[ Pobierz całość w formacie PDF ]

jak mówił, i czy długo jeszcze pozostanie. Daniel czuł instynktowną nieufność do
ludzi zbytnio wykorzystujących swe towarzyskie talenty, odpowiadał więc
powÅ›ciÄ…gliwie i zdawkowo. Olafson mówiÅ‚ tym samym tonem, tak jednak» umiaÅ‚
pokierować rozmową, że chłopak powiedział o sobie więcej, niż zamierzał, i
pożegnał Szweda z poczuciem własnej porażki, ale i odrobiny zadowolenia, bo każdy
lubi być przedmiotem czyjegoś zainteresowania  profesor zaś uchodził za-sławę w
swojej specjalności, jeśli wierzyć w tym względzie Wapieńskiemu. Aączyło tych
dwóch niejakie podobieństwo, wywołane zapewne obracaniem się w podobnych
kręgach naukowo-towarzyskich, stosowaniem takich samych metod dla
rozpowszechnienia własnych osiągnięć i szukaniem dalszych szczebli kariery.
Kojarzyło się to Danielowi z zasadą perpetuum mobile; osąd był zapewne
niesprawiedliwy, podykto-
wany wyniesionym z domu przekonaniem, że uczony winien być skromny i
pracować dla dobra ludzkości, nie dla własnej sławy czy korzyści. Skinnerowi
również nigdy by nie przyszło do głowy chlubić się w towarzystwie swymi
sukcesami na polu matematyki.
Przyjazd Szweda odmienił zatem tryb życia w sanatorium. Robiono wspólne
wycieczki, wieczory spędzano na rozmowach, oglądano przezrocza z wypraw
naukowych i amatorskie filmy dokumentalne. Daniel zrazu stronił od towarzystwa,
lecz rychło tak polubił wspólne spotkania, że coraz pózniej wracał do swojego
pokoju.
Sceptycznie nastawiony do skuteczności leczniczych zabiegów ze zdziwieniem
stwierdził pewnego ranka, że nie tylko ustąpiły bóle, lecz bez śladu znikły
obrzmienia deformujące jego stawy. Nie odczuwał ani zmęczenia, ani apatii. Tym
bardziej korciło go, by ruszyć gdzieś, wszcząć poszukiwania Blanki  choć zdawał
sobie sprawę, że to równie trudne, jak znalezienie igły w stogu siana.
Nadal spotykał w barze rudego Holendra, który przesiadywał tam nad szklanicami
piwa gadając z przygodnymi znajomymi, ale do kuracjuszy się nie przyłączał.
Intrygowało Daniela, co ten Van Horch robi w Biskrze, skoro nie bierze kąpieli, mało
chodzi po mieście i niczym właściwie się nie zajmuje. Kim był? Kupcem,
podróżnikiem, plantatorem? Nie należał z pewnością do elity intelektualnej typu
Olafsona, lecz mówił biegle paroma językami, miał rozległą praktyczną wiedzę i
ogromną łatwość zjednywania sobie ludzi. Każdy czuł się z nim swobodnie, chętnie
słuchał jego kawałów, odpoczywał w rubasznym, wesołym nastroju. Zdawać by się
mogło, że Van Horch tylko po to się urodził, by rozjaśnić świat swą rudą czupryną i
śmiechem od ucha do ucha. Ale jego bladoniebieskie oczy przenikały ludzi na
wskroś, ze słów zaś czasem przebijała ironia wiele dająca do myślenia. W
przeciwieństwie do Olafsona budził w Danielu sympatię i zaufanie, mimo że jakiś
wewnętrzny głos ostrzegał, by nie poddawać się bezkrytycznie urokowi Holendra,
który co parę dni zapytywał wesoło:- k
 No i kiedy ruszasz na poszukiwanie swej damy? 64  Jak tylko zdobędę jej
adres.
 I numer telefonu!  śmiał się Van Horch.  Pamiętaj, umowa stoi.
Olafson tymczasem przyniósł wiadomość, że w tutejszym ośrodku kulturalnym
miano wygłosić pogadankę o perfidii chrześcijańskich misjonarzy doby kolonialnej,
lecz że w końcu odczyt został odwołany. Może nie chciano drażnić cudzoziemców
albo przypominać mieszkańcom Biskry o księdzu Lavigerie  pierwszym
rzymskokatolickim arcybiskupie Algieru, założycielu Zgromadzenia Zakonnego
Ojców i Sióstr Białych.' Nakazywał misjonarzom zbliżenie się do środowiska
arabskiego, poznanie języka i podjęcie pracy fizycznej wśród najuboższych. Od
połowy dziewiętnastego stulecia zakładali oni w Algierii szkoły i warsztaty
rzemieślnicze, szpitale i przytułki, cierpliwie urabiając swych podopiecznych na
obraz i podobieństwo francuskich wyznawców Chrystusa. Lavigerie zabiegał też
skwapliwie o nawracanie tubylców; sensacją Algieru stał się ślub, którego udzielił
szejkowi bractwa religijnego Tedżani i pannie Aurelii Picard, ponętnej francuskiej
guwernantce.
 Co najciekawsze  opowiadał profesor  ów przedsiębiorczy ksiądz nie tylko
powołał organizacje międzynarodowe dla wykupu afrykańskich niewolników, ale
założył ostatni już chyba w dziejach zakon rycerski, który miał orężnie walczyć z
handlarzami żywym towarem. Nazywał się ten zakon  Les pionniers du Sahara",
siedzibą jego była właśnie Biskra.
Dla Daniela nie były to rewelacje. Przed wyjazdem do Algieru naczytał się o
handlarzach niewolnikami. Pamiętał, że w procederze tym pośredniczyli
najprawowierniejsi z muzułmanów  Mozabici. Ghardaia, położona w centrum
pustyni, była miejscem postoju wszystkich karawan zdążających z południa na
północ i z północy na południe. Beduini przywozili skóry dzikich zwierząt, pióra
strusie, kość słoniową, hennę, a także czarnych niewolników, i wymieniali te dobra
na ziarno, kawę, cukier, a przede wszystkim na broń i proch, wyrabiany przez
pobożnych Mo-zabitów, którzy odsprzedawali Murzynów do miast, dopóki władze
francuskie nie utrudniły im tego przedsięwzięcia.
Mozabici byli wyznawcami jednej z najstarszych doktryn islamu, abadyckiej,
opierającej się wyłącznie na Koranie i nie uznającej nawarstwionych przez wieki
tradycji. Stanowili sektÄ™ 65
5  Daniel na Saharze
stosunkowo nieliczną, o zmiennych kolejach losu. Tutaj właśnie, w sercu Sahary,
udało im się stworzyć wielkie państwo Tiharet, obejmujące swym zasięgiem cały
Ued Rirh, Uarglę i oazy Try-politanii. Miasto Tiharet, zbudowane na południe od
Algieru, było ośrodkiem nauki, zwłaszcza teologii, ale też magii i astrologii.
Wśród niewielu uczonych europejskich, którzy badali osobliwą kulturę NTzabu,
wielkie zasługi położyli Polacy. Motyliński opracował bibliografię M'zabu, a raczej
coś na kształt encyklopedii bogatego piśmiennictwa abadyckiego, i ogłosił wiele prac
na ten temat. Zygmunt Smogorzewski jeszcze przed pierwszą wojną światową zbierał
w M'zabie teksty abadyckie, a w latach międzywojennych, już jako profesor
uniwersytetu lwowskiego, nadal prowadził tutaj swoje poszukiwania. Pozyskał taką
przychylność teologów abadyckich, że pozwolili mu poczynić odpisy ksiąg
niedostępnych dla innowierców. Zamierzał wydać w Algierze klasyczny zestaw
literatury abadyckiej. Zmierć udaremniła jego plany, teksty pozostały w seminarium
orientalistycznym uniwersytetu lwowskiego. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • apsys.pev.pl