[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Na razie jednak w tunelu nie było widać światełka.
Tymczasem do pobliskich gwiazd, o których wiedziano, że posiadają syste-
my planetarne, wysyłano poruszające się z szybkością podświetlną statki bezza-
łogowe. Statki te wiozły na swych pokładach zestawy automatów, zdolnych po
wylądowaniu na odpowiedniej planecie założyć tam stację odbiorczą. Jeśli me-
dycyna zdoła kiedykolwiek uporać się z problemem szoku psychicznego, system
transportowy będzie gotów w porę.
Wszystko to jednak niewiele Paula obchodziło. Spojrzał na urządzenie i po-
szedł dalej. Odczuł tylko, jak zawsze gdy tędy przechodził, emanującą od apara-
tury aurę łagodnego, przyjemnego podniecenia. Było to uczucie podobne do tak
zwanej elektryzacji powietrza przed burzą, spowodowanej nie tylko obecnością
jonów, ale również kontrastem światła i mroku, kiedy ciemne chmury zasnuwają
75
stopniowo jasne niebo.
Paul minął akcelerator i wkroczył w rejon węższych korytarzy i pomieszczeń
mieszkalnych. Przeszedł też obok podwójnych, zbudowanych z przezroczystego
plastyku drzwi śluzy basenu kąpielowego. Ponieważ
woda była cenna, pomieszczenie z basenem stanowiło osobny system za-
mknięty, niezależny od reszty stacji. Wyposażono je także w urządzenia zwiększa-
jące grawitację Merkurego, by można było pływać i nurkować tak jak na Ziemi.
Jedyną osobą kąpiącą się teraz była Kantela. Gdy przechodził obok, zobaczył jak
wdzięcznym ruchem skacze z niższej trampoliny. Zatrzymał się, by niewidoczny
dla niej, patrzeć, jak płynie ku brzegowi basenu, tuż obok szklanej ściany, przy
której stał. W kostiumie kąpielowym wydawała mu się bardzo zgrabna i przez
chwilę Paul głęboko odczuł własną samotność.
Ruszył dalej, zanim zdążyła wspiąć się po drabince i zobaczyć go. Gdy dotarł
do swego pokoju, zauważył od razu przypiętą do drzwi kartkę: „Wykład wstępny.
Sala numer osiem, poziom osiemnasty, po obiedzie, godz. 13.30”.
Wykład wstępny odbył się w jeszcze innej sali konferencyjnej niż poprzednie
spotkanie. Prowadził go mężczyzna po sześćdziesiątce, który wyglądem i zacho-
waniem przypominał doświadczonego nauczyciela akademickiego. Przysiadł na
niewysokim podwyższeniu i spojrzał z góry na audytorium składające się z Pau-
la, trzech mężczyzn, którzy towarzyszyli Formainowi ostatnim razem oraz sześciu
innych ludzi. Wśród tych nowych znajdowała się młoda kobieta tuż po dwudziest-
ce, niezbyt ładna, ale o zaskakująco radosnej twarzy, na której doskonale odbijały
się wszystkie uczucia. Prowadzący zajęcia przedstawił się jako Leland Minault
i nie zaczął od wykładu. Poprosił natomiast o zadawanie mu pytań.
W tym momencie, jak zwykle w takich wypadkach, zaległa cisza. Przerwał ją
w końcu jeden z pięciu nie znanych Paulowi mężczyzn.
— Nie rozumiem, jaki związek ma Gildia Orędowników z Projektem Od-
skoczni i tutejszą Stacją — powiedział. Leland Minault spojrzał na pytającego
zezując tak, jakby na nosie miał niewidoczne binokle.
— To — rzekł — jest stwierdzenie, nie pytanie.
— No dobrze — przyznał rozmówca. — Czy Gildia Orędowników popiera
działalność Stacji Odskoczni albo czy prowadzi badania nad sposobami wydosta-
nia się w przestrzeń międzygwiezdną?
— Nie — odparł Minault.
— Cóż więc w takim razie — pytał dalej tamten — robimy tutaj?
— Jesteśmy tu — rzekł Minault starannie dobierając słowa i składając dło-
nie na swym nieco zbyt wypukłym brzuchu — ponieważ machina nie jest czło-
wiekiem, o przepraszam, istotą ludzką. Istota ludzka bowiem, jeśli umieści się ją
w miejscu takim jak, powiedzmy, Merkury, w warunkach, które pozostają w ab-
76
solutnej niezgodzie z celem, dla jakiego ją tam umieszczono, prędzej czy później
zacznie się rozglądać i dopatrywać ukrytych związków.
I uśmiechnął się promiennie do rozmówcy.
— Wtedy zaś — ciągnął dalej — istnieje możliwość, że po otrzymaniu wła-
ściwej odpowiedzi, istota owa przemyśli problem głębiej, zamiast po prostu prze-
łknąć gotową formułkę. Co być może stanie się waszym udziałem, jeśli zależy
wam tylko na informacji.
Wszyscy obecni wymienili uśmiechy.
— Niech będzie — poddał się ten, co zadał pytanie. — Każdy z nas mógł dać
się naciąć.
Nadal jednak nie otrzymałem odpowiedzi.
— Słuszna uwaga — rzekł Minault. — Cóż, sedno w tym, że istota ludzka
reaguje tak, a nie inaczej z powodu wrodzonej ciekawości. Machina zaś, nazwijmy
ją monstrum technologicznym, może posiadać najróżniejsze cechy, ograniczona
[ Pobierz całość w formacie PDF ]