[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Rodzaj silnych ziół. Oszukają twój organizm, lecz ryzykujesz życie.
Znasz waszego mistrza bardziej stwierdził, niż zapytał Iosif, unosząc się z wysiłkiem.
Znam, ale nie mogę cię z nim skontaktować. Chyba że ojciec wyrazi zgodę.
Punin znowu opadł na poduszkę. Nie odzywał się przez kilka minut. W tym czasie lekarz
spakował swoje rzeczy. Nagle rozległo się głośne pukanie i bez pozwolenia do pokoju wszedł
Emil. Zanim jednak napotkał na karcący wzrok doktora, zdążył przekazać zaskakującą
wiadomość.
Ktoś chce z tobą rozmawiać, Iosifie!
Punin skierował na niego zaskoczone spojrzenie.
To ten policjant! dodał ciszej Emil.
Policjant?! Skąd znał adres?!
Nie wiem.
Michał Kępiński nie czekał na zaproszenie. Minął olbrzyma i wszedł do środka. Emil
jeszcze spytał wzrokiem Punina, czy ma faceta wyrzucić, ale Iosif uspokoił go ledwie
zauważalnym gestem. Lekarzowi wyraznie nie podobało się, że policjant pozna jego twarz.
Czego pan chce? spytał z niepokojem Punin.
Mam dla pana wiadomość.
Dla mnie?! Od kogo?!
Nie wiem. Od kogoś, kto znał ten adres. Posłaniec, który mi to dał, prosił, abym
dyskretnie dostarczył kopertę. Wtedy już na zawsze uwolnię się od was i dacie mi spokój.
Iosif z trudem wyciągnął rękę po przesyłkę.
Dotrzymacie słowa? upewnił się policjant.
Punin pokiwał głową.
To żegnam. Kępiński wyszedł, nie podając nikomu ręki.
O co tu chodzi? spytał Emil, gdy niespodziewany gość zniknął na drzwiami.
Musisz zmienić adres zawyrokował lekarz. Jutro się tym zajmiemy.
Iosif otworzył kopertę i zaczął czytać. Na jego zmęczonej twarzy odmalowało się
przerażenie.
O mój Boże... Zaczął łapać nierównomierny oddech. Nie...
Ręka opadła mu na łóżko, zacisnął silnie powieki. Emil zauważył, jak ranny cały zaczyna
drżeć.
Co się stało?! zapytał wreszcie lekarz.
Pomożesz mi? Iosif jakby nie zwrócił uwagi na to, co doktor przed chwilą powiedział.
Zależy w czym.
Muszę natychmiast wracać do Chatillon.
Co się stało?! powtórzył lekarz.
Wybacz, nie mogę ci powiedzieć, ale pomóż mi!
Co ci jest potrzebne?
Samolot.
A gdzie jest twój?
WziÄ…Å‚ go Balea.
A kto to jest?
Nieważne... ktoś, komu ojciec bardzo ufa. Załatwisz mi samolot?
ZadzwoniÄ™, gdzie trzeba, ale nic nie obiecujÄ™.
Postaraj się. I przynieś mi te zioła.
Jeśli chcesz, abym ci pomógł, musisz mi powiedzieć cokolwiek, ci mnie przekona. Daj
mi jakiÅ› argument.
Muszę ratować... Punin ciężko oddychał.
Kogo ratować?!
Ojca i... nas wszystkich... nas wszystkich... Znów opadł na poduszkę.
Ciężko było zachować beztroskę, spacerując po przepięknym lesie dwadzieścia
kilometrów na zachód od Roskilde, gdzie cień i odgłosy wielkiej Kopenhagi ginęły już
bezpowrotnie, a czyste jak dziewicze zródło powietrze przepełniało płuca. Niedaleko, za
polaną, gdzie wśród urokliwych równin z rozsypanymi niczym klocki lego domkami panował
nieskażony i czysty spokój tak typowy dla krajów północy, stała kryjówka profesora
Eberharda Linka. Z bramy tej właśnie posiadłości jakąś godzinę temu wyjechał czarny, duży
saab z przyciemnianymi szybami, kierując się w stronę lotniska. Nie jechał nim jednak
profesor ani Aleksandra Sambierska, polska lekarka, której karierę przerwały wydarzenia
trudne do pojęcia przez zwykłego człowieka, lecz Krzysztof oraz tajemniczy mężczyzna,
który przyjechał po niego, by według planu zabrać Kapłana w miejsce, gdzie wszystko się
miało rozegrać.
Bogdan Wilecki, wybitny historyk kultury, etnograf, antropolog, arogant, buntownik i
podrywacz zrezygnował ze spaceru. Postanowił, że zostanie w domu i odpocznie, zanim
przyjdzie na niego kolej. Przemyśli, pokona w sobie sceptycyzm i nabierze gotowości.
Ola, spacerując z profesorem Linkiem po wspomnianym lesie, nie myślała o sobie. Ponad
wszelką wątpliwość była myślami z człowiekiem, którego poznała w szpitalu, gdzie leczy się
szaleńców i nieszczęśliwców o chorych umysłach, któremu tak długo nie ufała, którego
przecież nie umiała zrozumieć i którego bardzo kiedyś będzie jej brak.
Nie martw się powiedział profesor. Mogę ci mówić po imieniu?
Oczywiście.
On teraz jest naprawdę potężny. Góruje nad nimi pod każdym względem. Nam ciężko
nawet zrozumieć, co kryje jego umysł.
A zna pan jego historiÄ™?
Link uśmiechnął się uprzejmie.
Nikt nie zna jego historii.
Ale pana rodzina... przekazywaliście sobie przecież wiele opowieści.
Przeceniasz moich przodków, drogie dziecko. To, co wiem, jest kroplą w morzu.
Ola przez pewien czas szła w milczeniu. Wystawiła twarz do wiatru, co dało pewną ulgę
rozognionym z podniecenia policzkom, rumianym, pełnym kolorów.
Opowiadał mi niedawno historię o młodym wikingu, który zdradził swojego króla dla
kobiety odezwała się po chwili.
Nie grzeszy ten, kto grzeszy z miłości odparł profesor. Oscar Wilde.
A jednak zna pan tę historię. Lekarka zajrzała mu w oczy jak pacjentowi.
TÄ™ akurat tak.
Nie dokończył mi jej opowiadać. Chciałabym usłyszeć, czy ten wiking doświadczył
wreszcie spokoju, rozgrzeszenia, pojednania ze sobÄ…...
Spokoju nie. Rozgrzeszenia tak. Pojednania ze sobą może...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]