[ Pobierz całość w formacie PDF ]
syconą tłuszczem szmatę ukrył ją w stosie zniszczonego żelastwa za stodołą.
Czuł się teraz silniejszy, w oczach pojawił mu się wyraz pewnej stanowczości. Kobieta jednak nie
zauważyła w nim żadnej zmiany. %7łycie było teraz dla niej radosne, chciała więc przeżyć bez reszty
swe szczęście. W ciągu ostatnich tygodni ciało jej rozkwitło, wypiękniała tak bardzo, że samą ją to
dziwiło.
Zbiory były dobre, paszy dużo, można więc było powiększyć trzodę. Chleba na okres zimy wystarczy
dla wszystkich.
W przyszłym roku trzeba będzie zatrudnić jeszcze kogoś do pomocy w polu, ale na razie kobieta nie
chciała nikogo obcego w domu, nie chciała ciekawych spojrzeń, które zakłó-
ciłyby jej spokój. Noce stały się teraz dłuższe, ciemną czerwienią lśniły korale jarzębiny, ze wsi
dochodziło szczekanie psów.
Nadeszły chmurne i wietrzne dni, łąki opustoszały, drzewa pożółkły, a wiatr na podwórku szeleścił
suchymi, opadłymi liśćmi. Aż zdarzył się cichy, jesienny dzień, szare pola pojaśniały pod pogodnym
błękitem, a dym z kominów wznosił się prosto ku niebu w rzezwym, przejrzystym powietrzu.
Wrony gromadnie zbierały się na opustoszałych polach, z od-dali słychać było głosy nawołujących
się do odlotu ptaków.
Tego dnia wieczorem, wracając z pola, przystanęli na podwórku: stary Herman, Aaltonen i kobieta,
która nie wstydząc się, ufnie oparła dłoń na ramieniu mężczyzny. Zatrzymali się, aby popatrzeć przez
chwilę na łąki i niebo, na leżącą w dole wieś i rzekę wijącą się wśród pól. Czuli spokojną radość i
zadowolenie, które zazwyczaj ogarnia gospodarzy, kiedy trud ich przynosi dobre plony. Kobietę
opuściła na chwilę troska o niewiadomą przyszłość i serce jej przepeł-
niło się zwodniczym poczuciem pewności: może tak będzie zawsze, bo tak jest dobrze i tak być
powinno. Wiedziała już o tym, że nosi w łonie nowe życie, poczęte owej pamiętnej nocy letniej. Jej
ciało, długo gnębione i poniżane, pod dotknięciem dobrej mocnej ręki ukochanego mężczyzny tętni-
ło nowym życiem. Chociaż była to zgrubiała od pracy ręka 104
prostego człowieka, dobrze było przytulić do niej policzek w chwilach wieczornego odpoczynku i
zapomnieć o całej przeszłości, o złudnych światłach miasta, o pustych słowach czerpanych z książek,
o życiu pełnym pośpiechu i podniecenia. Zdawało się jej, że wszystko to sama oddzieliła, jak wiatr
oddziela plewy od zdrowego ziarna. Radość żyła w jej rozkwitłym ciele, które było jak urodzajna
gleba, nosząca w sobie żywe ziarno zasiane przez mężczyznę.
Na niebie gasły purpurowe zorze zachodzącego słońca.
Nadchodziła spokojna, chłodna, jesienna noc. Kobieta uśmiechnęła się. Zdjęła rękę z ramienia
mężczyzny przypomniaw-szy sobie, że czeka ją jeszcze robota. Idąc w stronę obory spostrzegła
unoszące się znad czarnego jeziora białe opary.
Przypomniała sobie nagle chwilę, kiedy przybyła do tego domu. Wtedy też była jesień, tylko dzień
dżdżysty i szary, stary Herman prowadził do studni białą kobyłę; czarne, po-
łyskujące pomiędzy skałami jezioro wzbudziło w niej grozę.
Zadrżała wówczas pod wpływem wstrząsającego przeczucia.
Wydawało jej się, że kiedyś przeżyła podobną chwilę, w po-dobnej okolicy; w taki sam smutny,
jesienny dzień pojono przy studni białego konia, a w dali błyszczało czarne jezioro. Przygnębiona,
nie odczuwała wtedy zbawiennej blisko-
ści przyrody, była smutna i upokorzona. Przybyła tutaj spodziewając się najgorszego losu. Nie
przeczuwała, że miejsce to stanie się dla niej najbliższe na ziemi, że tutaj przeżyje szczęście i radość
poczęcia. Pod wpływem tamtego wspomnienia uśmiech zgasł teraz na jej twarzy. Poczuła się bezra-
dna jak wówczas. Przyszłość była nieznana, zamknięta mię-
dzy ziemią, niebem i czarną wodą. Zdawało się jej, że chłód wiejący od jeziora ogarnął całe
podwórko. Wstrząsnął nią zimny dreszcz. Pochyliwszy się chwyciła wiadro i weszła do obory. Tu
było ciepło. Kiedy po pewnym czasie powróciła do izby i zapaliła światło, twarz jej znów jaśniała
ciepłym uśmiechem radości.
105
10
ewnego ciemnego wieczoru, kiedy ziemia za oknem od-P poczywała pogrążona w jesiennej
melancholii, a z po-chmurnego nieba siąpił drobny, gęsty deszcz, w izbie przy stole, z pochylonymi
głowami, siedzieli blisko siebie Aaltonen i kobieta. Robili rachunki na przyszły rok. Kobieta roz-
łożyła papiery, wyciągnęła ołówek, przed sobą trzymała książkę z kwitami i spłatami pożyczki.
Aaltonen uważnie przeglądał rachunki, czuł się za nie odpowiedzialny, bo kobieta na tym nie znała
się dobrze. Sam też mógł się kierować tylko zdrowym rozsądkiem, który mówił, że zle jest, kiedy są
długi, dobrze zaś, kiedy w domu pozostają zaoszczędzone pieniądze. Trzymając przed sobą kalendarz
rolniczy i wy-cięty z gazety cennik, obliczali, ile będzie można z tegoro-cznych zbiorów przeznaczyć
na sprzedaż, ile ziarna należy zostawić na potrzeby domu, ile na przyszłoroczne zasiewy.
Kupiono już czworo prosiąt, Aaltonen dobijał we wsi targu o krowę, która miała się ocielić w
listopadzie. Mieli także zamiar kupić na wiosnę nowego konia, bo biała kobyła była już bardzo
spracowana i stara.
Należało także zapłacić podatki: państwowy, gminny, kościelny, zapłacić za elektryczność, kupić
trochę odzieży i nowych narzędzi. Wydatków było dużo, kolumny cyfr za-pełniały leżący przed nimi
papier. Aaltonen zasępił się. Wi-106
dząc to kobieta dotknęła ostrożnie dłonią jego ręki i gładząc delikatnie patrzyła na niego oczyma
pełnymi blasku i łagod-nego uśmiechu. Nie było teraz trosk ani kłopotów, nie było lęku przed biedą.
Bez żalu skreślili z rachunków te zakupy, bez których mogli się obejść. W rezerwie pozostały jeszcze
przecież pieniądze za sprzedaż drzewa na budowę i na opał.
W gęstym lesie nie było widać ich braku.
Drzewa zdatne na budowę musimy oszczędzać
odezwał się Aaltonen. Za kilka lat trzeba będzie postawić nowe zabudowania dodał po chwili.
Kobieta radośnie popatrzyła na niego. Słowa te były dla niej obietnicą szczęśliwej przyszłości.
Niech będzie błogosławiona ścieżka, która przywiodła do jej domu tego mężczyznę. Nikt nie może go
jej już odebrać. Ten mężczyzna, któ-
rego zesłał los, chciał budować przyszłość u jej boku.
Czując błogi spokój przypomniała sobie, że dawniej podobne jesienne wieczory pogrążały ją w tak
głębokie przygnębienie, iż nawet śmierć nie wydawała się wybawieniem.
Teraz nie przeszkadzała jej jesienna szaruga, a ciemna noc za oknem przynosiła ukojenie. W izbie
trzaskał wesoło ogień i unosił zapach suszącej się odzieży i zabrudzonych gliną chodaków.
Na wiosnę musisz wziąć sobie do pomocy dziewczynę, żebyś za bardzo się nie męczyła, kiedy
twój czas nadejdzie odezwał się Aaltonen nieco drżącym głosem.
Popatrzyła na niego z miłością. Kiedy czuła przy sobie bliskość tego silnego mężczyzny, poważne
spojrzenie jego oczu i dotyk mocnej dłoni, pierzchały wszystkie troski, i uf-ność napełniała jej serce.
Było im dobrze ze sobą.
Nagle drzwi kuchni otwarły się cicho i skradającymi się krokami wszedł do izby na wpół rozebrany
mężczyzna. Pił
wodę z czerpaka i świdrującym spojrzeniem śledził przez chwilę tych dwoje siedzących przy stole.
Siedzieli blisko siebie nad dobrze mu znanymi książkami i papierami gospo-darskimi. Dawniej w
takiej chwili rozpocząłby rozmowę, ale teraz nie powiedział ani jednego słowa. Kobieta zdawała się
nie zauważać nawet jego wejścia, tylko uśmiech zgasł na 107
jej twarzy, a spojrzenie stało się posępne. Aaltonen nie podniósł głowy znad papierów, aby nie
patrzeć na wroga. Krew odpłynęła mu z twarzy, pobladł i sprężył się w sobie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]