[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Zatrzasnęła drzwi i włączyła silnik. Dlaczego ja to robię? -
zastanawiała się. Charlie pomachał, gdy odjeżdżała. Odpowiedziała
pona
ous
l
a
d
an
sc
ponurym skinieniem głowy. Jadąc po Trish, przez następne dziesięć
minut Cassie próbowała dociec, dlaczego nie pozwoliła Charliemu
odejść. Miał przecież pieniądze na posiłek i miejsce do spania.
Próbowała się od niego uwolnić, więc dlaczego zaprosiła go na
kolację? Co ją napadło?
Stwierdziła, że to chyba przez te uściski. Przez cały dzień nie
mogła zapomnieć chwili, kiedy ją obejmował. Był w tym doskonały.
Poczuła się wtedy cudownie, bezpiecznie jak w rodzinnym domu. Na
dodatek obudziły się uczucia, o których już dawno zdążyła zapomnieć.
Nie chodziło o seks, ale o poczucie wzajemnej bliskości. Czuła się
jednocześnie pożądana i bezpieczna. Pomyślała, że trudno oprzeć się
mężczyznie, który wywołuje takie emocje. Na chwilę opadły ją
wyrzuty sumienia. Jej nieżyjący Teddy nigdy nie zapewnił jej poczucia
bezpieczeństwa. Bardzo go kochała, ale dorosła szybciej niż on. Zmarł,
nim stał się prawdziwym mężczyzną. Przez cały czas trwania ich
związku pozostał dużym dzieckiem, podatnym na zmienne nastroje,
snującym nierealne plany na przyszłość. Nie, przy Teddym nigdy nie
czuła, że ktoś się nią opiekuje. Nie miała też przekonania, że jeżeli
stanie się coś naprawdę złego, mąż przejmie kontrolę nad sytuacją.
Pod tym względem Charlie był jego całkowitym zaprzeczeniem.
Mimo wybuchowego charakteru, który ujawnił podczas rozmowy z
Moffitem, mimo uporu i pewnego zarozumialstwa Charliego, Cassie
czuła, że ten mężczyzna ma silny charakter i psychikę. Na takim
partnerze kobieta mogła polegać.
Nie miała powodów, żeby się go obawiać, o ile się od niego nie
pona
ous
l
a
d
an
sc
uzależni. Nadal nie wiedziała, kim był naprawdę. Z jednej strony
zaczynała już wierzyć w jego opowieść, ale nadal miała poważne
wątpliwości. To jej przypomniało, że powinna jak najszybciej
rozwiązać tę zagadkę. Gdy tylko dotrze do domu, natychmiast za-
dzwoni do wszystkich znajomych. Dowie siÄ™, kto sobie z niej tak
zażartował.
Dziewczynka otworzyła drzwi z szerokim uśmiechem na twarzy.
Jednak uśmiech zmienił się szybko w pełne rozczarowania spojrzenie.-
Nie jesteÅ› ubrany jak kowboj Charlie. Te spodnie sÄ… za szerokie.
Uniósł torbę. Drugą rękę ukrył za plecami.
- Moje brudne ubranie jest tutaj. Miałem nadzieję, że twoja mama
pozwoli mi je uprać.
- Mamusiu! - zawołała dziewczynka, biegnąc do kuchni. -
Przyszedł kowboj Charlie i chce, żebyś mu uprała ubranie.
Ruszył za dzieckiem do kuchni.
- Niezupełnie - zwrócił się do Cassie. - Jeśli powiesz mi, gdzie
jest balia i dasz kawałek mydła, poradzę sobie sam.
- Cześć - przywitała go i nim zdążył zaprotestować, zabrała mu
torbę, wrzuciła jej zawartość do dużego, białego pojemnika stojącego w
rogu, wsypała z pudełka coś białego, zamknęła pokrywę i nacisnęła
kilka guzików. - %7ładen problem - poinformowała. - Będzie gotowe,
nim wyjdziesz.
- Dziękuję - powiedział, wyciągając rękę zza pleców. - To dla
ciebie.
pona
ous
l
a
d
an
sc
- Ależ, Charlie - szepnęła zaskoczona. - Nie powinieneś, po co...
Uśmiechnęła się, wzięła stokrotki i powąchała je. Wyraznie była
zadowolona.
- Oczywiście, że powinienem. Przynajmniej tak chciałbym ci
podziękować za przygotowanie kolacji, za to, że nie urwałaś mi głowy
po dzisiejszej wizycie w banku, za znalezienie mi pracy i za wszystko.
- Ja nie...
- Znalazłaś Charliemu pracę? - spytała dziewczynka.
- To prawda. PracujÄ™ tam, gdzie twoja mama.
- Super.
- Nie mam z tym nic wspólnego - stwierdziła Cassie - i dobrze o
tym wiesz. Zjawiłeś się tam w odpowiednim momencie. To wszystko.
- Zdaje się, że w życiu wiele zależy od takich przypadków.
Możesz być pewna, że wszystko uda się pomyślnie załatwić.
- SkÄ…d wiesz?
- Po prostu wiem.
Spojrzała mu w twarz. Potem zmarszczyła brwi.
- Musisz rzeczywiście mocno w to wierzyć - powiedziała,
wzruszając ramionami. - Trish, kochanie, umyj się. Kolacja już prawie
gotowa.
Z przyjemnością rozglądał się po kuchni. Na jasnożółtych
ścianach wisiały oprawione w ramki hafty. Podłoga była drewniana.
Kilka desek wymagało wymiany. Nad kuchenką wisiały
ciemnopomarańczowe garnki. Takich jeszcze nie widział. Wyglądały
solidnie. Równie solidny był posiłek. Duże kawałki mięsa, ziemniaki i
pona
ous
l
a
d
an
sc
marchew. Do tego gęsty sos. Cassie dodała przyprawy nieznane
Charliemu. Pieczywo było świeże, masło całkiem dobre, ale zupełnie
inne w smaku niż domowe, robione ze słodkiej śmietany. Jadł z takim [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • apsys.pev.pl