[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nę, oddychając głęboko.
- Hej, Lori Lee - zawołała Deanie z wnętrza budynku. -
Muszę już jechać. Chcesz, żebym zabrała Darcie?
- Nie, dziękuję- odrzekła Lori Lee, wracając do studia z
wymuszonym uśmiechem na twarzy. - Jeśli Rick nie pokaże
się wkrótce, to sama podrzucę Darcie do Eve.
- Nie musi pani tego robić - powiedziała dziewczynka,
wyglÄ…dajÄ…c na zewnÄ…trz przez szybÄ™ w drzwiach. - WidzÄ™
samochód tatusia. Właśnie parkuje.
- Nie zapomnij go zapytać, czy pozwoli ci któregoś dnia
zostać u mnie na noc - przypomniała jej Katie.
- Zapytam - obiecała Darcie, nakładając kurtkę. Po chwili
przeniosła wzrok na Lori Lee. - Poprosiłam tatusia, żeby po-
jechał z nami w sobotę na konkurs do Clanton, i obiecał, że
pojedzie.
- To wspaniale, Darcie - powiedziała Lori Lee, pomaga-
jąc dziewczynce zapiąć kurtkę. - Tatuś będzie z ciebie dum-
S
R
ny, kiedy ciÄ™ zobaczy na scenie.
Rick stanął w drzwiach. W ręku trzymał jedną żółtą różę.
Deanie przywitała go uśmiechem. Deanie zawsze odnosiła się
przyjaznie do Ricka; żałował, że inni mieszkańcy Tuscumbii
nie zachowują się choćby w połowie tak życzliwie.
Rick zastanawiał się wcześniej, czy nie lepiej byłoby przy-
słać tu Eve w swoim zastępstwie, ale czuł, że już dłużej nie
może unikać spotkania z Lori Lee. Od owego pamiętnego
wieczoru w garażu upłynęły cztery dni. Rick doszedł do
wniosku, że wtedy wszystko zrobił zle. Lori Lee nie była
pierwszą lepszą dziewczyną z baru. Była damą, aniołem,
snem. On zaś zachował się jak idiota, z wdziękiem i delikat-
nością słonia.
Lori Lee powtarzała mu, że łączą ich zmysły, a nie miłość.
Może miała rację. Rick nie wiedział, czy ją kocha. Nigdy w
życiu nie kochał przecież żadnej kobiety, skąd więc mógł o
tym wiedzieć? Był jednak pewien, że zależy mu. na jej przy-
jazni - ze względu na siebie i na Darcie. Byłby szalony, gdy-
by odrzucił tę ofertę.
Postanowił więc zmienić taktykę i czekać na to, co ona
sama zechce mu dać.
Teraz, stojąc w progu z różą w ręku, rozejrzał się po po-
mieszczeniu. Zatrzymał wzrok na swojej córce i Lori Lee.
Widok ich obydwu razem zaparł mu dech w piersiach. Do-
piero teraz w pełni uświadomił sobie ich niezwykłe podo-
bieństwo. Co prawda, April była niebieskooką blondynką, ale
Rick zdumiał się, widząc, że Darcie bardziej przypomina Lori
Lee niż własną matkę.
- Tatusiu! - Dziewczynka podbiegła do ojca i pochwyciła
go za rękę. - Przywitaj się z Lori Lee. Mówiłam jej właśnie,
że pojedziesz z nami do Clanton.
Rick zerknął niepewnie na Lori Lee, trzymając różę za
plecami.
- Cześć, Rick - usłyszał.
- Przepraszam za spóznienie - powiedział. - Musiałem
jeszcze coś załatwić i zabrało mi to więcej czasu, niż przy-
puszczałem.
Prawdę mówiąc, w ostatniej chwili wpadł na pomysł, by
zajrzeć do kwiaciarni i kupić różę dla Lori Lee. Miał to być
jednocześnie dar pokoju i prezent walentynkowy. %7łałował, że
nie może jej kupić tuzina, ale były zbyt drogie; kupił więc
jedną, żółtą. %7łółty kolor zawsze kojarzył mu się z Lori Lee.
- Nic nie szkodzi. Cieszę się, że pojedziesz z nami, tym
bardziej że dla Darcie to pierwszy konkurs. Jestem zdumiona
jej postępami. Zdaje się, że ma wrodzony talent.
- Bardzo chcę to zobaczyć - rzekł Rick..
- To dobrze. - Lori Lee gorączkowo szukała w myślach
następnego tematu do rozmowy. - Masz ochotę na ciastko i
poncz? Mnóstwo tego zostało po przyjęciu.
- Nie, dziękuję - odrzekł Rick, rozglądając się po po-
mieszczeniu. Do ścian przypięte były wielkie czerwone serca
i figurki amorków, z sufitu zwisały serpentyny, a wszędzie
stały pęki róż.
- Aadnie tu, prawda? - zachwycała się Darcie. - Popatrz,
jakie piękne kwiaty Lori Lee dostała od swoich przyjaciół.
Mama Katie powiedziała, że Lori Lee jest najbardziej lubianą
dziewczynÄ… w Tuscumbii.
- Zawsze tak było - stwierdził Rick.
A więc róże pochodziły od jej wielbicieli. Mogli sobie
pozwolić na to, by kupować je tuzinami. Gdyby dał jej jedną
różyczkę, prawdopodobnie roześmiałaby mu się w twarz.
Czy naprawdę chciał konkurować z takimi mężczyznami jak
Powell Goodman i Jimmy Davison? Tamci mogli jej zaofe-
rować wszystko. A on? Tylko siebie i dziecko innej kobiety.
- Musimy już iść, kochanie - powiedział do Darcie.
- Zabieram ciÄ™ do McDonalda na hamburgery.
Darcie zerknęła na Lori Lee.
- Chciałabym, żeby pani mogła pójść z nami, ale na
pewno jest już pani z kimś umówiona.
Rick otworzył usta, ale Lori Lee była szybsza.
- Tak, jestem umówiona na kolację z panem Davisonem.
- W takim razie życzę miłego wieczoru  powiedział
Rick. - Spotkamy siÄ™ w sobotÄ™ rano.
Lori Lee patrzyła za nimi. Przy drzwiczkach samochodu
Rick upuścił coś na ziemię. Z dudniącym sercem podbiegła
do tylnych drzwi i wyjrzała na zewnątrz. Na chodniku leżała
żółta różyczka. Gdy samochód Ricka zniknął, Lori Lee wy-
biegła przed dom, podniosła kwiat i przycisnęła go do piersi.
Rick wyskoczył z samochodu i klnąc pod nosem, kopnął
przednią oponę. Cholerny gruchot. Gdyby mógł sobie po-
zwolić na przyzwoity samochód, nie znalazłby się w tak głu-
piej sytuacji.
S
R
Darcie wytknęła głowę przez okno i zapytała:
- Co się stało, tatusiu?
- Zdaje się, skarbie, że utknęliśmy - rzekł Rick, z trudem
hamując złość. - Chłodnica przecieka. Zanim ją wyjmę, zalu-
tuję i włożę z powrotem, miną ze trzy godziny. Przykro mi,
Darcie, ale musisz pojechać z Lori Lee. Ja dojadę pózniej.
Lori Lee wysłała rodziców swoich uczennic przodem.
Sama zamierzała pojechać za nimi. Zwykle wszyscy starali
się trzymać razem na wypadek, gdyby komuś przydarzył się
kłopot z samochodem.
- Co się stało? - zapytała teraz, zatrzymując samo- chód
obok auta Ricka.
- Chłodnica przecieka i tatuś mówi, że powinnam poje-
chać z panią - wyjaśniła Darcie.
- Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko temu - rzekł
Rick. - Ja zabiorę rzeczy Darcie. Powinienem być gotów za
kilka godzin. Zdążę was dogonić.
- Jeśli chcesz, to możesz zostawić tutaj ciężarówkę i po-
jechać ze mną - zaproponowała Lori Lee. - Będziesz miał
pewność, że nie spóznisz się na konkurs.
Poniewczasie ugryzła się w język. Matki niektórych
dziewczynek z zespołu zauważyły już jej przywiązanie do
Darcie. Pojawiły się między nimi komentarze na ten temat, a
Mara Royce nawet oskarżyła ją wprost o faworyzowanie
dziewczynki. W tych okolicznościach Lori Lee musiała się
spodziewać, że jej wspólna kilkugodzinna podróż z Rickiem i
jego córką wzbudzi zawiść innych rodziców. Ale nie mogła
już cofnąć zaproszenia.
S
R
- Tak, tatusiu, proszę cię, zostaw tu samochód! Napra-
wisz go jutro - zawołała Darcie, patrząc na ojca błagalnie.
Lori Lee przycisnęła guzik otwierający bagażnik.
- Włóż do środka rzeczy Darcie i wsiadajcie obydwoje.
Musimy już jechać.
Rick czuł się nieswojo w towarzystwie innych rodziców.
Niektórzy okazywali mu wyraznie, że jest tu niepożądanym
intruzem, inni zwyczajnie go ignorowali. Jedynie Deanie
Webber i jej mąż, Phil, zaprosili go, by przy nich usiadł.
Grupa Dixie zdobyła pierwsze miejsce w kilku konkuren-
cjach. Gwiazdeczki także dostały nagrodę za swój podsta-
wowy układ. Wszystkie dziewczynki były półprzytomne z
radości; rodzice czuli się dumni i szczęśliwi.
Wieczorem zaczęła padać zimna mżawka. W powietrzu
czuć było mróz. Kolumna samochodów wyruszyła z Clanton
do Tuscumbii, ale już po kilkunastu minutach stało się jasne,
że dalsza jazda jest zbyt niebezpieczna. Mżawka zamarzała i
na drodze pojawiła się gołoledz. Radio podało, że północną
Alabamę nawiedziła niespodziewana burza śnieżna. Auto-
strada numer 65 została zamknięta, a większość innych dróg
była nieprzejezdna. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • apsys.pev.pl