[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nim głębokie zrozumienie. Po krótkim wahaniu zapytała:
- Dlaczego?
- Ponieważ, moim zdaniem, masz w rękach najpotężniejszą broń. Jedyną broń
skuteczną. - Starsza pani poprawiła się na fotelu i spojrzała na Lucindę przenikliwym
wzrokiem. -Pytanie jednak, czy masz dość odwagi, by się nią posłużyć?
Lucinda przez dłuższą chwilę wpatrywała się w swoją gospodynię, a potem
przeniosła wzrok na rozciągający się za oknem ogród. Em obserwowała tę szczupłą,
urodziwą kobietę, siedzącą ze złożonymi na kolanach rękami, ze spokojnym i
nieprzeniknionym wyrazem twarzy i nieobecnym spojrzeniem Å‚agodnych, niebieskich
oczu.
- Lak - powiedziała Lucinda spokojnie i stanowczo, powracając do
rzeczywistości. - Mam dość odwagi.
Em uśmiechnęła się zachwycona.
- Zwietnie! Pierwszą rzeczą, jaką musisz zrozumieć, jest to, że on się będzie ze
wszystkich sił opierał. Nie będzie potulny. Tego nie możesz się po nim spodziewać.
Lucinda zmarszczyła brwi.
- Więc będę musiała pogodzić się z dalszą... - tym razem to ona szukała
odpowiedniego słowa - niepewnością?
- Bez wątpienia - odrzekła Em. - Ale będziesz musiała uparcie dążyć do celu. I
uparcie realizować swój plan.
- Plan? - zapytała Lucinda zdziwiona.
Em kiwnęła głową potakująco.
- Rzucenie Harry'ego na kolana będzie wymagało subtelnej kampanii.
Lucinda nie mogła powstrzymać uśmiechu.
- Rzucenie go na kolana?
Starsza pani popatrzyła na nią z wyższością.
- Oczywiście.
Lucinda przyglądała się swojej nieprzewidywalnej gospodyni z przechyloną
na bok głową.
- A co masz na myśli mówiąc subtelna"?
- No cóż. - Em usiadła wygodniej. - Na przykład...
- Dobry wieczór, Fergusie.
- Dobry wieczór panu.
Harry pozwolił kamerdynerowi ciotki uwolnić się od płaszcza, po czym
wręczył mu rękawiczki.
- Czy mój brat jest tutaj? - zapytał i spojrzał w lustro wiszące nad stolikiem z
pozłacanego brązu.
- Pan Gerald przybył pół godziny temu. Swoim nowym faetonem.
Harry uśmiechnął się.
- Który jest jego ostatnim osiągnięciem.
Poprawił nieznacznie śnieżnobiały krawat.
- Pańska ciotka będzie zachwycona, widząc pana.
Oczy Harry'ego napotkały spojrzenie Fergusa w lustrze.
- Nie mam co do tego wątpliwości. - Opuścił powieki, ukrywając wyraz oczu.
- Kto jeszcze jest tutaj?
- Sir Henry i lady Dalrymple, państwo Moffat, pan Butterworth, pan Hurst
oraz panny Pinkerton. - Harry stał nieporuszony z nieprzeniknionym wyrazem
twarzy, a Fergus dodał: - No i oczywiście pani Babbacombe z panną Babbacombe.
- Oczywiście.
Odzyskując zakłócony na chwilę spokój ducha, Harry poprawił szpilkę u
krawata, a następnie ruszył w stronę drzwi salonu.
Fergus, otworzywszy te drzwi, zaanonsował go i Harry wszedł.
Jej oczy natychmiast spotkały się z jego oczami - nie była wystarczająco
doświadczona, by ukryć swą spontaniczną reakcję. Rozmawiała właśnie z panem
Hurstem, dżentelmenem, którego, jak podejrzewał Harry, Em od dawna chciała
wyswatać. Harry zatrzymał się w drzwiach.
Lucinda powitała go uśmiechem - swobodnym i grzecznym - po czym
powróciła do rozmowy z panem Hurstem.
Harry po krótkim wahaniu podszedł swobodnym krokiem do ciotki odzianej w
królewską purpurę i siedzącej na jednym końcu szezlonga.
- Witam, droga ciociu - powiedział, skłoniwszy się elegancko nad jej dłonią.
- Zastanawiałam się, czy przyjedziesz.
Na twarzy starszej pani pojawił się tryumfalny uśmiech. Harry zignorował go.
Skłonił się damie, która siedziała na drugim końcu szezlonga.
- Pani Moffat, witam paniÄ….
Znał wszystkich gości, których Em łaskawie zaprosiła, tylko po prostu nie
spodziewał się, że ich tu zastanie. Dzisiaj był ostatni wieczór sezonu wyścigów. Na
drugi dzień, po porannej gonitwie, wszyscy dżentelmeni mieli powrócić do domów.
To, że ciotka zaprosiła go na kolację, nie było niczym nadzwyczajnym, jednak on
długo się zastanawiał, zanim przyjął zaproszenie. I tylko fakt, że pani Babbacombe
miała wkrótce powrócić do Yorkshire, a on do Lester Hall w Berkshire, sprawił, że to
uczynił. Ten fakt, a także pragnienie ponownego nacieszenia się jej widokiem, oraz
spojrzenia w zamglone błękitne oczy - po raz ostatni.
Spodziewał się, że zasiądzie do stołu z ciotką, bratem oraz mieszkającymi u
ciotki gośćmi - i nikim więcej. Teoretycznie to, co tu zastał, powinno było go
uspokoić. Jednak nie uspokoiło, a wprost przeciwnie.
Skłoniwszy się i objąwszy pospiesznym spojrzeniem głowę pani Babbacombe,
skierował się ku sir Henry'emu Dalrymple, który rozmawiał właśnie z panem
Moflfatem. Gerald znajdował się koło okna, a obok niego Heather Babbacombe.
Oboje rozmawiali z lady Dalrymple. Panny Pinkerton, dwie stare panny po
trzydziestce, gawędziły z panem Butterworthem, który był sekretarzem sir Henry'ego.
Spojrzenie Harry'ego zatrzymało się na Lucindzie ubranej w błękitną
jedwabną suknię i prowadzącej ożywioną rozmowę z panem Hurstem. Lucinda
jednak nie dała znaku, że poczuła na sobie jego wzrok.
- A, Lester. Przypuszczam, że przyjechał pan na wyścigi?
Tymi słowy powitał Harry'ego rozpromieniony sir Henry.
- Bo cóż by innego mogło skłonić pana do przybycia w te strony? - zauważył
[ Pobierz całość w formacie PDF ]