[ Pobierz całość w formacie PDF ]

-  Pan i jego gruchot - Jerzy zachichotał - ojciec czasami tak mówił o Panu
Samochodziku, szczególnie wtedy, gdy stawał mu na drodze. Pan Samochodzik to
twarda sztuka, nigdy nie odpuszczał. Potrafił doprowadzić ojca do szewskiej pasji.
- Też się tego domyśliłem, ale gdzie jest S., kto to jest Grek, E. i F. i jaką robotę dla
twojego ojca miał wykonać ten ostatni?
- Pokaż mi jeszcze raz to zdjęcie - Jurek wyciągnął rękę, wziął ode mnie fotografię i
uważnie ją obejrzał. Alkoholowe zaćmienie umysłu zaczynało mu chyba mijać, bo w
jego oczach pojawiły się iskry, świadczące o intensywnej pracy jego niezwykle lotnego
umysłu.
- Może się mylę... - Batura zawiesił teatralnie głos - ale wydaje mi się, że E. i F. z
pamiętnika to mogą być Ewa i Filip z tego zdjęcia.
Zastanowiłem się chwilę.
- To by było zbyt proste - odezwałem się w końcu - poza tym zbieżność może być
przypadkowa... Chociaż rzeczywiście ta czwórka na zdjęciu wygląda na mocno
zaprzyjaznionych.
- Najciemniej jest pod latarnią - dodał Jerzy - moim zdaniem warto to sprawdzić.
Spojrzałem znów na zegarek. Uciekło kolejne pół godziny.
- Dobra, Jurek, na mnie już czas. Nie wiem, jak ci się odwdzięczę - powiedziałem
kurtuazyjnie.
- Ale ja wiem jak! - odparował Jurek. - Przenocujesz mnie.
W pierwszej chwili chciałem wybuchnąć śmiechem. No nie, tego jeszcze tylko
brakowało! Dopiero niedawno nastąpiło zawieszenie broni, a już zaczynaliśmy się
zachowywać jak starzy przyjaciele.
- No, nie wiem... - wydukałem.
- Proszę cię - powiedział błagalnym tonem Jerzy - tylko na parę dni. Jak cała ta
sprawa z  Cesarzem się rozwiąże i okaże się, że jestem niewinny, będę mógł wrócić
do domu. A tak, jeśli tu zostanę,  psy się w końcu pokapują i mnie zgarną. Bądz
kolegÄ…! Wiesz, jaki ziÄ…b jest w aresztach o tej porze roku?
- Wynajmij pokój w hotelu...
- Za co? - Jurek wsadził ręce do kieszeni i wyciągnął podszewkę pokazując, że są
puste. - Zuzanna pojechała z towarem do Londynu. Za dwa dni jest aukcja. Pieniądze
wpłyną na moje konto dzień albo dwa pózniej. Do tego czasu zostało mi trzy - cztery
stówy. No, co tak na mnie patrzysz. Przecież mówiłem ci, że nie jestem już złodziejem,
jestem handlarzem dziełami sztuki. I to uczciwym!
Batura! Ten sam Batura, który tyle razy napsuł nam z panem Tomaszem krwi, stał
teraz przede mną bezbronny, błagający o pomoc i w dodatku bez pieniędzy.
Postanowiłem, że pocierpię w imię resocjalizacji Jurka.
51
- Zbieraj siÄ™ - burknÄ…Å‚em - czekam na ciebie w wehikule.
Po dwudziestu minutach czekania w wozie ktoś zapukał w szybę. Uchyliłem drzwi.
To Jerzy podczołgał się do mojego samochodu.
- BMW chyba zostawię - wyszeptał - gliny się nie pokapują, o co chodzi. -
uśmiechnął się szelmowsko i zachichotał.
- Aaduj się - powiedziałem.
Batura zajął miejsce z tyłu. Zapaliłem silnik. Już miałem nacisnąć pedał gazu i
ruszyć, kiedy usłyszałem słowa Jurka:
- Poczekaj, jeszcze jedna sprawa... - Batura otworzył drzwi i cicho zagwizdał.
Wyjrzałem przez szybę w drzwiach. Reksio i Pluto, bulteriery Batury, wybiegły przez
uchyloną furtkę i zmierzały w kierunku wehikułu.
- O nie, tylko nie to! - jęknąłem przerażony, ale było już za pózno. Psy wpadły do
samochodu i mościły się właśnie na tylnym siedzeniu. - Co chcesz zrobić z tymi
psami?
- Jak to co? - w głosie Batury słychać było oburzenie. - Przecież ich nie zostawię.
Zdechną z głodu.
- Nie chcę psów w domu! - powiedziałem. - Kto je będzie wyprowadzał?
- Ich nie trzeba wyprowadzać - powiedział Jurek. - Sikają do kuwety.
Miałem tego dość. Obróciłem się i spojrzałem na Jurka.
- Coś ci powiem - byłem wściekły. - Nie chcę w domy tych bulterierów, bo im nie
ufam. Boję się, że obudzę się rano z przegryzionym gardłem.
- Jeśli tak - w głosie Batury słychać było wyrzut - to najlepiej będzie, jak podjedziesz
pod mój dom od frontu i oddasz mnie w ręce policji.
- Dobra, już dobra - powiedziałem.
 W co ja się wpakowałem? - pomyślałem i ruszyłem z kopyta.
***
- Niezle się urządziłeś - chwalił moją kawalerkę Jerzy - trochę tu ciasno... - zaczął,
ale kiedy zobaczył mój wzrok, dodał: - Ale za to jak przytulnie! - i zrobił niewinną
minÄ™.
- Czuj się jak u siebie! - rzuciłem - Muszę zadzwonić.
Wybrałem numer do Skorlińskiego. Kiedy czekałem na połączenie, zobaczyłem
jeszcze tylko, że Jerzy wchodzi do kuchni, a potem obróciłem się do okna i
podziwiałem ursynowski krajobraz.
- Skorliński - odezwał się znajomy głos w słuchawce. Streściłem generałowi wyniki
mojego dochodzenia i poprosiłem o załatwienie pewnej sprawy.
- Zwietnie, panie Pawle - ucieszył się mój rozmówca, kiedy usłyszał, co udało mi się
ustalić. - Niech mi pan da godzinę, no może półtorej. Myślę, że nie zajmie mi to więcej
czasu. Wpadnę do pana i zastanowimy się, co robić dalej.
Odłożyłem komórkę na parapet. Odwróciłem się i zamarłem. W drzwiach stał czarny
bulterier. W paszczy trzymał kawałek wołowiny, z której chciałem zrobić gulasz na
kolację. Zrobiłem krok w jego stronę i wyciągnąłem rękę, żeby odebrać psu mięso.
Zwierzak wypuścił wołowinę. Potem spojrzał w moją stronę, obnażył kły i cicho
zawarczał. Byłem wściekły.
- Jurek, czy twój pies potrafi otwierać lodówkę? - krzyknąłem.
52
Z kuchni wyłonił się Batura. Na rękach miał białego bulteriera, który trzymał w
szczękach drugi kawałek wołowiny. W wolnej ręce Jerzy trzymał kiszonego ogórka.
- To jest Pluto - wskazał ogórkiem psa - a tu mam Reksia, podrzucił łaciatego
potwora na ręce. Dobrze by było, gdybyś nauczył się ich imion. Aatwiej się wtedy z
nimi dogadasz i zmniejszysz ryzyko, że cię ugryzą.
- One gryzÄ…?
- Zasadniczo nie - Jurek przez chwilę się nad czymś zastanawiał - trzeba porządnie je
wkurzyć, żeby ugryzły. Ale jak warczą, to już lepiej z nimi uważać, chociaż nie
zawsze. Musisz je wyczuć... A co do wołowiny - Jurek ugryzł ogórka - to nie wyglądała
na bardzo świeżą, a poza tym to są psy bojowe. Muszą mieć dużo siły do walki... - [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • apsys.pev.pl