[ Pobierz całość w formacie PDF ]
A wiekujże tu! zniecierpliwił się Boruta. Ale czemu nie dasz mi dosępu do złotego jabłka?
Dam w odpowiednim czasie odparł kot. Tymczasem idz na dwór królewski i przyprowadz
tutaj najpiękniejszą księżniczkę, aby poślubiła młodziana, który jest najbogatszym człowiekiem na
świecie.
Cha, cha, cha! Ja na królewski dwór? Tam nie wpuszczą takiego oberwańca. Gdybym jednak
jakimś cudem się dostał, to nikt nie usłucha mojego wezwania. Może mnie tam zabiją...
Nie. Za twoją zacność czeka cię nagroda.
Nagle zagrzmiało, zaświstało, dym wypełnił chatę całą i... Boruta przeistoczył się w strojnego
wielmożę, a przed domem stanęła poszóstna kareta w otoczeniu zbrojnych rycerzy.
A gdzie kawaler dla owej księżniczki? spytał.
Ukaże się, gdy ona tu przybędzie odparł kot.
Boruta nie potrzebował dalszych poleceń ni wyjaśnień. Wsiadł do karety i kazał wiezć się na dwór
królewski. Kierowało nim jakieś natchnienie. Wydawało mu się wszystko tak o-czywiste, jak to, że
zwykle pasa owce.
Po długiej podróży dotarł do stolicy i bez trudu dopuszczony został przed oblicze monarchy,
którego otaczała gromada książąt, księżniczek i dworzan. Wśród nich wyróżniała się u-rodą
królewna Jaromiła. Boruta, znowu w tym dziwnym natchnieniu, przemówił, a nie brakło mu słów,
wyrażał się jasno i dwornie.
Pan mój, najbogatszy człowiek na świecie, posiadacz sadu dającego o-woce ze szczerego złota,
posłyszał o
147
urodzie jej królewskiej wysokości księżniczki Jaromiły łgał niby prawdziwy dworak. Prosi
tedy pokornie o jej rękę. Udzieli przy tym waszej królewskiej mości wsparcia w złocie. Pod jednym
wszakże warunkiem: że królewna Jaromiła pojedzie ze mną zobaczyć ów sad. Potem może wrócić
tutaj na wesele ze swoim oblubieńcem.
Przeprowadziwszy naradę z rodziną i dostojnikami, król, ponieważ bardzo potrzebował złota,
zgodził się na wyjazd Jaromiły. Ona sama, zaciekawiona przygodą, z największą o-chotą przyjęła
wyjazd w orszaku zbrojnych.
W czasie podróży do Jerutek bez końca wypytywała Borutę o jego pana: jak wygląda, jakie ma
obyczaje, jak mieszka, co lubi. Zmyślał nie zważając na przyszłe skutki. Wysiedli przed jabłonią
połyskującą złotymi jabłkami.
Cudne drzewo! zachwycała się królewna.
Zaprowadził ją do swej chałupy, gdzie stała skrzynia ze złotym jabłkiem, strzeżona przez
czarodziejskie-
go kota. Ów zeskoczyÅ‚ na podÅ‚ogÄ™ i ku osÅ‚upieniu JaromiÅ‚y rzekÅ‚ ludzkim gÅ‚osem:
Skrzynio, otwórz się!
Wieko odskoczyło, a we wnętrzu skrzyni zalśniło złote jabłko.
Phi! prychnęła królewna. Takie klejnoty mamy w skarbcu.
Ale ten jest cudowny odparł kot. A jabłoń: zerwiesz z niej wszystkie szczerozłote owoce,
wnet obrodzi ponownie, dzięki czemu właściciel jest najbogatszym człowiekiem na świecie.
A gdzie książę przeznaczony mi na męża?
Jeśli zjesz to jabłko całe, odrzucając jeno ogonek, zaraz on tu przybędzie.
Jakże zjem jabłko ze złota?
Spróbuj, a zobaczysz.
Sięgnęła po owoc. W jej dłoni przemienił się w zwykłe jabłko. Zjadłszy je odrzuciła ogonek w
trawę. A wtedy z niego ku osłupieniu Jaromiły i Boruty, a przy głośnym śmiechu kota wyrósł
piękny młodzian w królewskim ubiorze. Był to Ubysz!
W czasie, gdy powracał do życia, skrzynia napełniła się jabłkami ze złota, które były owymi
kradzionymi każdej nocy. Jednocześnie zaś czarodziejski kot gdzieś się zapodział. Ubysz zabrał do
karety swego ojca, który mieszkał w Jerutkach, opuszczony przez Domarada i Niemira,
przepadłych nie wiadomo gdzie, nieświadomy ich zbrodni, po czym we czworo udali się do stolicy.
Niebawem odbyło się wesele Jaromiły i Ubysza tak huczne i wspaniałe, jakiego dotąd oko nie
widziało ni ucho nie słyszało.
148
Boruta został nadzorcą wszystkich stad królewskich i przyjacielem a doradcą Ubysza. On opisał
wszystko tak dokładnie, a z Jerutek dzieje owych wydarzeń rozprzestrzeniły się po całym świecie.
18. Chłop i królewna
%7łył ongiś w Mikołajkach rodu chłopskiego młodzianek imieniem Miłosz. Miał ojca, dostatniego
wielce gospodarza, i dwu starszych braci, Pa-kosza i Radosza. Nie wiadomo dlaczego bracia
nazywali go głupim. Chyba dlatego, że był odmienny od wszystkich: marzył o szerokim świecie i
dokoła siebie widział to, czego inni zgoła nie widzieli. W gospodarce mieli piękną łąkę, o którą
bardzo dbali. Pomimo to od pewnego czasu każdej nocy ktoś ją całą deptał.
Trzeba szkodnika przyłapać na gorącym uczynku postanowił wreszcie ojciec. Ty,
Pakoszu, będziesz dzisiejszej nocy stróżował na łące.
Wasza wola, ojcze odparł Pa-kosz.
Całą noc pilnie strzegł łąki, ale oka-
zało się rano, że trawa znów wydeptana. Usnąłeś, ospalcze, i nie dopilnowałeś! zgromił go
ojciec. Wypierał się Pakosz, zarzekał, ale nie wiadomo, czy nie łgał.
Dzisiejszej nocy Radosz będzie stróżował polecił stary.
Chętnie odparł Radosz.
Ale i jego stróżowanie nie okazało się pilniejsze. Rano łąka była zdeptana. Radosza też posądził
ojciec o zaśnięcie.
Będę musiał sam trzymać straż
powiedział.
Wówczas odezwał się Miłosz, dotąd milczący i zamyślony:
Dziś ja będę czuwał. Może mnie powiedzie się lepiej.
Zakpili z niego bracia. Ale nie stawiali mu przeszkód, chcąc, aby zbłaz-nił się jeszcze gorzej niż
[ Pobierz całość w formacie PDF ]