[ Pobierz całość w formacie PDF ]
patrzyłem na Waldka. Chłopak zszedł do wody niepewnym krokiem. Szedł zanurzony po pas
w wodzie. Trzymając się liny jakoś wędrował. Za nim przedzierał się Mały. Nagle Waldek
pośliznął się i wpadł pod wodę. Puścił linę i zobaczyliśmy tylko jego stopy w mokrych
trampkach. Skoczyłem do wody. To samo zrobił Gustlik. Szybszy od nas był Mały. Zarzucił
plecak Gustlika na ramię, puścił linę i złapał Waldka za kołnierz bluzy. Mały stał
nieporuszony, chociaż ani chłopak, ani plecaki nie były lekkie.
Podbiegłem do niego i wyciągnąłem głowę Waldka na powierzchnię wody. Dołączył
do nas Gustlik. We dwóch nieśliśmy podtopionego Waldka, a za nami maszerował Mały. Na
brzegu okazało się, że Waldek tylko nałykał się wody i lekko się przestraszył.
- Mięczak - rzucił Biały, gdy już Waldek oprzytomniał po przygodzie.
- Pożyjemy, zobaczymy - Mały bronił Waldka.
Gustlik wrócił po linę i po kwadransie mogliśmy ruszyć dalej. Przed nami było jeszcze
około dwudziestu kilometrów i bałem się, co jeszcze dziś może się wydarzyć.
- Tak - Kobyłka zaczął czytać jednocześnie poprawiając okulary na nosie. - Pytanie
pierwsze: Czy przed wojną na zamku były cenne zbiory muzealiów lub dzieł sztuki?
Odpowiedz: W 1876 roku do Krasiczyna przywieziono galerię kodeńską, zbiór portretów
rodzinnych...
- On teraz znajduje się w Muzeum Przemyskim - wtrąciłem. - Postaw przy tym zdaniu
ptaszek, taką małą literkę v .
- Jeszcze w 1860 roku z Warszawy do Krasiczyna przywieziono bibliotekÄ™
gromadzoną przez pokolenia rodu Sapiehów - czytał Kobyłka. - Zbiór liczył dwadzieścia
tysięcy tomów. We wrześniu 1939 roku kolekcję wywieziono do Korytnika, co uratowało
bibliotekę przed wandalizmem żołnierzy Armii Czerwonej. Potem zaopiekował się nią
kardynał Adam Stefan Sapieha, lecz w 1951 roku z Kurii Metropolitalnej w Krakowie zabrali
ją funkcjonariusze Urzędu Bezpieczeństwa. Przekazali tomy do zbiorów państwowych. Od
1860 roku uzupełniano archiwum rodu i zgromadzono pięćdziesiąt tysięcy dokumentów i
odpisów. Archiwum znajduje się we Lwowie. Jeżeli chodzi o uratowane zbiory, to w
przeddzień wkroczenia tu Rosjan Leon Sapieha wywiózł najcenniejsze rzeczy do innych
majątków. Istnieje jednak legenda, jakoby lokaj Leona Sapiehy został wysłany z rozkazem
ukrycia rodzinnych skarbów.
- Jakich skarbów? - zapytałem.
- Tego nikt nie wiedział. Podobno chodziło o kolekcję numizmatyczną, inni powiadali,
że o walizkę ze sztabami złota, jeszcze inni, że o worki dolarów.
- Cuda wianki - machnąłem lekceważąco ręką. - Tak możny ród nie ratowałby takich
głupstw, raczej musiałyby to być jakieś pamiątki rodzinne, coś o wartości emocjonalnej. A co
z trzecim pytaniem?
- Powiedziano mi, że UPA atakowała zamek trzykrotnie między 1944 a 1946 rokiem...
- I co?
- Zamku nie zdobyto.
ROZDZIAA SZÓSTY
ATRAKCJE LESKA " CO DAJ STUDIA? " WEZWANIE DO
ZAGÓRZA " OPOWIEZ O HNACIE " WSPINACZKOWY ZAKAAD "
PIERWSZA LEKCJA SURVIVALU " WALDEK OKOPUJE NAMIOT "
ZAGINICIE MAPY " LISTA SKRYTEK
Maciek prowadził nas teraz wzdłuż niewielkiego strumyka wpadającego do Osławy.
Szliśmy przez las mieszany, z którego co jakiś czas wypadały chmary małych muszek. O
wiele grozniejsze były gzy - po ich ugryzieniu zostawał bolesny bąbel. Dotarliśmy do leśnej
drogi. Gdy wspinaliśmy się nią na zachód, przypominała dno kamienistego strumienia.
Widzieliśmy pod stopami łachy piasku naniesionego przez deszcze i burze. Na podkoszulkach
od razu pojawiły się ciemne plamy potu. Każdy ciężko dyszał. Maciek szedł na czele nie
oglądając się do tyłu. Gustlik i Mały wzięli ciężkie worki od dziewczyn. Z lasu wyszliśmy
pomiędzy pola uprawne i łąki. Kilometr przed nami, za szczytami niewielkich pagórków
widzieliśmy zabudowania wsi Postołów nad Sanem. Przeszliśmy przez most i dalej już szosą
maszerowaliśmy do Leska. %7łeby dojść do centrum miasteczka, musieliśmy jeszcze wejść na
górkę mijając dworzec autobusowy i zamek.
Lesko otrzymało prawa miejskie w 1470 roku. Było wówczas własnością możnego
rodu Kmitów, który rezydował na szczycie pobliskiej góry Sobień, w warowni nad Sanem. Po
tym jak rozbójnicy węgierscy napadli na zamek na Sobieniu, Kmitowie wybudowali okazałe
zamczysko w Lesku. Miało ono fortyfikacje, których resztki do dziś można oglądać w
zamkowym parku.
Szliśmy zmęczeni wzdłuż siatki ogrodzenia, zza którego obserwowali nas turyści
mieszkający na zamku. Właśnie, jeszcze przed obiadem, uciekali przed upałem na odkryty
basen położony nad Sanem. Po przejściu przez skrzyżowanie weszliśmy na teren parku
miejskiego. Przy samym wejściu w alejki z ławeczkami stał wysoki na trzy metry, ostro
zakończony słup poświęcony Tadeuszowi Kościuszce. Głębiej, w cieniu młodych lip, krył się
pomnik ku czci Armii Czerwonej, która wyzwoliła miasto.
- Dobra, pół godziny przerwy - oznajmił Maciek. - Kto zostaje przy plecakach?
Zgłosili się Mały i Waldek.
- Zwietnie - ucieszył się Maciek. - Reszta może zwiedzać miasto, polecam lody w
lodziarni Złoty Róg . Gustlik i ja pójdziemy kupić coś na spózniony obiad, który zjemy na
trasie.
Chwilę jeszcze zostałem przy Waldku i obejrzałem jego stopy. Były całe w bąblach z
ropą. Sięgnąłem do plecaka po zasypkę dla dzieci i posypałem nią rany.
- Idz i kup sobie mąkę ziemniaczaną - poradziłem mu. - To dobre na odparzenia i takie
bąble. Ani mi się waż ich przekłuwać. Załóż suche skarpety i tenisówki.
Zauważyłem, że Mały uważnie przyglądał się temu, co robię. Wyczuwałem, że on też
ma odciski.
- Masz - podałem mu pudełko z zasypką. - Pózniej Waldek ci pożyczy. Nie masz
butów na zmianę?
- Adidasy zostawiłem w reklamówce - wyjaśnił Mały. - Szkoda mi ich było w góry, a
tu dostałem nowe, wygodne buty...
Czekałem, aż Waldek wróci z mąką. W tym czasie obserwowałem, co robią
obozowicze. O dziwo, wszyscy siedzieli, a właściwie leżeli na ławkach w parku. Z zazdrością
patrzyli na Waldka, który szedł oblizując gałki lodów. Wtedy zrozumiałem, że oni po prostu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]