[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nieznajomego. Liczyłem w duchu, \e zniecierpliwiony opuści kryjówkę i ruszy w ślad za mną. Lecz
przez kwadrans nic się nie wydarzyło.
Minęło dwadzieścia minut, a obserwator się nie zjawiał.  Boi się, \e idąc za mną, natknie się
na mnie - rozwa\ałem zaniepokojony.  Albo czeka cały czas za krzakiem głogu. A mo\e ju\
dawno odjechał?
Nie wróciłem tą samą drogą. Wybrałem szlak przez niedostępne chaszcze, oddalając się od
Wisły. Chciałem zajść obserwatora od tyłu, co znaczyło pokonać trudny i podmokły teren.
Zatoczyłem spory łuk, brudząc sobie nie tylko ubranie, ale i buty. Jak na złość zaczęło padać.
Deszcz miał jednak tę zaletę, \e zagłuszał odgłosy towarzyszące mojej wędrówce przez
niedostępny teren.
I wreszcie ujrzałem schowany w krzakach samochód. Ford focus na prywatnych numerach
rejestracyjnych. Za kierownicą siedziała kobieta, nieświadoma obecności za plecami tego, kogo
jeszcze nie tak dawno śledziła. Zniecierpliwiona moim zniknięciem, postanowiła schronić się w
samochodzie i z ukrycia obserwować drogę prowadzącą na brzeg Wisły. Na jej miejscu uczyniłbym
chyba podobnie.
Bezszelestnie podkradłem się do forda i zapukałem w boczną szybę od strony pasa\era.
Kobieta drgnęła, wręcz podskoczyła na siedzeniu, i o mało nie uderzyła głową w dach.
Wbiła we mnie swoje przera\one oczy.
- Dzień dobry, pani komisarz - pozdrowiłem ją filuternie.
Przez chwilę patrzyliśmy sobie w oczy i wreszcie ona szybko się opanowała. Wyskoczyła z
forda. Kiedy podawaliśmy sobie ręce, była ju\ sobą - kobietą zasadniczą, nieco chłodną i lubiącą
22
przejawiać w kontaktach z bliznimi inicjatywę. Była świe\ym narybkiem policji, nowym gatunkiem
oficera śledczego, wszechstronnie przygotowaną do słu\by policjantką, młodym i wysportowanym
detektywem. I co tu ukrywać - kobietą atrakcyjną, choć daleko jej było do klasycznej piękności.
Emanowała z niej zdrowa energia. Oczy zdradzały inteligencję, odwagę i resztki młodzieńczej
zapalczywości. Ubierała się po męsku. Miała te\ wspaniałe, lśniące włosy koloru ciemno-blond,
które często spinała z tyłu głowy w koński ogon. I ten śliczny dołeczek na brodzie!  Kobieta w
męskim stroju - pomyślałem ze smutkiem.  Uprawiająca męski, brutalny zawód. Ciekawe,
dlaczego wybrała karierę policyjnego detektywa?
- Przestraszył mnie pan - próbowała się uśmiechnąć.
- Och, przepraszam, przechodziłem przypadkiem.
Przez chwilę się zastanawiała.
- No, dobrze - westchnęła cię\ko. - Postanowiłam sprawdzić, jak bardzo się pan zaanga\ował
w sprawę i dlatego pojechałam za panem a\ tutaj. Bo wczoraj w komendzie za du\o panu
powiedziałam i...
- Mam prośbę - wszedłem jej w słowo.
- Tak?
- Czy mo\emy mówić sobie po imieniu?
- Niech zostanie tak jak jest - odpowiedziała po głębokim namyśle. - To ułatwi nam pracę i
pozwoli uniknąć nieporozumień.
Nie wyjaśniła o jakie  nieporozumienia jej chodzi.
- Czyli nie ma mowy, \eby dała się pani namówić na poranną kawę? - nie dawałem za
wygranÄ….
- Kawa to co innego.
Zanim opuściliśmy brzeg Wisły, zaszliśmy jeszcze bli\ej wody, gdzie podzieliłem się z panią
podkomisarz moimi spostrze\eniami dokonanymi pod olszyną. Po kwadransie siedzieliśmy ju\ w
ciepłym i czystym wnętrzu stacji benzynowej, w części wydzielonej na bufet. Podawana tam kawa
była pyszna i co najwa\niejsze gorąca.
- Nie wiem, co sądzić o sprawie Magdy Kamińskiej - przyznała policjantka. - Lada chwila
dziewczyna powinna odzyskać mowę...
- Skąd ta pewność? - zapytałem.
- Tak twierdzi psycholog policyjny. Zanim to nastąpi, jesteśmy zdani na siebie... to znaczy,
chciałam powiedzieć... na własne siły. Wczoraj nie powiedziałam panu, ale Magda ma potłuczoną
głowę. Nie widać tego dobrze, bo ranę zasłaniają włosy, ale zanim upadła na brzeg, uderzyła głową
o coś jeszcze. Lub to coś uderzyło ją w głowę. To nie był pień drzewa.
- Zrobił to człowiek? - popatrzyłem na nią przera\onym wzrokiem.
- Bił nie ręką, a czymś twardym. Dwa uderzenia zdolne powalić dorosłego i sprawnego
mę\czyznę. Stę\enie narkotyku we krwi Magdy było tak du\e, \e dziewczyna mogła zejść z tego
świata. Na miejscu wypadku znalezliśmy igłę ze strzykawką, a w niej resztki heroiny, którą się
rzekomo naszprycowała.
- Pani nie wierzy, \e zrobiła to sama. Dlaczego?
- Na strzykawce nie ma odcisków palców. To dziwne, prawda?
- Tak, bardzo. Bo jak niby zrobiła sobie zastrzyk? W rękawiczce?
- Nie miała ich na rękach, nigdzie takowych w pobli\u nie znalezliśmy, a więc wniosek jest
jeden: ktoś chciał jej  pomóc w przeniesieniu na tamten świat. Kiedy skończył, wytarł swoje
odciski palców na strzykawce, zapominając o odciskach ofiary. Facet był albo bardzo
zdenerwowany, albo nie myśli.
23
- Dlaczego zakładamy, \e był to mę\czyzna?
- Czy mam podać panu statystyki? Najwięcej przestępstw dokonują właśnie mę\czyzni.
Chyba siÄ™ pan nie obrazi?
- Nie obra\am się na fakty. Tylko \e jeszcze ich nie poznaliśmy. Faktów. Tych konkretnych
faktów dotyczących sprawy Magdy Kamińskiej.
Uśmiechnęła się tylko pod nosem.
- A ślady butów na brzegu? - zapytała mnie. - Zdaje się, \e nale\ą do niedoszłego mordercy.
To męskie obuwie.
- Wykluczyć nie mo\emy - przyznałem jej rację. - Tylko \e mógł je zostawić ktokolwiek.
Przed lub po incydencie.
Nasza rozmowa nie wniosła do sprawy niczego odkrywczego, więc na koniec opowiedziałem
jej o wizycie w antykwariacie.
- Ju\ o tym wiemy - powiedziała. - Właściciel antykwariatu zadzwonił do nas, zgodnie z
pańską sugestią. Na przyszłość jednak proszę informować mnie o pańskich planach. To moje
śledztwo i chcę o wszystkim wiedzieć du\o wcześniej.
- Czy nadal upiera się pani, \e Magda włóczyła się z grupą ćpunów? - zapytałem.
- To jest wersja robocza. Widział pan jej ręce? Te ukłucia...
- Nie widziałem.
- Mo\e dlatego. Dziesiątki starych i nowych śladów. To wszystko wyjaśnia. Kradzie\ z domu
cennych przedmiotów to klasyczny sposób postępowania narkomanów. Sprzedają za bezcen ka\dą
rzecz, w zamian za  towar .
- Tylko \e to nie Magda sprzedawała mapę.
- W grupie narkomanów, widać, doszło do konfliktu. Magda musiała się im czymś narazić.
Postanowili jej się pozbyć, pozorując przypadkową śmierć nad Wisłą. Kto wie, jak naprawdę było z
mapÄ… i sztyletem.
- Z kordzikiem - poprawiłem ją.
- Zgoda. Jak tylko dziewczyna zacznie mówić, dowiemy się wszystkiego. Proszę ju\ więcej
nie nachodzić pacjentki w szpitalu, szczególnie po ostatnim incydencie. Magda doznała szoku po
tych pańskich pytaniach.
- Rozumiem - skruszałem. - Ale dzięki temu wiemy, \e symbol wę\a zle się dziewczynie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • apsys.pev.pl