[ Pobierz całość w formacie PDF ]
I przerażona tą myślą pośpiesznie czmychnęła w drugi koniec domu do swojej sypialni i zamknęła za
sobą drzwi, jakby ktoś ją ścigał.
Simon, który siedział na łóżku i grał na swoim Nintendo, spojrzał na nią zaskoczony.
– Wszystko w porządku?
Próbowała się do niego uśmiechnąć. Stanowił znajomy widok w tym pokoju. Kiedy dorastali,
często spędzali razem noce w domu Luke’a. Ona zrobiła wszystko, żeby urządzić się tutaj jak
u siebie. Do ramy lustra nad komodą przyczepiła zdjęcia swoje i Simona, swoje z Lightwoodami,
z Jace’em, z rodziną. Luke podarował jej deskę kreślarską, obok leżały porządnie ułożone
w przegródkach przybory do malowania. Zgromadziła również plakaty swoich ulubionych anime:
„Fullmetal Alchemist”, „Rurouni Kenshin” i „Bleach”.
W pokoju znajdowały się też rozrzucone świadectwa jej życia Nocnego Łowcy: gruby egzemplarz
Kodeksu z notatkami i rysunkami na marginesach, półka z książkami na temat okultyzmu i zjawisk
paranormalnych, na biurku stela i nowy globus od Luke’a, z Idrisem pośrodku Europy,
z zaznaczonymi na złoto granicami.
A Simon siedzący na łóżku ze skrzyżowanymi nogami należał zarówno do jej starego, jak i nowego
życia. Patrzył na nią ciemnymi oczami odcinającymi się od bladej twarzy. Znak Kaina był wyraźnie
widoczny na jego czole.
– Moja mama – powiedziała Clary, opierając się o drzwi. – Nie jest z nią dobrze.
– Nie czuje ulgi, że zostałaś oczyszczona?
– Nie może przestać myśleć o Sebastianie. Nie może przestać się obwiniać.
– To nie była jej wina, że taki się okazał. To wina Valentine’a.
Clary nic nie odpowiedziała. Przypomniała się jej okropna myśl, że matka powinna była zabić
Sebastiana, kiedy się urodził.
– Obie obwiniacie się o rzeczy, na które nie miałyście wpływu – stwierdził Simon. – Ty
obwiniasz się, że zostawiłaś Jace’ a na dachu...
Clary gwałtownie podniosła głowę i spojrzała na niego ostro. Nie pamiętała, żeby kiedykolwiek
powiedziała to na głos, chociaż rzeczywiście tak było.
– Ja nigdy...
– Owszem. Ale ja też go zostawiłem, Izzy go zostawiła, Alec go zostawił, choć jest jego
parabatai. Nie mogliśmy wiedzieć. Mogło być jeszcze gorzej, gdybyś z nim została.
– Może.
Clary nie chciała o tym rozmawiać. Unikając wzroku Simona, poszła do łazienki, żeby umyć zęby
i włożyć piżamę. Starała się nie patrzyć na siebie w lustrze. Nie podobało się jej, że jest taka blada,
że ma cienie pod oczami. Była silna; nie zamierzała się poddać. Miała plan. Nawet jeśli był trochę
szalony i wymagał obrabowania Instytutu.
Wyszorowała zęby i wyszła z łazienki, związując włosy w koński ogon. Zobaczyła, że Simon
chowa do torby butelkę, zapewne krwi, którą kupił w Taki.
Podeszła do niego i zmierzwiła mu włosy.
– Możesz trzymać butelki w lodówce, przecież wiesz. Nie lubisz krwi w temperaturze pokojowej.
– Lodowata krew jest gorsza niż ta o temperaturze pokojowej. Ciepła jest najlepsza, ale myślę, że
twoja mama nie byłaby zadowolona, gdybym podgrzewał ją sobie w garnkach.
– A Jordana to obchodzi? – spytała Clary, zastanawiając się, czy Jordan w ogóle jeszcze pamięta,
że Simon z nim mieszka.
Przez cały miniony tydzień Simon wszystkie noce spędzał u niej. Przez kilka pierwszych dni po
zniknięciu Jace’a nie mogła spać. Przykrywała się pięcioma kocami, ale nie była w stanie się
rozgrzać. Trzęsąc się, leżała bezsennie i wyobrażała sobie, że jej żyły zatykają się od zamarzniętej
krwi, a lodowe kryształki lśniącą siecią oplatają serce. Jej sny były pełne czarnych mórz, kry, jezior
skutych lodem i Jace’a o twarzy ukrytej przed jej wzrokiem przez cienie, obłoki pary z oddechu albo
jego własne lśniące włosy, kiedy odwracał się od niej. Zasypiała na kilka minut i zawsze budziła się
z mdlącym uczuciem tonięcia.
Pierwszego dnia po przesłuchaniu przez Radę wróciła do domu i wpełzła do łóżka. Leżała
rozbudzona, aż rozległo się pukanie do okna i po chwili do pokoju wkradł się Simon, niemal waląc
się przy tym na podłogę. Bez słowa wyciągnął się obok niej na łóżku. Jego skóra była zimna,
pachniała miejskim powietrzem i nadciągającym zimowym chłodem.
Dotknęła wtedy ramieniem jego ramienia i część napięcia, które ściskało jej ciało jak pięść,
zelżała. Jego ręka była zimna, ale znajoma, podobnie jak faktura sztruksowej kurtki.
– Jak długo możesz zostać? – wyszeptała w ciemność.
– Tak długo, jak zechcesz.
Odwróciła się na bok i spojrzała na przyjaciela.
Został. Tamtej nocy nie miała złych snów.
Póki leżał przy niej, nic jej się nie śniło. Sen był jak pusty, ciemny ocean nicości. Bezbolesnego
zapomnienia.
– Jordana nie obchodzi krew – powiedział Simon. – Interesuje go tylko to, żebym się dobrze czuł
w swojej skórze. Komunikował się ze swoim wewnętrznym wampirem, ple, ple, ple.
Clary wsunęła się obok niego do łóżka i objęła poduszkę.
– Czy twój wewnętrzny wampir różni się od... zewnętrznego?
– Zdecydowanie. Chce, żebym nosił koszule rozpięte do pępka i fedorę. Walczę z tym.
Clary uśmiechnęła się słabo.
– Więc twój wewnętrzny wampir jest Magnusem?
– Zaczekaj, bo coś mi się przypomniało. – Simon pogrzebał w swojej torbie i wyjął z niej dwa
zeszyty mangi. Triumfalnie zamachał nimi w powietrzu i podał je Clary. – „Magical Love
Gentleman”, tom piętnasty i szesnasty. Wyprzedane wszędzie z wyjątkiem Midtown Comics.
Clary wzięła egzemplarze do ręki i spojrzała na kolorowe okładki. Kiedyś wyrzuciłaby ręce
w górę w pokazie dziewczęcej radości. Teraz zdołała jedynie uśmiechnąć się do Simona i mu
podziękować, ale upomniała się w duchu, że zrobił to dla niej, jako dobry przyjaciel. Nawet jeśli
[ Pobierz całość w formacie PDF ]