[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Dzieci nie rozumiały, co mówi Susan, ale widziały, że jest usposobiona do nich
przyjaznie. To im wystarczyło.
- To Pablo - Kieron kontynuował prezentację. - Trochę trudno się z nim dogadać, ale w
gruncie rzeczy niezwykły z niego żartowniś i psotnik.
- Zliczny - mruknęła Susan.
- A to Esmeralda, siostra Pabla.
- Och, ta dziewczynka jest wręcz czarująca. Ale czy czasem nie zadziera trochę nosa? -
Susan posłała Kieronowi pytające spojrzenie.
- Owszem. Ale bardziej obawiam się o Teresę, bo wydaje mi się, że jako jedyna nie
traktuje mnie jak ojca.
- Ależ to przecież jeszcze dziecko! - przerwała mu zdziwiona Susan.
- Dziewczynki indiańskie bardzo szybko dojrzewają. Nierzadko już w wieku dziesięciu,
jedenastu lat rodzą dzieci. Przypuszczam, że matką Rosy była właśnie około
dwunastoletnia dziewczynka.
- Rosa już znalazła dom?
- Tak, Rosa i Teresa. Muszę porozmawiać z lekarzem i dowiedzieć się czegoś więcej o
wynikach badań Rosy. Ale najpierw poszukam Carlitosa.
- Pójdę z tobą!
Antonio był tak zmęczony, że zasnął Kieronowi na ręku. Położyli go więc ostrożnie do
łóżka, a potem, pomachawszy dzieciom, wyszli z sali.
127
Na korytarzu natknęli się na lekarza.
- O, jest już pan, panie O'Donell! Domyślam się, że widział się pan już z dziećmi?
- Co z Carlitosem? Gdzie przewiezliście tego chłopca? - wszedł mu w słowo Kieron i
czekając na odpowiedz, wstrzymał oddech.
- Proszę ze mną - powiedział lekarz i poprowadził ich długim korytarzem. Susan ścisnęła
mocniej dłoń Kierona. - O najmłodszą dziewczynkę nie musi się pan martwić. Po prostu
były to zwykłe dolegliwości żołądkowe spowodowane niedożywieniem i niewłaściwym
pokarmem.
- Wyglądało tak, jakby umierała.
Młody hiszpański lekarz zatrzymał się i rzekł z powagą:
- Wierzę, że mogło być z nią zle, panie O'Donell, chociaż teraz trudno mi cokolwiek
stwierdzić. Nie mam pojęcia, jakiej mikstury pan użył, ale najważniejsze, że odniosła
skutek. Teraz w każdym razie stan małej z godziny na godzinę ulega poprawie. Naturalny
pokarm to dla niej najlepsze lekarstwo, mimo że dziewczynka ma już prawie rok. Poza
tym podajemy jej dodatkowo preparaty wzmacniajÄ…ce i witaminy.
- A pozostałe dzieci?
- Noga najstarszego chłopca goi się prawidłowo. Najstarsza dziewczynka jest osłabiona i
ma lekko odmrożone dłonie, a z tymi średnimi wszystko w porządku - uśmiechnął się
uspokajajÄ…co lekarz.
- Czy zatrucie wodą nie pozostawiło żadnych poważniejszych śladów u chłopców?
- Zupełnie żadnych. Wykonał pan fantastyczną robotę, panie O'Donell! Za takie zasługi
powinno się ludzi nagradzać orderami - stwierdził lekarz, zatrzymując się pod drzwiami.
- Dziękuję - odrzekł sucho Kieron. - Proszę mi powiedzieć, co z małym Carlitosem,
dzieckiem, z którym miałem najwięcej kłopotów!
Lekarz nacisnÄ…Å‚ na klamkÄ™.
- Proszę - powiedział.
Na stole operacyjnym leżał Carlitos, maleńki żałosna figurka z burzą czarnych jak węgiel
włosów. Oczy miał zamknięte, był całkiem nieruchomy.
128
Susan poczuła, jak serce ścisnęło się jej z żalu na widok tego biedactwa, które Kieron, jej
cudowny Kieron, przeniósł przez pustkowia, walcząc o jego życie. Dopiero teraz w pełni
pojęła strach i rozpacz, jakie tyle razy targały nim podczas uciążliwej wyprawy.
Pielęgniarka, która była Indianką, przykryła delikatnie chłopca kocykiem, a dwaj lekarze
odwrócili się w stronę przybyłych.
- Właśnie zakończyliśmy bardzo wnikliwe badanie, panie O'Donell.
Kieron patrzył z powagą, a lekarz pośpiesznie wyjaśniał dalej:
- Chłopiec cierpi na zwężenie tętnicy głównej. Dziecko trzeba będzie poddać operacji, jak
tylko nabierze trochę sił. Wyraża pan zgodę?
Skinął głową i pomyślał z goryczą: Czy wyrażam zgodę? Pytają mnie jak kogoś z rodziny.
Biedny malec, jest taki samotny!
- Oczywiście - powiedział.
- Wszystkie dzieci zatrzymamy przez kilka dni na obserwacji, ale ten chłopiec zostanie
dłużej. Najpierw musimy zlikwidować anemię, a potem dopiero będziemy go operować.
- Jaki będzie rezultat operacji?
- Chłopiec ma szansę rozwijać się i żyć normalnie.
- Budzi się - odezwała się cicho pielęgniarka.
- Kion - wyszeptał Carlitos, a jego oczy zabłysły radością. A potem nagle po raz pierwszy
wyciągnął do Kierona rączki. O'Donell skierował pytający wzrok na lekarzy, ale oni z
przyzwoleniem pokiwali głowami. Carlitos przytulił główkę do policzka Kierona, co tak
wzruszyło tego silnego mężczyznę, że musiał się odwrócić, by nie pokazać innym łez.
Jacy są piękni! pomyślała Susan.
- To prawdziwy cud, że ten chłopiec przetrwał wszystkie trudy - rzekł cicho lekarz. -
Chyba troszczył się pan o niego jak najczulsza pielęgniarka.
- Carlitos jest silny. Przetrwa wszystko! - roześmiał się Kieron, mając nadzieję, że nikt nie
zauważył, jak drży mu głos. Pielęgniarka nie spuszczała z niego oczu, a kiedy zbierali się
do wyjścia, wyszła z nimi na korytarz.
- Opiekuję się tym chłopcem od wczoraj, jak tylko trafił do nas na oddział - zaczęła
niepewnie. - Mamy z mężem już dwoje dzieci w wieku szesnastu i siedemnastu lat, ale
jeśli jeszcze nie znalazł pan rodziny dla Carlitosa, to chciałabym powiedzieć, że chętnie
129
go przygarniemy. Gotowa jestem zrezygnować na pewien czas z pracy i zająć się nim w
domu, aż podrośnie.
Susan zorientowała się, że Kieron zwleka z odpowiedzią, ale po chwili, obrzuciwszy
spojrzeniem siostrę, rzekł:
- Proszę mi zostawić swój adres i nazwisko. Przedłożę władzom pani prośbę. Rozumie
pani bowiem, że nie ja o tym decyduję. Zrobię, co w mojej mocy, choć nie wiem, czy dla [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • apsys.pev.pl