[ Pobierz całość w formacie PDF ]

bie tylko znanym celu.
 Armia mu przepadła, toteż poszedł wreszcie po rozum do głowy i wrócił,
skąd przybył  powiadali naiwnie co mniej rozgarnięci mieszkańcy lasu. Inni zaś
dodawali:  Miejmy nadzieję, że nas ominie.
129
Turambar jednak nie łudził się, wiedział, że Glaurung jego właśnie szuka. Nie
zdradzając się z niczym przed Niniel, rozmyślał całymi dniami, co by tu zaradzić,
aż wiosna przeszła w lato.
Pewnego dnia ludzie wrócili przerażeni do Ephel Brandir i donieśli, że widzieli
smoczy pomiot na własne oczy.
 Po prawdzie, panie  zdawali sprawę  Turambarowi  zbliża się teraz do
Teiglinu i nigdzie nie skręca. Zległ pośrodku wielkiej pożogi, drzewa płoną wko-
ło niego. Cuchnie potępieńczo. Taranując wszystko, brnie jedną linią, która ciągnie
się od Nargothrondu. Nijak nie kluczy, tylko mierzy prosto w naszą osadę. Cóż
możemy uczynić?
 Niewiele  odparł Turambar.  Ale i to już przewidziałem. Wieści, które
przynosicie, nadzieją raczej napawają niż strachem, bo jeśli rzeczywiście, jak po-
wiadacie, zmierza prosto i nie skręci, to daje to pewną szansę mężom o dzielnych
sercach.
Zdumieli się ludzie, Turambar bowiem nie dodał już nic więcej, ale jego nie-
ugiętość podniosła wszystkich na duchu58.
Rzeka Teiglin wypływała spod Ered Wethrin i bystra była jak Narog, ale z po-
czątku płynęła pomiędzy niskimi brzegami, dopiero minąwszy brody i zebrawszy
nurty innych strumieni, wpadała w wąwozy wyrzezbione u stóp tej wyżyny, na
której wyrastał las Brethilu. Stłoczone na dnie wody gnały tu z wielkim łoskotem,
a jedna z takich kipieli leżała wprost na drodze Glaurunga. Nie było to nijak miej-
sce najgłębsze, ale za to wąskie jak żadne inne. Znajdowało się zaraz na północ od
dopływu Kelebrosa. Turambar wysłał trzech odważnych ludzi, by z brzegu wypa-
trywali śladu smoka, a sam pojechał nad wodospad Nen Girith, skąd obserwować
mógł sporą połać kraju i gdzie wieści miały doń łatwy dostęp.
Najpierw jednak zebrał leśnych ludzi w Ephel Brandir i przemówił do nich:
 Mieszkańcy Brethilu, zawisło nad nami wielkie niebezpieczeństwo, które
tylko największym męstwem można pokonać. Samą siłą i liczbą niewiele tu jed-
nak wskóramy, sięgnąć nam trzeba po fortel. Gdybyśmy ruszyli wszyscy przeciw-
ko smokowi niby na spotkanie armii Orków, to śmierć jeno znajdziemy, żony na-
sze i dzieci zostawiając bezbronne. Wam tedy mówię, byście zostali i gotowali się
do ucieczki. Gdy Glaurung nadejdzie, porzucicie to miejsce i umkniecie jak najda-
lej w rozproszeniu, a wówczas może przeżyjecie. Jeśli tylko będzie mógł, przyjdzie
tu na pewno, by zniszczyć naszą siedzibę i wszystko, co wypatrzy. Nie zamiesz-
ka tu jednak. Zostawił w Nargothrondzie swój skarb, tam też są rozległe komnaty,
58
Można by przypuszczać, że dopiero po dokonaniu się wszystkiego i po śmierci Turina i Nienor,
przypomniano sobie jej ataki dreszczy i zrozumiano, skąd się brały, przez to właśnie przemianowano
Dimrost na Nen Girith, jednak nazwa Nen Girith pojawia się w legendzie przez cały czas.
130
w których może spać i wzrastać bezpiecznie.
Ludzie poczuli się rozczarowani i przygnębieni, nie takich bowiem słów ocze-
kiwali po Turambarze, któremu wierzyli bezgranicznie. I usłyszeli:
 To najgorsza możliwość. Jeśli jednak powiedzie się, co zamyśliłem, i szczę-
ście nam dopisze, wówczas do tego nie dojdzie. Nie wierzę bowiem, aby smok ten
był niezwyciężony, chociaż wyrósł i nabrał sił z latami. Wiem o nim co nieco. Jego
potęga płynie raczej z przewrotnej i złośliwej natury, cechującej to wielkie, ale nie
tak znów mocarne cielsko. Posłuchajcie tego, co usłyszałem od kogoś, kto walczył
w Nirnaeth, kiedy to ja i większość z was dziećmi ledwie byliśmy. Wówczas to kra-
snoludy osaczyły Glaurunga i Azaghal z Belegostu zranił go tak głęboko, że be-
stia uciekła do Angbadu. Oto jednak jest cierń dłuższy i bardziej ostry niż sztylet
Azaghal. I wyciągnął Gurthanga z pochwy, i uniósł żelazo nad głową, a patrzącym
zdało się, że wielopalczaste płomienie strzelają wysoko z rąk Turambara.
 Czarny Cierń Brethilu!  krzyknęli rozgłośnie.
 Czarny Cierń Brethilu  powtórzył Turambar.  Niech lepiej się go strze-
że. Jedno wiem: jakkolwiek potężnie obrastałby twardszą od stali rogową powło-
ką, zawsze zachowa miękki brzuch węża. To jego słabe miejsce, właściwe pono
wszystkim smokom. Otóż, mieszkańcy Brethilu, zamierzam wszelkim sposobem
razić go w brzuch. Kto wyruszy ze mną? Potrzebuję tylko garstki, za to silnych
i najodważniejszych.
 Pójdę z tobą, panie  powiedział stojący tuż przed Turambarem Dorlas.
 Uważam, że należy zawsze atakować, a nie czekać na wroga.
Inni jednak nie tak szybko decydowali. Lęk przed Glaurungiem był silniej-
szy niż kiedykolwiek, opowieści zwiadowców bowiem zdążyły już wrócić wołem.
W końcu Dorlas wykrzyknął:
 Słuchajcie, mężowie Brethilu, dobrze widać teraz niestosowność pomysłów
Brandira w tych burzliwych czasach. Nic nam po kryjówkach. Czy nikt spośród
was nie zajmie miejsca syna Handira, nie uchroni rodu Halethy przed niesławą?
Brandir, który zasiadał wprawdzie podczas tego zgromadzenia na należnym
mu miejscu wodza, lecz niczyjej uwagi nie przyciągał, poczuł się boleśnie dotknię-
ty, tym bardziej że Turambar nie zganił Dorlasa. Jeden tylko Hunthor, krewny
Brandira, wstał i powiedział:
 yle czynisz, Dorlasie, powiadając o niesławie władcy, którego nogi, zrządze-
niem losu, nie słuchają dzielnego serca. Uważaj lepiej, by nie zrozumiano twych
słów na opak! I jak możesz twierdzić, że niestosowne były pomysły Brandira, sko-
ro nigdy go nie posłuchano? Ty, jego poddany, odrzucałeś je z pogardą. Powiadam
ci, że Glaurung ciągnie na nas, jak przedtem napadł na Nargothrond, bo sam swy-
mi uczynkami wskazałeś mu drogę. Tego właśnie obawiał się Brandir. Skoro jed-
131
nak wróg już przybył, to za twoją zgodą, synu Handira, ruszę z tymi śmiałkami
w imieniu rodu Halethy.
 Trzech nas starczy!  odezwał się Turambar.  Ciebie jednak, panie, ni-
jak wziąć ze sobą nie mogę, ale nie z pogardy to wynika. Zrozum! Ruszać musimy
w pośpiechu i tylko silne nogi podołają drodze. Twe miejsce jest z twoim ludem.
Mądry jesteś i potrafisz uzdrawiać, a może się zdarzyć, że i wiedza, i sztuka lecze-
nia będą niedługo potrzebne bardziej niż dotąd.
Słowa te, chociaż uprzejme, tylko zwiększyły gorzki żal Brandira, który zwró-
cił się do Hunthora:
 Idz zatem, ale bez mojego upoważnienia. Cień spowija tego człowieka i jesz-
cze do złego końca cię przywiedzie.
Turambar pragnął wymaszerować czym prędzej, ale gdy przyszedł, by pożegnać
się z Niniel, ta wczepiła się weń, cała zapłakana.
 Nie odchodz, Turambarze, błagam cię!  prosiła.  Nie rzucaj wyzwania
temu Cieniowi, przed którym umknąłeś! Ucieknij jeszcze dalej, i zabierz mnie ze
sobÄ…!
 Niniel, kochana, ani dla ciebie, ani dla mnie nie ma już dalszej drogi uciecz-
ki. Otoczono nas w tym kraju. Gdyby przyszło opuścić tych ludzi, którzy nas przy-
garnęli, to tylko na pustkowia mógłbym cię poprowadzić, w dzicz bez schronie-
nia. Pewna to śmierć dla kobiety i dziecka. Sto mil dzieli nas od najbliższego kraju, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • apsys.pev.pl