[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nym kącie, koło zejścia do piwnicy.
 Mam sprawÄ™.
Tim stanął naprzeciw niego i czekał. Jaką sprawę może mieć ten chłopak?
 Podobno jedziesz za granicę  powiedział Maks.
 SkÄ…d wiesz?
 Wszyscy już o tym mówią. Chcę ci zaproponować interes. Można dobrze
zarobić. Trzeba coś przywiezć.
 Przemyt?  Tim spojrzał na niego podejrzliwie.
 No. . . bo ja wiem? Jeśli można przemycać coś, czego nie ma, to rzeczywi-
ście przemyt. . . Ale to niczym nie grozi.
 O co chodzi?
 O mrówki. Niedużo. Jedną, dwie probówki. Obojętny gatunek, byle żywe.
Dobrze zapłacę.
Tim zaniemówił. Znów te mrówki! Co jest, u diabła, z tymi mrówkami?!
 Skąd ja ci wezmę mrówki?
 Jak to skąd? Z lasu! Tam gdzie jedziesz, jest kawał ładnej puszczy.
 Przecież mrówek nie ma!
Maks zachichotał bezgłośnie, a potem pokiwał głowa z politowaniem.
 Mrówek nie ma, bocian dzieci przynosi, a bez opieki Proksów wilki by nas
zjadły. . . Oj, dziecko, dziecko! A na oko dorosły chłop!  powiedział kpiąco. 
No, trudno. Muszę cię uświadomić. Mrówek nie ma w taryfie celnej ani w wyka-
zie towarów nie dopuszczonych do przewozu. Nie ma ich także w sprawozdaniach
służby leśnej ani w podręcznikach biologii. Natomiast tak w ogóle to są i mają
się zupełnie niezle. No, więc jak? Przywieziesz? Najwyżej zabiorą ci na granicy,
jeśli cię akurat sprawdzą. Dam ci dwie plastykowe rurki z korkami. Trzeba łapać
na kostkę cukru, a jeszcze lepiej na miód. Same włażą do środka. Jak się trochę
nazbiera, przesypać do drugiej rurki, odurzyć lekko eterem i dalej łapać. Zresztą
tam na miejscu każdy chłopak ci pokaże, jak je zbierać. . . Mogą też być larwy.
Takie białe jajeczka. . .
 Nie wiem, czy coś z tego wyjdzie. Oblałem historie i. . . pewnie mnie ojciec
nie zabierze.
 O, do diabła. . .  zafrasował się Maks.  No, nic. Jeśli pojedziesz, to
pomyśl o tym, a jak nie, to trudno. . .
 Do czego ci potrzebne te. . . mrówki?. . .
26
 To nie dla mnie. Sam nie wiem, do czego, ale. . . Wiesz, co to znaczy?
Maks złożył wskazujące palce obu rąk w kształt litery  T . Tim patrzył zdzi-
wiony to na palce, to znów na twarz Maksa.
 Nie wiesz. . . Teraz ci nie wyjaśnię, może pózniej. Chyba jesteś porządny
chłopak, chociaż nieuświadomiony.
 Z czego to wnosisz?
 Nie napisałeś na mnie raportu.
 To ty. . . celowo, wtedy, z tym nożem?
 Chciałem wiedzieć, jaki jesteś.
 Skąd wiesz, że nie napisałem?
 Już by o mnie pytali w domu. Na wszelki wypadek do dziś mieszkałem
u kumpla. Ale nikt nie pytał. To znaczy, że nikomu nic nie mówiłeś. Dziesięciu
innych zaraz by poleciało do białej skrzynki. . . No, to trzymaj się. %7łyczą miłej
rozmowy ze starym. A jak się uda, to pamiętaj o mrówkach!
Maks wybiegł na ulicę, a Tim poczłapał po schodach pełen najczarniejszych
myśli. O propozycji Maksa nawet nie myślał. Mrówki! Przecież ich nie ma! Czy
taki Maks, który pewnie nawet szkoły nie skończył, bo włóczy się ciągle po ulicy,
może wiedzieć lepiej niż profesor albo niż ojciec?
Ojciec wrócił pózniej niż zwykle. Był w dobrym nastroju, wprawne oko Tima
rozpoznało to od razu. Trzeba tylko znalezć odpowiedni moment i zdobyć się na
szczerą rozmowę. Tim wiedział, że nie należy sprawy odkładać na pózniej. Wolał
jednak, by ojciec spokojnie zjadł spózniony obiad, nim dowie się, że ma syna
 lenia. Nie bardzo zresztą poczuwał się do winy za tę dwóję, ale jego osobiste
zdanie nie miało tu znaczenia. Dwója jest dwóją, nie da się ukryć.
Zaraz po obiedzie ojciec włączył telewizor. Zaczynała się transmisja między-
kwadratowego meczu piłki nożnej. Grała dziś drużyna miejscowego klubu  To-
ran , przeciwnikiem był zespół  Prox Interkosmos z kwadratu 20 55. Ojciec był
kibicem  Toranu i Tim wiedział, że przez najbliższe dwie godziny nie ma szans
porozmawiać z ojcem na jakikolwiek temat poza futbolem. Pomyślał ponadto, że
jeśli  Toran przegra, lepiej w ogóle nie poruszać dziś sprawy poprawki. Szansę
drużyny  Toranu były jednak spore. W pierwszej połowie meczu jej lewy skrzy-
dłowy strzelił piękną bramkę, ojciec w zachwycie bil się dłońmi po kolanach, Tim
również entuzjazmował się grą i na kilkadziesiąt minut zapomniał o tym, co go
gnębiło.
Podczas przerwy w meczu komentowali z ojcem kolejno wszystkie nie wyko-
rzystane sytuacje podbramkowe  Toranu i utyskiwali na obrońców, którzy omal
że nie dopuścili do strzelenia wyrównującej bramki.
W drugiej połowie wszystko było na najlepszej drodze, przewaga  Toranu
zarysowała się wyraznie, lecz w pewnym momencie przeciwnicy, widząc, że grozi
im porażka, zaostrzyli grę. Sędzia podyktował kilka rzutów wolnych, lecz gracze
 Proxa nadal faulowali w sposób niezwykle brutalny. W dwudziestej minucie
drugiej połowy meczu zniesiono z boiska lewego napastnika  Toranu , kopnięte-
go w brzuch przez obrońcę, tuż przed linią pola karnego.
Ojciec zaciskał pięści i pomstował na przeciwników swej ulubionej drużyny,
a także na sędziego, który, jego zdaniem, powinien wykluczyć z gry co bardziej
napastliwych zawodników  Proxa .
27
 Brutale!  krzyczał w kierunku ekranu.  Myślicie, że mając taką na-
zwę, możecie sobie na wszystko pozwalać?  Albo też:  Ty, dziurawy kaloszu
z lewej nogi, czego się boisz? Niech ci się nie zdaje, że te patałachy to prawdziwi
Proksowie! CzerwonÄ… kartkÄ™ Å‚obuzowi!
Rzut wolny po incydencie z lewym napastnikiem zakończył się kornerem, po-
tem piłka powędrowała znów na środek boiska, a kiedy wywalczył ją środkowy
napastnik, trzech zawodników  Proxa wprost rzuciło się na niego, przewracając
go i przygniatając stertą własnych ciał do ziemi.
 Skandal!  ojciec zerwał się z krzesła.  To nie rugby, do cholery!
 Opanuj się. Ciszej  powiedziała mama, zaglądając przez drzwi.
Nie cierpiała piłki nożnej, i na czas transmisji wyniosła się do drugiego poko-
ju, lecz widać docierały do niej wykrzykniki ojca.
 Tato, co to jest  rugby ?  spytał Tim.
 Taka gra sportowa  powiedział ojciec niechętnie,  Od dawna się w to
nie grywa,
 Czy to była brutalna gra?
 Nie wiem. Znam ze słyszenia.
 A czym się grało? Piłką?
 Taką specjalną piłką. . .
 SpecjalnÄ…?
 Tak. OwalnÄ….
 OwalnÄ…, jak kaps?
 Uhm. Popatrz, nasi przejęli piłkę. . .
 Ale dlaczego nie gra siÄ™ w to. . . rugby?
Ojciec spojrzał na Tima jakoś dziwnie. Milczał chwilę, jakby dobierając od-
powiednie słowa. Wreszcie powiedział, ściszając głos:
 No pomyśl, jak by to wyglądało. . . Jak można kopać nogami coś, co wy-
gląda jak kaps? To by mogło zostać poczytane za brak szacunku dla naszych przy-
jaciół!
 Aha. . . rozumiem. . .  powiedział Tim.
Mecz toczył się dalej,  Toran nie mógł uporać się z twardym przeciwnikiem,
na kilka minut przed końcem wynik brzmiał 1:1; po przypadkowym strzale w zu-
pełnie nieprawdopodobnej sytuacji.
Nad stadionem pojawiła się nagle pulwa. Zawisła nad boiskiem, blisko bramki
 Proxa , i znieruchomiała w powietrzu.
 Do diabła!  ojciec uderzył pięścią w stół.  Jeszcze ich tutaj brakowało!
Kibice siÄ™ znalezli!
Pulwa wisiała bez ruchu, jakby jej załoga obserwowała mecz. Nagle, dokład-
nie w momencie gdy piłka, strzelona silnie w stronę bramki  Proxa , minęła wy-
suniętych do przodu obrońców, pulwa błyskawicznie osunęła się tuż nad płytę
boiska i znalazła się na linii strzału.
Stadion ryknął, wszyscy poderwali się z miejsc. Piłka odbita od pulwy wyszła
na aut. Rozległy się gwizdy. Ojciec przed telewizorem zatupał ze złości, a mama
znów wetknęła głowę przez drzwi.
Pulwa poszybowała spokojnym lotem gdzieś poza stadion. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • apsys.pev.pl