[ Pobierz całość w formacie PDF ]
twój samochód?
- Nie, proszę pana - odpowiedział Shane. Sprawiał wrażenie przybitego.
Dopadła ich rzeczywistość. Claire uświadomiła sobie, że popełnili ten sam błąd, co
Michael - zachowywali siÄ™ tak, jakby byli w domu, w Morganville, gdzie wszyscy ich
znali. Tutaj byli parą przysparzających problemy nastolatków, z których jedno było
nieletnie, zabawiajÄ…cych siÄ™ na tylnym siedzeniu samochodu.
- Macie jakieÅ› prochy?
- Nie, proszę pana - powtórzył Shane. Claire mu przytaknęła. Jej usta, przed
chwilą takie ciepłe i przyjemne, stały się zimne i zdrętwiałe. To się nie może dziać.
Jak mogliśmy być tak głupi? Przypomniała sobie listę Shane'a o sposobach, w które
nie należy ginąć. Może to powinien być punkt czwarty.
- To nie macie nic przeciwko, żebym przeszukał samochód?
- To... - Claire spojrzała na Shane'a, a on na nią, szeroko rozwartymi oczami.
Claire mówiła dalej. - To nie nasz
samochód, proszę pana. Jest naszego przyjaciela.
- A gdzie ten przyjaciel?
- Tam, w środku. - Claire miała ściśnięte gardło i trzymała Shane'a mocno
za rękę. Jeśli przeszuka samochód, otworzy lodówki. A jeśli je otworzy i znajdzie
krew
Michaela...
Wskazała na drzwi lodziarni. Szeryf spojrzał na nie, potem znów na nią, potem na
Shane'a. Skinął głową, wyłączył latarkę i rzekł:
- Nigdzie nie odchodzcie.
Gdy rozmawiali, Claire nie przyjrzała mu się specjalnie, wiedziała tylko, że jest
niezbyt stary, niezbyt młody, nie za gruby ani chudy, nie za wysoki czy niski, po
58
prostu przeciętny. Ale kiedy odszedł, z kajdankami i kluczami pobrzękującymi przy
pasie, poczuła, jak robi jej się zimno i brakuje jej tchu. Zupełnie tak jak wtedy, gdy
stanęła twarzą w twarz z Bishopem, najbardziej przerażającym z wampirów.
Mieli kłopoty. I to duże.
- Szybko - rzucił Shane, gdy tylko za szeryfem zaczęły się zamykać drzwi do
lodziarni. OtworzyÅ‚ bagażnik, zÅ‚a¬
pał lodówkę Michaela i rozejrzał się, gdzie ją schować. -
Podejdz do drzwi. Osłaniaj mnie.
Claire podeszła do drzwi lodziarni. Zajrzała przez brudną szybę, zasłaniając widok na
to, co działo się za nią. Zrobiła z dłoni daszek, jakby trudno jej było dojrzeć, co się
dzieje w środku. Nie było trudno. Szeryf podszedł wprost do Michaela i Eve, którzy
wciąż stali przy kontuarze lodziarni.
Eve trzymała rożek z zielonymi lodami miętowymi, ale sądząc z wyrazu jej twarzy,
kompletnie o nim zapomniała.
Claire spojrzała za siebie. Shane'a nigdzie nie było widać. Kiedy zajrzała znów do
lodziarni, szeryf wciąż rozmawiał z Michaelem, który grzecznie odpowiadał na
pytania, a Eve miała wypisane przerażenie na twarzy.
Claire prawie krzyknęła, gdy ktoś dotknął jej ramienia. To był Shane.
- Schowałem ją w uliczce obok, za śmietnikiem. Zasłoniłem stertą gazet. Nic więcej
nie mogłem zrobić.
Szeryf zakończył rozmowę i wraz z Eve i Michaelem wyszedł z lodziarni. Claire i
Shane podeszli do samochodu. Claire oparła się o Shane'a, czując, jak wali mu
serce. Wyglądał tak spokojnie. Ale to tylko pozory.
Eve nawet nie wyglądała na spokojną. Wyglądała na, cóż, zdenerwowaną.
- Ale my nic nie zrobiliśmy - mówiła, kiedy wychodzili na zewnątrz. - Proszę
pana...
- Dostałem raport o jakiś zajściach na stacji benzynowej - odpowiedział
szeryf. - Ludzie pasujący do waszego opisu grozili klientom. I, prawdę mówiąc, nie
pasujecie do tej okolicy.
- Ale my nie... - Eve przygryzła wargę, próbując temu zaprzeczyć, bo jednak
grozili. A przynajmniej Michael. - Nie chcieliśmy nic zrobić. Mieliśmy tylko ochotę na
lody.
NaprawdÄ™.
Jej porcja zaczynała się topić i spływać zielonymi strużkami. Eve zaskoczona
spojrzała na nie, po czym zlizała roztopione lody z palców.
- Może lepiej zje to pani, nim siÄ™ caÅ‚kiem roztopiÄ… - za¬ sugerowaÅ‚ policjant.
Tym razem brzmiał spokojnie i prawie
po ludzku. - Czy mam pani zgodÄ™ na przeszukanie pojazdu?
- Hm... - Eve spojrzała na Shane'a, który stojąc za szeryfem unosił w górę
kciuki. - Tak myślę.
Szeryf zdawał się zaskoczony. Może nawet zawiedziony.
59
- Proszę usiąść tam, na krawężniku. Wszyscy.
Usiedli. Eve miała pewien problem, aby siąść elegancko w swojej bombkowej
spódnicy, ale kiedy wreszcie jej się udało, zaczęła pochłaniać lody. W połowie
przerwała i klapnęła się dłonią w czoło.
- Oj joj joj.
- Lodowy ból głowy? - zapytała Claire.
- Nie, po prostu zastanawiam się, jak to możliwe, że jesteśmy tacy
beznadziejni - odpowiedziała Eve. - Mieliśmy
po prostu pojechać do Dallas. To nie powinno być aż takie
trudne, prawda?
- Oliver zmusił nas do postoju.
- No, ale skoro nie potrafimy unikać kłopotów...
- To był lodowy ból głowy, prawda? Nie tętniak?
- Czyli jak coś ci pęka w mózgu? Pewnie tak. Eve westchnęła i wgryzła się w
rożek po lodach. - Jestem zmęczona. A wy?
Michael nic nie mówił. Patrzył na samochód i przeszukującego go policjanta,
zaglądającego do walizek, torebek, nawet do schowków pod fotelami. W końcu
spojrzał na Shane'a.
- A broń?
Shane otworzył usta, po czym je zamknął.
- Hm...
W tym momencie policjant otworzył walizkę Claire i wyciągnął z niej ostry srebrny
kołek. Podniósł go i spytał:
- A to co?
Przez chwilę nikt nie odpowiadał. W końcu odezwała się Eve:
- To do kostiumu. Bo wie pan, jedziemy na ten zlot. Ja będę wampirem, a oni
będą na mnie polować! Zwietna zabawa.
To brzmiało prawie przekonująco.
- Ale to jest ostre.
- Te gumowe wyglądały strasznie tandetnie. A jest nagroda, wie pan? Za
autentyzm.
Spojrzał na nią przeciągle, po czym wrzucił kołek z powrotem do walizki Claire,
poszperał jeszcze trochę we wnętrzu, aż wreszcie ją zamknął. Zostawił torby i
walizki na ulicy, a po obmacaniu wnętrza nadkoli i zajrzeniu do koła zapasowego, w
końcu potrząsnął głową i powiedział:
- No dobra, puszczę was, ale musicie natychmiast odjechać.
- Co?
- Chcę, żebyście opuścili granice miasta i osobiście tego dopilnuję.
O kurczÄ™.
- A co z Oliverem? - wyszeptała Claire.
- Raczej nie możemy użyć go jako wytłumaczenia - odpowiedziała stanowczo
Eve. Dojadła rożek i uśmiechnęła
60
się do policjanta. -Jesteśmy gotowi, proszę pana. Tylko musimy spakować rzeczy.
Michael pociągnął za sobą Shane'a i schyleni nad olbrzymią walizą Eve odbyli krótką
rozmowę. Eve poderwała się na nogi, potknęła o jakąś torbę i upadła z krzykiem,
który przerodził się w jęk.
Szeryf, wykazując, że jednak nie jest kompletnym idiotą, błyskawicznie podszedł do
niej i schylił się, by sprawdzić, czy nic jej się nie stało.
To dało Michaelowi wystarczająco dużo czasu, by mógł z wampirzą prędkością
zabrać lodówkę zza śmietnika, wsadzić do samochodu i sięgnąć po kolejny pakunek,
nim szeryf zdążył pomóc omdlewającej Eve stanąć na nogi.
- Przepraszam - powiedziała zdławionym głosem Eve i uśmiechnęła się słabo
do Michaela. - Wszystko w porządku. Trochę się tylko posiniaczyłam.
- Jasne. Więcej lodów nie dostaniesz zapowiedział Shane.
Skończyli pakować samochód, a Claire posłała ostatnie spojrzenie pustym ulicom i
bladym światłom. Po Oliverze nie było ani śladu.
- No? - odezwał się szeryf. - Ruszajmy.
- Tak jest. - Eve wsiadła za kierownicę, zamknęła na moment oczy, po czym
sięgnęła po klucze i odpaliła silnik. Michael usiadł na siedzeniu obok kierowcy, a
Claire i Shane z tyłu.
Zgodnie z tym, co powiedział, szeryf wsiadł do radiowozu zaparkowanego po
drugiej stronie ulicy i odpalił koguta, ale przynajmniej nie włączył syreny.
- Dzięki. - Michael posłał Eve uśmiech. - Zwietny pomysł z tym potknięciem.
Dzięki temu mogłem skoczyć po krew.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]