[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Szybko, panie Tomaszu! krzyknął do mnie. Trzeba ich wyciągnąć, bo jeszcze się
spalÄ…!
Niepotrzebnie wołał, bo pędziłem tuż za nim, a spalenie tamtym chyba na razie nie
groziło, gdyż silnik audi zgasł.
Pogruchotana limuzyna przywitała nas chóralnym jękiem pasażerów, ale i wysuwającą
się przez strzaskaną szybę ręką z pistoletem. Miłosierny dotąd Paweł kopnął ją i pistolet upadł
na trawÄ™.
Rzeczywiście, gazowy powiedział nie bez ulgi mój towarzysz podnosząc go i
repetując. No, wyłazić, który może! krzyknął do wnętrza audi. Tylko bez numerów.
Drugi raz w jego oczach zobaczyłem metaliczny blask. Jak wtedy, podczas pościgu za
bandziorami, gdy mówił: Oni już nasi!
Kierowca audi uznał, że bezpieczniej będzie zemdleć. Trzech jego mniej lub więcej
poturbowanych kumpli przycupnęło posłusznie przy wraku, nie spuszczając z Pawła pełnych
nienawiści, ale i lęku oczu.
Ech westchnął Paweł, patrząc na swą zarytą w pół nasypu biało-czerwoną piękność
nie dość, że cały przód do wymiany, to i tym głupim zrywem zatarłem silnik, jak mi to pan
wykrakał rano!
Ale przecież dopadłeś tych drani! zdziwiłem się.
Tak, no... niby dopadłem uśmiechnął się swym nieco nieśmiałym uśmiechem ale co
ja teraz dam Andrzejowi za zdaną maturę? Tak się chłopisko uczy, tak stara... No nic, trzeba
obejrzeć tego klienta, bo może coś mu się naprawdę stało przyklęknął przy leżącym
bandycie.
Niezbadane są drogi, którymi chadza miłosierdzie!
Tego dnia położyłem się wcześniej do łóżka, aby odespać zarwane przy pracy noce, ale
sen nie nadchodził, jakby odstraszany panującym w mej kawalerce gorącem. Nie pomagało
otwarcie okna; rozpalone długim upalnym dniem mury Starego Miasta buchały żarem.
Zamiast senności czułem nieokreślony lęk czy też niepokój. Zapaliłem papierosa i wstałem z
łóżka. Podszedłem do okna. Uliczka w dole była pusta. Tylko jezdnią przeszły dwa ocierające
się o siebie koty. Usiadły pod latarnią i zaczęły lizać łapki.
Wtedy za moimi plecami zadzwonił telefon. Sięgając po słuchawkę zerknąłem na
zegarek. Zbliżała się północ.
Tak, słucham?
To ja, Tomaszu... odezwał się cichy, napływający z wielkiej oddali, głos.
Przepraszam, ale nie poznajÄ™. Kto?
Jakiemuś idiocie na żarty się zebrało! pomyślałem ze złością, przysuwając
popielniczkÄ™.
Waldek. Waldek Batura. Kojarzysz? zaszemrała ni to z ironią, ni to z lekką pretensją
słuchawka.
Przepraszam, ale głos tak ci się zmienił. Do niczego te nasze telefony. Co cię, a raczej
twój głos, sprowadza o tak dziwnej porze? przyznaję, że telefon od przeciwnika
zaintrygował mnie.
Każda pora jest dobra, by się pożegnać. Zwłaszcza, gdy się żegna na długo...
Ciekawe! Batura zapragnął się ze mną pożegnać?! Czyżby chciał uśpić moją czujność, bo
szykuje jakiś superskok? No, porozmawiajmy sobie! Może się z czegoś niechcący wygada!
Uciekasz z kraju, przenosisz gdzie indziej swoją złodziejską robotę czy cię przymknęli
na parę lat? Ale o tym to bym wiedział. Zresztą trudno telefonować zza kratek.
Może i to bym potrafił usłyszałem urwany śmiech. Przecież wiesz, że dużo
potrafię... potrafiłem...
Więc? zaciągnąłem się aresem.
Nie zamykają mnie, Tomaszu... i nie uciekam, bo przed tym nikt uciec nie może. Idę na
wielką wolność...
Jeśli to naprawdę wielka wolność, to czemu przed nią chciałbyś uciec? rozparłem się
w fotelu.
Ja... umieram.
Głupie żarty!
SprawdzÄ™, jak to naprawdÄ™ z twoim umieraniem!
Ech, Tomaszu, niewierny jak twój patron... kpinę w głosie tłumił smutek. Myślisz
teraz, co ten Batura kombinuje. %7łe trzeba będzie go sprawdzić, otoczyć specjalną opieką ...
Poczułem, że ogarnia mnie wstyd. Ten cichy, daleki głos... Zrozumiałem nagle, że nie
kłamie. Ale walczyłem z nim dalej, na przekór sobie:
Umierasz? Dzwonisz więc chyba do mnie po to, aby się swoiście wyspowiadać,
zdradzić kontakty, wspólników...
Drogi mój! Zapominasz, z kim rozmawiasz! głos nabrał nieoczekiwanej mocy.
Wciąż jeszcze jestem Waldemar Batura. Najlepszy w tym kraju, a może i jeden z lepszych w
Europie specjalista od kradzieży dzieł sztuki!
Który to spec dostał parę razy po łapach od skromnego urzędnika! mimo woli też
podniosłem głos. Czego więc teraz chce od niego?
Waldek milczał przez chwilę. Gdy się odezwał, mówił jeszcze ciszej:
Pożegnać się... pauza. A może też i przyznać mu, że naprawdę jest dobry w swoim
fachu... milczenie jeszcze dłuższe. I... głos walczył sam ze sobą niech takim zostanie...
Szkoda tylko, że już nigdy...
Waldek, co się stało?! drżącą ręką sięgnąłem po nowego papierosa.
Tak mało miejsca jest na naszym kochanym świecie... cichy głos mówił ni to do mnie,
ni to do siebie. Jeśli jedno miejsce będą chciały naraz zająć dwa samochody, to wypadek;
jeśli góra lodowa i Titanic , to katastrofa, o której pamiętają ludzie przez stulecia; jeśli
pocisk i Waldemar Batura, to ten drugi powinien ustąpić... wyprzedzić... Nie zdążyłem. Już
nie ten refleks. To smutne poczuć się przed śmiercią powolnym, starym; nie odejść w pełni
młodości, jak wybrańcy bogów...
Nie błaznuj... powiedziałem, aby powiedzieć cokolwiek i zagłuszyć nagłą ciszę.
Zatrzymałem się w biegu... znów zabrzmiały powolne słowa a ona biegnie... nie, już
nie biegnie, a tylko pełznie, aż...
Jaka: ona?
Kula, którą wystrzelił jakiś bydlak. Nawet nie wiem, kto... %7łebym wiedział, już ja
bym... usłyszałem złość dawnego, w pełni sił, mego przeciwnika. No dobrze, nie ma co
się mazać czy wściekać. Jest jak jest! Czyli, tłumacząc najprościej, to draństwo ugrzęzło mi
gdzieś w kręgosłupie i pozwala uprzejmie jeszcze żyć przez jakiś czas. Krótki czas.
Nie przesadzasz? próbowałem, chciałem być twardy. Przecież dzwonisz do mnie,
rozmawiasz... Co na to lekarze? Czyżby ciebie, zawsze bogatego, w tej najważniejszej chwili
nie stać było na porządnego fachowca?
Ależ stać mnie, stać... cichy śmiech klinika na Szaserów to nie byle szpitalik, a jej
neurochirurdzy to nie byle łapiduchy! Lecz właśnie oni powiedzieli mi to, co ja tobie przed
chwilą: krótki czas. W sam raz, by pogadać. Chyba, że panna Ela, która była uprzejma
wykręcić twój numer i trzyma mi słuchawkę, straci cierpliwość...
To straszne... zająknąłem się nigdy nie myślałem, że tak będziemy się... rozstawać...
Znów zaśmiał się Waldek sprzed lat:
Marzyłeś, że odprowadzisz mnie za kratki, co?
%7Å‚achnÄ…Å‚em siÄ™:
[ Pobierz całość w formacie PDF ]