[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dopisek na dole zaproszenia. Proszę, przyjedz", dopisał Carson.
Od pięciu dni, odkąd zaproszenie przyszło pocztą, nieustannie wyrzucała sobie
słabość charakteru. Bo te skromne dwa słowa sprawiły, że się zgodziła. Wystarczyło,
że Carson o coś ją poprosi, a ona gnie się, mięknie, płonie.
To prawie tutaj, szepnęła do siebie.
- Nie martw się, Beth, jesteśmy z tobą - powiedział Albert. Bracia nalegali, by z
nią jechać, a ona tym razem nie protestowała. W tej sytuacji potrzebowała ich
wsparcia, choć wiedziała, że jej serca nie ochronią.
- Wiem, dziękuję wam - odpowiedziała, nie przerywając marszu.
Na szczycie wzgórza na wprost nich wznosił się hotel, wysoki i piękny. Obok
rozpięto namiot, w którym czekała rodzina Banicków, a przed nim, wpatrzony w
ziemię stał Carson. Jego ciemne włosy rozwiewał wiatr.
Pod Beth ugięły się kolana. Roger podtrzymał ją za ramię. Carson ruszył w jej
stronę. Popatrzył na braci i wyciągnął do niej rękę.
- Beth - powiedział, a ona bezwolna jak marionetka podała mu dłoń. Razem
pokonali resztÄ™ drogi.
Na szczycie Carson zwrócił się do zebranych.
- Pewnie zastanawiacie się, po co was wezwałem.
92
S
R
- To dziwaczny pomysł - odezwała się Deirdre. - Jest za wcześnie na oglądanie
hotelu. Zazwyczaj, nie organizujemy czegoś takiego, a sam budynek... jest zupełnie
inny od naszych hoteli. Nie mam pojęcia, co ty wyprawiasz. Gdyby Patrick się tym
zajÄ…Å‚...
- Mamo - przerwał jej Patrick - daj mu skończyć.
- Niech chłopak mówi - dodał ojciec.
Carson nie krył zdziwienia. Beth domyśliła się dlaczego: ojcu rzadko się zdarzało
sprzeciwiać się matce. Potem wymienił porozumiewawczy uśmiech z Patrickiem.
Serce Beth ścisnęło się znowu, tym razem z radości. Choć tyle dobrego wyniknęło z jej
znajomości z tą rodziną.
- Masz rację, mamo - ciągnął Carson. - To nie jest klasyczny budynek Banicków.
Ale wciąż jest to luksusowy ośrodek, w którym najważniejsze są wygoda i rozrywka
gości. Ale jest wiele różnic, wspaniałych różnic. To połączenie planów Patricka, moich
i Beth. Uważam, że rezultat jest imponujący i stanowi głównie jej zasługę. Dlatego
nadamy hotelowi nazwę Bethany", aby uczcić Beth i moje uczucia do niej.
Miała wrażenie, że stado ptaków zerwało się do lotu. Rozejrzała się niepewnie
wokół. Speszeni bracia przestępowali z nogi na nogę. Patrick podniósł kciuk i
uśmiechnął się. Potem popatrzyła na rodziców Carsona. Ojciec miał twarz nie-
odgadnioną, lecz Deirdre nie ukrywała wzburzenia. A Carson patrzył wprost na Beth.
Nie wiedziała, co myśleć. Co on próbuje wyrazić, oprócz tego, że docenia jej
pracÄ™?
- To absurd - zabrała głos Deirdre. - Nazwać hotel imieniem kobiety? To
podobne głupstwo, jak gdybyś sobie wytatuował jej inicjały na ramieniu. Jeśli zmienisz
zdanie i rozstaniesz siÄ™ z niÄ…, wyjdziesz na idiotÄ™.
- Przestań, mamo - odrzekł Carson. - Nie mów czegoś, czego oboje będziemy
potem żałować.
- Nie mieszaj w to Beth - odezwał się Steve ostrzegawczym tonem. - Jeśli zrobisz
dziś coś, co jej się nie spodoba, będziesz miał do czynienia z nami.
- Dobrze wiedzieć. Cieszę się, że Beth ma takich czujnych ochroniarzy, ale w
razie gdybyście dotąd nie zauważyli, ona świetnie radzi sobie sama. Z każdym
przeciwnikiem. I to jest cecha, którą podziwiam w niej najbardziej.
Oczy Beth zaszły mgłą. Czy Carson chce pokłócić się dziś z każdym? Po co?
Dlaczego opowiada to wszystko?
- Sprowadziłem was tutaj, bo nie chcę, żeby potem ktokolwiek się dziwił - rzekł
Carson do swej rodziny. - Kocham Beth i jest mi przykro, jeśli czujecie się z tym zle
93
S
R
albo jeśli to krzyżuje wasze plany co do mojej przyszłości. Ona ma więcej charakteru,
pasji i serca niż jakakolwiek inna kobieta. Uwielbiam ją.
Bracia Beth kręcili się niezręcznie, zdezorientowani. Nie mieli pojęcia, jak
potraktować tego rodzaju deklarację. Matka Carsona stała oniemiała. Jedynie Patrick
wyglądał na rozbawionego.
Jej ręce zaczęły dygotać. Serce waliło, strach ścisnął z taką siłą, że ledwie nad
nim panowała.
- Carson - powiedziała drżącym głosem. - Nie wiem, co tu się działo, odkąd
wyjechałam, ani przez co przeszła twoja rodzina, ale nie pozwolę ci poświęcić tego,
nad czym tak ciężko pracowałeś. Nie chcę być kolejnym środkiem, dzięki któremu
osiągasz cel. Ani przejawem twojego kolejnego buntu, twoją następną Emily.
Oczy zrobiły jej się okrągłe z gniewu i strasznego bólu. Słyszała szum, jaki
nastąpił po tym, co powiedziała, wiedziała, że każdy z obecnych koncentruje się na jej
osobie. Ale nie obchodziło jej to, nie poświęciła im nawet jednego spojrzenia.
Interesował ją tylko Carson, tylko jego odpowiedz miała znaczenie. Więc czekała na
niÄ….
Carson odnosił wrażenie, że stoi na wąskim moście, a po jego obu stronach zieje
nieskończona przepaść. Wiedział jedno: jeden fałszywy ruch i zginie.
Ale nie miał wyboru, mógł zrobić tylko jeden ruch, nieważne, dobry czy zły.
Fakt, że jest to głos jego serca, nie gwarantuje niczego. Jeśli Beth go nie zechce, musi
pozwolić jej odejść. Przełknął ślinę.
- To nie tak. Nie jesteś Emily. Nigdy nią nie byłaś. Ja jej nie kochałem, a ona
wiedziała o tym od początku.
Beth otworzyła usta, ale Carson nie pozwolił jej dojść do głosu. Tej rozmowy nie
można przedłużać w nieskończoność.
- Nie jesteś żadnym manifestem z mojej strony. Nigdy bym ci tego nie zrobił.
Nie obchodzi mnie, co myślą inni. Tylko ciebie tu widzę i tylko ty mnie interesujesz.
JesteÅ› wszystkim.
- Carson? - zapytała.
Nie wierzy mu, widział to.
- Do diabła, Beth - powiedział. - To ty zawsze twierdziłaś, że jeśli będę chciał
kiedyś poprosić kobietę o rękę, to muszę od niej żądać czegoś więcej niż tylko
pieniędzy czy nazwiska. A więc tu i teraz, Beth, proszę o rękę ciebie.
Patrzył jej przy tym prosto w oczy, ale widział, że nadal nie wierzy mu do końca.
Może już go nie chce. Może już go nie kocha.
94
S
R
[ Pobierz całość w formacie PDF ]