, jak wytłumaczył
sobie, a warknął do Kate, Conhoon wykąpał się. Siedząc przed ogniem we wspaniałej
miękkiej szacie, którą Kate uprała jednego z poprzednich dni, zaczął myśleć z mniej-
szą wrogością o jej propozycji umycia brody. Wyłącznie dla wygody, którą zaczynał do-
ceniać jako przyjemny i pożądany element życia, nie zaszkodzi, jeżeli się ją dobrze na-
moczy i pozwoli dziecku rozczesać. Elfy będą zaskoczone widząc go w tak schludnej
postaci i bardzo dobrze. Kiedy się ma do czynienia z tą kompanią, trzeba wykorzystać
każdą przewagę.
Porządkowanie brody Conhoona okazało się czynnością niespodziewanie długo-
trwałą i pracochłonną. Czarownik wydawał głośne okrzyki i skarżył się, kiedy Kate roz-
czesywała kołtuny, ale po skończonej pracy rezultat był satysfakcjonujący. Conhoon po-
głaskał brodę jak człowiek pieszczący swojego ulubionego kota i niechętnie przyznał, że
pomysł nie był taki zły.
I czy nie wygląda pan teraz dziesięć razy bardziej na czarownika niż z tą kopą
siana przyczepioną do szczęki? wykrzyknęła Kate. Wygląda pan absolutnie szla-
chetnie. Dobrzy Ludzie będą pana jedli łyżkami.
Naprawdę? spytał Conhoon i w łagodnej zadumie przygładził brodę, by
w końcu oświadczyć: Jasne, że tak.
Wyruszyli na farmę O Rahilly ego wczesnym rankiem. Drogi były suche, pogoda
dobra i Conhoon spodziewał się, że dzięki jego znakomitym wierzchowcom mogą do-
trzeć do miejsca przeznaczenia przed zachodem słońca.
Kate klasnęła w dłonie i wydała okrzyk radości. Po raz pierwszy, odkąd zawitała
w progach czarownika, wyraziła coś innego niż niecierpliwość, dezaprobatę i podejrzli-
wość, co Conhoon odebrał pozytywnie.
Będę miała tatę jeszcze przed wieczerzą! zawołała.
Nie wyciągaj pochopnych wniosków, dziecko. Kiedy ma się do czynienia
z Ludzmi z Zewnątrz, trzeba się liczyć z brutalnością i wszystkimi możliwymi fortelami
ostrzegł Conhoon.
Tak, ale pan sobie z nimi poradzi stwierdziła Kate z dziecięcą pewnością.
Conhoon skinął głową i wydał wieloznaczne stęknięcie, lecz nic nie powiedział.
Z zadowoleniem, oczywiście, przyjmował całkowicie uzasadnione wyobrażenie Kate
O Farrissey na temat swojej potęgi, jednak zbyt dobrze znał obyczaje Elfów, żeby żywić
złudzenia co do łatwego nad nimi zwycięstwa. Wszyscy czarownicy Irlandii, gdyby kie-
dykolwiek udało się ich połączyć mieliby kłopot z nakłonieniem jednego małego Elfa
do zboczenia o krok z wybranej przez niego drogi. Jedynym pewnym sposobem uzy-
88
skania władzy nad Elfami było policzenie ich, ale one miały świadomość niebezpie-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]