[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Ted przytknął pięści do oczu. W wyobrazni widział duże, szorstkie łapska Mike'a
na miękkim, delikatnym ciele Mary; widział Mike'a, który wchodzi na nią i bierze
ją w posiadanie, jak wielkie spocone zwierzę. Ogarnęła go wściekłość,
niepewność, zazdrość...
- Posłuchaj, synu - usłyszał spokojny głos Nathana. -
98
Madonna jak ja i ty
Musimy znać prawdę, Mikę. Powiedz mi uczciwie: uprawialiście seks z Mary czy
nie?
- Nie, tato - odparł Mikę zduszonym głosem i zrobił krok w tył. - Słowo daję,
że nie pozwoliła mi...
- Mikę, chwaliłeś się tym przecież przed kolegami, a teraz temu zaprzeczasz?
- Jezu, tato! Musiałem im coś mówić! Nie mogłem im powiedzieć, że Mary nie
daje...
Coś pękło w Tedzie McFarlandzie. Rzucił się na Mikę^ z zaciśniętymi pięściami.
Kiedy chłopak ustąpił w tył pod naporem ataku, Nathan podskoczył do nich i
chwytając Teda w kleszczowy uścisk, rozłączył ich.
- iy draniu! - krzyknął Ted. - Musiałeś im coś powiedzieć? Mary nie dawała?!
- Ted! - ryknął Nathan Holland, mocując się z nim jak w zapasach. - Uspokój
się! Uspokój!
Ted wreszcie umilkł i znieruchomiał. Patrzył na Mike'a spod oka i ciężko
oddychał. Nathan odstąpił od niego niepewnie, ale nie odrywał dłoni od jego
ramienia.
- Krzyki i grozby nie zaprowadzą nas nigdzie - powiedział opanowanym tonem.
Ted już oddychał normalniej; zmarszczył czoło.
- No dobrze... - odezwał się Nathan spokojnie. -A teraz sobie usiądzmy.
- Przyznaj się, co zrobiłeś mojej córce - Ted wbił w Mike'a złowrogie
spojrzenie. - Skoro byłeś wystarczająco męski, żeby się z nią przespać, to teraz
bądz mężczyzną i przyznaj się do tego!
- Przysięgam, panie McFarland...
- MikÄ™... - zaczÄ…Å‚ Nat stanowczo. - MikÄ™, siadaj. Porozmawiajmy spokojnie.
Chłopak przysiadł na brzegu kanapy, nie spuszczając wzroku z McFarlanda. Obydwaj
mężczyzni też usiedli, ciężko, jak starcy.
- Mary jest w ciąży, Mikę - odezwał się Nathan dzwięcznym basem. - Chodzisz z
nią już od roku i opowiadasz swoim kolegom, że z nią sypiasz. Nie, nie prze-
99
Barbara Wood
rywaj mi, synu. Nie mówię, że ci nie wierzę, nie o to w tym wszystkim chodzi.
Chodzi o odpowiedzialność. Podjąłeś pewną decyzję. Doszedłeś do wniosku, że
jesteś już wystarczająco dorosły, żeby przechwalać się, że sypiasz z Mary, to
teraz zachowaj się równie dorośle i ponieś konsekwencje.
- Ale to nie jest moje dziecko, tato!
- Już ci mówiłem synu: to nie ma nic do rzeczy. Nie opowiada się kumplom takich
rzeczy. W tej sytuacji dziecko praktycznie jest twoje. - Nathan wciągnął głęboko
powietrze i wypuścił je bardzo powoli. Spojrzał na Teda. - Jak się czujesz? Może
chcesz drinka?
- Nie... - odparł Ted zachrypniętym głosem. - Już w porządku. Przepraszam,
Nat... Nie wiem, co we mnie wstąpiło.
- Dobrze, dobrze, rozumiem. Co robimy dalej?
Co robimy? Jakie podejmujemy działania? Decyzje?
- Nie wiem, Nat. Nie miałem właściwie czasu...
- Rozmawiałeś już z księdzem Crispkiem?
- Jeszcze nie.
Nathan pochylił się w przód i oparł ciężką dłoń na ramieniu Teda.
- Coś wymyślimy, Ted. Musimy zdecydować, co zrobić z Mary, i z dzieckiem. Sam
też jeszcze nie wiem... Są tacy młodzi, za młodzi na małżeństwo, ale jeśli to...
- Nie będziemy zmuszać Mike'a do małżeństwa, Nat.
- Może ksiądz Crispin podsunie jakąś radę? Pójdziemy do niego we dwóch, ty i
ja.
Ted usiłował skupić wzrok na ogorzałej twarzy Nata; w jego szarych oczach
dostrzegał współczucie i troskę. Przełknął głośno ślinę i wyprostował plecy.
- Muszę sobie wszystko dobrze przemyśleć, zanim wybiorę się do księdza. Lucille
i ja musimy najpierw sami ze sobą jakoś dojść do ładu. Wszystko stało się tak
szybko.
- Co mówi lekarz?
- O czym?
100
Madonna jak ja i ty
- O dziecku, Ted. Kiedy ma się urodzić?
- A... tak. - Kiedy to właściwie byli w gabinecie doktora Wade'a? Kiedy to Mary
uciekła na rowerze? Naprawdę to było wczoraj? - Powiedział, że w styczniu.
Słowa jeszcze dzwięczały w powietrzu, gdy trzej mężczyzni w salonie Hollandów
[ Pobierz całość w formacie PDF ]