[ Pobierz całość w formacie PDF ]

punktów. Jak dziecko. Samantha nie miała ochoty się włączać do tej
59
RS
gry. Owszem, przez chwilę zależało jej na tym, żeby być górą, ale
tylko dlatego, że książę nieustannie ją poniżał, ciągle dawał jej odczuć
swą wyższość, jakby ona nie miała żadnej wartości. Zresztą może dla
niego rzeczywiście nie miała.
Podjechali na tyle blisko do obozowiska, że widać już było
lśniącą w blasku księżyca powierzchnię niedużego jeziorka leżącego
pod skalnym nawisem. Już raz widziała to miejsce, kiedy po raz
pierwszy przyjechała tu obejrzeć zródło rzeki. Było tu tak pięknie, że
samo patrzenie było przyjemnością. Tylko głupiec mógłby się
gniewać w obliczu takiego cudu...
- yródło tej wody musi bić pod spodem - usłyszała swój własny
pełen zachwytu głos.
Vere się jej przyglądał. Wyglądała, jakby ją zaczarowała magia
maleńkiej oazy.
Odwrócił wzrok. Jako dziecko też się zachwycał tym jeziorkiem.
Uważał, że to magiczne miejsce, choć Draksa, praktycznego i mocno
stąpającego po ziemi, interesowało wyłącznie nurkowanie. Koniecznie
chciał się dowiedzieć, skąd dokładnie wypływa zródło.
Rodzice stanowczo się temu sprzeciwiali, uważając, że to zbyt
ryzykowne przedsięwzięcie. Ojciec im oświadczył, że zródło znajduje
się pod kamieniami i że wydobywa się stamtąd pod ogromnym
ciśnieniem.
Ogromnym jak jego pociąg do tej kobiety, nad którym nie umiał
zapanować. Wbrew wszystkiemu co leżało w jego najlepiej pojętym
interesie, wbrew interesowi jego ludu, Vere jej pragnÄ…Å‚!
Zacisnął obie dłonie na kierownicy i dodał gazu.
60
RS
ROZDZIAA SZÓSTY
Samantha rozgościła się w wygodnym namiocie. To że ona i
książę byli jedynymi mieszkańcami obozowiska, miało również swoje
dobre strony. Choćby spokój i ciszę, które Samantha bardzo sobie
ceniła.
Książę oświadczył jej, że ma być gotowa do wyjazdu o
pierwszym brzasku, a więc teraz powinna już spać. Ona jednak
usiadła na podłodze namiotu i włączyła komputer.
Miała przejrzeć wyniki swoich badań dotyczących zmiany biegu
rzeki, żeby rano móc zdać księciu sprawę ze swych spostrzeżeń, ale
znów się nie mogła powstrzymać i wyszukała znaną już sobie dobrze
stronę o Dhurahnie i jego władcy.
Tłumaczyła sobie, że wcale nie chodzi o naiwne fantazje kobiety
zauroczonej mężczyzną, który jej nie chce. Po prostu powinna jak
najwięcej wiedzieć o człowieku, który traktuje ją z góry i z wyrazną
niechęcią, a z którym przyszło jej współpracować.
Zdumiała się, gdy trafiła na wzmiankę, którą przedtem jakoś
przeoczyła. Napisano tam, że władca Dhurahnu książę Vereham al
a'Karim bin Hakar ma młodszego brata. Znalazła jeszcze kilka
dodatkowych informacji o rodzinie panującej Dhurahnu. Na przykład
taką, że geny Beduinów mieszały się w książętach z francuską i
irlandzkÄ… krwiÄ… prababki i matki.
Zastanawiała się, jak ktoś tak przywiązany do tradycji plemion
arabskich radzi sobie z mieszanką kultur płynącą w jego żyłach. Czy
61
RS
one się w nim kłócą, czy się jakoś ze sobą dogadują? Ciekawe, jakie
kobiety interesują kogoś takiego? Jego dzieci na pewno będą śliczne...
Zrobiło jej się smutno, gdy sobie pomyślała, że na pewno nie
ona mu te dzieci urodzi. A potem się przeraziła własnych myśli i
pragnień. Owszem, chciała kiedyś w przyszłości mieć dzieci, chciała
je mieć z człowiekiem, z którym się zdecyduje spędzić resztę życia.
Nigdy jednak nie myślała o macierzyństwie w kontekście konkretnego
mężczyzny. A skoro teraz stało się inaczej, to co to może oznaczać?
No cóż, wnioski nasuwały się same. Skoro myślała o rodzeniu
dzieci temu mężczyznie, to oznaczało to tylko i wyłącznie to, że się w
nim zakochała.
W zasadzie niemożliwe, a jednak się stało. To idiotyczne, żeby
się zakochać w kimś od jednego spojrzenia, a choćby nawet od
jednego pocałunku. Zwłaszcza jeśli ten ktoś w zamian nie kryje
niechęci, a wręcz pogardy.
Nie rozumiała, jak to się mogło stać. Była osobą rozsądną,
twardo stąpającą po ziemi i nie wierzyła w takie wierutne bzdury jak
miłość od pierwszego wejrzenia. Była święcie przekonana, że miłość
rozwija siÄ™ powoli, dojrzewa stopniowo, w miarÄ™ jak dwoje ludzi
poznaje się coraz lepiej. Miłość to...
Właśnie się okazało, że nic na ten temat nie wie. Dopiero teraz,
kiedy się przekonała, jak to jest z tą miłością, szczerze pożałowała, że
dano jej poznać prawdę.
Minęła północ. Vere podniósł głowę znad map, które Drax mu
przesłał pocztą elektroniczną. Stara mapa pochodziła z czasów tuż po
I wojnie światowej, kiedy Imperium Otomańskie zostało
62
RS
rozparcelowane na malutkie kawałki. Pradziadek Vere'a i Draksa
otrzymał tę mapę mniej więcej w tym samym okresie, kiedy się starał
o rękę córki brytyjskiego dyplomaty. Na mapie zaznaczono granice
kilku państw arabskich, w tym także Dhurahnu. Zaznaczono tam także
bieg rzeki w korycie, w którym płynęła od wieków.
Obok tamtej najstarszej mapy leżała nowsza, zrobiona zaledwie
kilka miesięcy pózniej. Zaznaczono na niej te same granice w
identycznym kształcie, ale rzeka płynęła nieco inaczej, choć na
obydwu mapach znajdowała się w granicach Dhurahnu i to w sporej
odległości od obu ościennych państw.
Sęk w tym, że emir mógł wykorzystać tę zmianę i przysporzyć
Dhurahnowi poważnych kłopotów. Przecież wystarczy powiedzieć, że
skoro już raz coś zostało zmienione i nikt się o tym nie dowiedział, to
nic nie stoi na przeszkodzie, żeby taką operację powtórzyć, tyle że
tym razem zrobić coś, co ma znaczenie dla regionu, i też pozostawić
to w tajemnicy. W realiach kultury Bliskiego Wschodu wiązałoby się
to z całkowitą utratą zaufania, a co za tym idzie, z poważnymi
kłopotami.
Ciekawe, ile emir zapłacił tej McLellan, zastanawiał się Vere.
Nawet jeżeli bardzo dużo, musi być przekonany, że zrobił dobry
interes. Sprytnie to sobie wymyślił, że przekupił właśnie kartografa.
Wystarczyło odrobinę przesunąć istniejącą granicę, co wcale nie było
trudne. Tę drobną korektę można by było złożyć na karb przemian,
jakie przez pół wieku zaszły na piaszczystym terytorium ziemi
niczyjej. Na pewno się nie spodziewał takiej gratki jak rzeczywista
63
RS
zmiana biegu rzeki. Ten drobny z pozoru fakt może nadać znaczenie
wszelkim możliwym żądaniom emira.
Vere mógłby także zapłacić tej kobiecie za milczenie w sprawie
rzeki, mógłby nawet przebić stawkę emira, jednakże obaj z Draksem
ustalili, że tego nie zrobią. Przede wszystkim dlatego, że w ten sposób
sami poddaliby w wątpliwość swoje prawo do rzeki. Poza tym nie
chcieli rządzić swoim krajem takimi nieuczciwymi metodami.
Vere wstał i wyszedł z namiotu, żeby zaczerpnąć chłodnego
nocnego powietrza. Zauważył, że w sąsiednim namiocie nadal pali się
światło. Panna McLellan powinna już dawno spać. Przecież wie, że
musi wstać o świcie. A może śpi, tylko zapomniała zgasić lampy?
Przyzwyczajenie jest drugą naturą człowieka. Ojciec nieustannie
przypominał Vere'owi i Draksowi o niebezpieczeństwach, jakie mogą
wyniknąć z pozostawienia w namiocie niepilnowanej palącej się
lampy oliwnej. W rzeczywistości nie było powodu do obaw, ponieważ
paląca się lampa była zasilana prądem z generatora, ale Vere wolał ją
wyłączyć, niż przez całą noc nie zmrużyć oka.
Gdy wszedł do jej namiotu, Samantha siedziała na podłodze
wpatrzona w ekran komputera.
Nie domyśliła się jego obecności. Patrzyła w ekran, choć tak
naprawdę niczego nie widziała. Zmagała się ze swymi niemożliwymi
do pojęcia uczuciami. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • apsys.pev.pl