[ Pobierz całość w formacie PDF ]

cały klasztor i przylegający do niego kościół. A znalazłszy się
tam, przemyślisz swoją sytuację z większą jasnością umysłu.
- Ale do Mediolanu? Biskupiej stolicy człowieka, który
chce mnie unicestwić? Dlaczego miałbym wybierać się do
jaskini lwa?
- Ponieważ lew nigdy nie poluje w samym sercu swojego
terytorium. Masz największą szansę ujść zemsty Jego
Eminencji, jeżeli będziesz siedział mu przed nosem, w jego
mieście. To najlepsza kryjówka.
- Nie odwiedzi klasztoru?
- Nie ma prawa, to żeński klauzurowy zakon. Każdy
może się modlić w przyklasztornym kościele, ale na terenie
samego klasztoru mogą przebywać jedynie siostry zakonne.
Będziesz bezpieczny. Freski zostaną przypisane  malarzowi
ze szkoły lombardzkiej", a twoje autorstwo ujawnione, gdy
minie zagrożenie. To nie jest rzadkością.
Bernardino milczał. Oferowano mu schronienie, a ręka go
swędziała do roboty. Jak daleko sięgał pamięcią, nie miał
takiej przerwy w malowaniu. Upłynął cały dzień i noc od
wykonania obrazka na pergaminie dla Simonetty.
Zachęcony brakiem protestu, Anselmo kontynuował.
- I pamiętaj o jednym, Bernardino. Wiem, że masz opinię
wilka polującego na niewieście wdzięki. Ale w kościele San
Maurizio będziesz przebywał wśród świątobliwych kobiet.
Musisz się zachowywać przyzwoicie. Pamiętaj, to twoja
jedyna szansa, żeby umknąć sprawiedliwości. Nie potrafię ci
pomóc inaczej.
Bernardino się żachnął.
- Uwierz mi, drogi Anselmo, siostrzyczki mogą się czuć
całkowicie bezpieczne. Moje serce zostaje w zamku na
wzgórzu. %7ładna święta kruszynka w habicie mnie nie skusi,
póki ktoś taki jak ona stąpa po tej ziemi.
Anselmo uśmiechnął się dobrotliwie.
- Tak też myślałem. Nigdy w życiu bym cię tam nie
zarekomendował, gdyby nie spotkało cię to nieszczęście. Po
tym, co się zdarzyło, mam pewność, że jesteś niegrozny
niczym mnich. - Tu uśmiechnął się prowokująco. - Nie jak
mnich, raczej jak eunuch. - Bernardino nie zachichotał, jak to
jeszcze niedawno bywało, gdy sobie żartowali, więc ksiądz
spróbował osłodzić gorzką pigułkę. - To nie musi trwać
wiecznie, ale na razie będzie lepiej, jeżeli się stąd na jakiś czas
oddalisz.
Bernardina nawiedziło dalekie, przykre wspomnienie
wygnania z Florencji.
- Będziesz miał zacnego mecenasa - przekonywał dalej
Anselmo. - %7łołnierza i bywalca dworów, który kocha sztukę -
zakończył.
- Skąd go znasz? Anselmo zawahał się chwilę.
- To mój stryj.
Oczy Bernardina zwęziły się w szparki. Za długo żył na
tym świecie, żeby się nie domyślać, co to znaczy.
- Chcesz powiedzieć, przyjacielu, że to twój ojciec?
- Tak - potwierdził Anselmo. - Mój naturalny ojciec. To
bardzo dobry człowiek, ale jak każdy nie jest wolny od
grzechu. - Spojrzał na pierścienie na palcach. - Okazywał mi
serce i choć naznaczony jestem nieprawym pochodzeniem,
zadbał o moją pozycję. - Zatoczył ręką koło, jakby ogarniał
cały dom i wszystko, co się w nim znajduje. - Wspiąłem się
wysoko, a być może zajdę jeszcze dalej. Ale skandal czy
infamia, jak wolisz, mogą mi zaszkodzić. - Spojrzał
przyjacielowi prosto w oczy, żeby mieć pewność, że dotarło
do niego pełne znaczenie tego, co powiedział.
Bernardino spuścił wzrok.
- Rozumiem ciÄ™. Wystawiam siebie na
niebezpieczeństwo? Dobrze. Zagrażam szczęściu najdroższej
mi osoby? To wciąż niewystarczający powód, bym stąd
zniknął. Ale zaszkodzić tobie, mojemu najwierniejszemu
bratu, byłoby niedopuszczalne. Poleć mnie swojemu stryjowi.
Udam siÄ™ tam.
Parę godzin pózniej, gdy dzwony wzywały na kompletę,
Anselmo żegnał wyruszającego pod osłoną nocy Luiniego.
Przez chwilę rozpamiętywał ich rozmowę. Powiedział, że
dobrzy ludzie nie są bez grzechu, i nie mówił tego zdawkowo.
Kiedy przyjdzie mu stanąć u bram niebieskich, a święty Piotr
będzie ważył jego uczynki i wpisywał je do księgi Dobra,
uwzględnione zostanie, że chociaż Bernardino sam stracił
wiarę i nadzieję, podtrzymał je w cudzym sercu - ojca
Anselma Bentivoglia.
ROZDZIAA 23 [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • apsys.pev.pl