[ Pobierz całość w formacie PDF ]
a futryna pozostała na poprzedniej wysokości. . .
Ezergil! ryknÄ…Å‚ Ksefon, odwracajÄ…c siÄ™ do mnie.
Co, Ezergil? oburzyłem się. Czego znów chcesz ode mnie? Jak tylko coś się stanie, od razu Ezergil!
W szkole Ezergil, w domu Ezergil. . . Czy to moja wina, że nie patrzysz pod nogi?
Ksefon spojrzał na mnie gniewnie. Chyba nie uwierzył w moje usprawiedliwienia. Ciekawe, dlaczego? No
dobrze, przyznaję, że faktycznie to zrobiłem, ale czy to ma być powód, żeby mi nie wierzyć?!
Widząc oszołomiony wzrok kapłana, mrugnąłem do niego i zniknąłem we wnętrzu domu, zręcznie mijając
Ksefona, który wyraznie przygotowywał jakieś świństwo. Widząc, że w tej chwili nic z tego nie będzie, zaklął
przez zęby i pobiegł za mną.
Tak, chyba zaczyna się najciekawsza część. Strony pomyślnie oszukały siebie nawzajem. Zobaczymy, kto
kogo oszuka bardziej. Ech, życie jest piękne!
Rozdział 3
W domu malarza Ksefon próbował zrewanżować się za koryto. . . Cóż, jak był nieukiem, tak nim pozostał.
W gościach, w obecności anioła chciał podłożyć świnię temu, którego gospodarz zaprosił do swego domu
czy to nie idiota?! Rzecz jasna, świństwo wróciło do niego samego. Teraz zły, jak. . . ee. . . no, po prostu zły,
siedział w fotelu i patrzył na mnie jednym okiem; z powodu potężnego siniaka drugim patrzeć nie mógł.
Zdaje się, że ze wszystkich zebranych współczuła mu tylko Alona, ale ona się nie liczy, zawsze powtarzam, że
anioły są stuknięte.
Dziewczyna usiadła obok mnie w fotelu i teraz głaskała śpiącego na jej kolanach kotka.
Słuchaj szepnęła po co kazałeś mi tu przynieść tego kociaka?
Ja?
Ezergil!
No, co? Jak tylko coÅ›, zaraz Ezergil! Co to jest, napis na dropsach?
Ezergil!!!
Dobra, dobra. Ja już wszystko zrozumiałem. A ty jeszcze nie?
Co miałam zrozumieć?
Spójrz na Aloszę. On sam jest jak ten kotek, zagubiony i bezbronny, ale w każdej chwili gotów wysunąć
pazurki. Podaruj mu to zwierzÄ…tko, niech siÄ™ nim zaopiekuje. Teraz bardzo potrzebuje takiej lekcji: troski
o kogoś, kto cierpi jeszcze bardziej niż on. Może wtedy lepiej zrozumie ojca. Może nie będzie go tak surowo
osądzał.
Alona patrzyła na mnie ze trzy minuty. Pochłonięci cichą rozmową nie zauważyliśmy, że wszyscy zgroma-
dzeni uważnie nas obserwują.
Słuchaj, a nie myślałeś o tym, żeby zostać aniołem? spytała w końcu. Na pewno by ci się udało.
Ja? Aniołem?! Nie ma mowy! W tym waszym raju po miesiącu umarłbym z nudów! Nie, nie, jako diabłu
dobrze mi siÄ™ powodzi.
Ezergil!
Znowu? Dobrze, sza! Kończ te gadkie, lalka, bo już się frajerzy zebrali, zara będziem im kity żenić. . .
Ezergil!!! teraz już na głos. Zupełnie nie można z nią pożartować!
Skończyliście? zapytał złośliwie Ksefon. Zakochana para!. . .
Alona zaczerwieniała się, ja chyba też. Kiedy już opuszczę ten dom, Ksefon przestanie widzieć również na
drugie oko.
Skończyliśmy odparłem. A co, chcesz usiąść na moim miejscu?
Alona zrozumiała aluzję: uśmiechnęła się złowieszczo i na chwilę jej postać otoczyło znajome lśnienie.
Ksefon cofnął się przerażony, mamrocząc pod nosem coś o panu Wikientiju i stukniętym diable. Pewnie mówił
o sobie.
Rozsiadłem się wygodnie w fotelu i przymknąłem oczy.
Młody człowieku. . . odchrząknął kapłan. Siedział na kanapie obok Wiktora Nikołajewicza. Alosza
usiłował odsunąć się jak najdalej od ojca i w efekcie znalazł się obok oszołomionego malarza, który przysiadł
na starym kufrze, mrugając oczami. Zdaje się, że na razie nie będzie z niego żadnego pożytku; to wszystko
jest dla niego zbyt niespodziewane. Biedny. . . Może by tak zastosować terapię szokową? Zerknąłem na Alonę
i pomyślałem, że ona by tego nie pochwaliła, a ponieważ swoją dezaprobatę mogła wyrazić w bardzo różny
sposób, uznałem ryzyko za zbyt duże.
Zerknąłem na kapłana.
Rozumiem, że młody człowieku odnosiło się do mnie? Niech i tak będzie, stary człowieku.
Kapłan sposępniał.
Nie podoba mi się twój sposób zwracania się do mnie. . .
A mnie się nie podoba twój, zwłaszcza że mógłbyś być moim prawnukiem. Nazywam się Ezergil i myślę,
że nietrudno to zapamiętać.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]